Opublikowaliśmy już rozmowy z pięcioma kandydatami (pierwsze trzy znaleźć można tutaj, kolejne dwie tutaj). Dziś czas na wywiad z pozostałą dwójką polityków. Jako pierwszy na nasze pytania odpowie Wojciech Podjacki, reprezentujący KWW Solidarny Gdańsk. Drugim rozmówcą jest Dariusz Adamowicz, przedstawiciel KW Nowy Gdańsk.
Wojciech Podjacki ma 40 lat. Prowadzi własną działalność gospodarczą. Od 2002 roku przewodzi Lidze Obrony Suwerenności. Dariusz Adamowicz ma 49 lat. Zajmuje się dystrybucją sprzętu audio i instrumentów muzycznych.
Wojciech Podjacki, Komitet Wyborczy Wyborców Solidarny Gdańsk, kandydat na prezydenta Gdańska
Jaki jest Pana pomysł na Orunię? Co zmieni się tutaj podczas Pana prezydentury?
To musi być szersza perspektywa. Nie można patrzeć tylko na jedną dzielnicę. Ale faktycznie, Orunia jest jednym z najlepszych przykładów tego, że obecna władza nie ma żadnego pomysłu na sprawne rządy. Od okresu wojny w niektórych, oruńskich budynkach właściwie nic się nie działo – żadnych remontów, żadnych modernizacji. Dzielnica jest straszliwie zaniedbana
To jest odpowiedź na moje pytanie? Zdiagnozował Pan sytuację, ale o pomysłach na jej zmianę już nie usłyszeliśmy...
Wiemy, że Orunia Dolna to są głównie mieszkania komunalne. Przede wszystkim zadbam więc o to, aby czynsze nie były podwyższane. A jeżeli jakaś podwyżka okaże się niezbędna, to będę ją konsultował z mieszkańcami. Obecnie takiego dialogu władzy z gdańszczanami nie ma.
I to zmieni wizerunek Oruni?
Oczywiście, że nie. Ale to jest dobry początek. Miasto powinno stawiać na budowę tanich mieszkań komunalnych. Ludzie nie będą musieli, tak jak ma to miejsce w budynkach TBS-u, płacić „na wejściu” 30 procent wartości mieszkania. Kogo z biednych ludzi stać na takie pieniądze? My chcemy naprawdę tanich mieszkań komunalnych, w których ludzie mieszkaliby w zamian za płacony czynsz. Przyciągnie to ludzi do Gdańska. A wiadomo, im więcej mieszkańców, tym więcej odprowadzanych do miejskiego budżetu pieniędzy z podatków.
A skąd Pan weźmie pieniądze na budowę kolejnych mieszkań komunalnych? Kto ma je budować? Spółdzielnie, deweloperzy, miasto?
Miasto. A skąd pieniądze? 300 milionów pochłonie Europejskie Centrum Solidarności. Czy tych pieniędzy nie można przeznaczyć na budowę mieszkań, na budowę żłobków, na budowę przedszkoli?
Wróćmy jeszcze na moment na Orunię. Trzy najważniejsze sprawy dla tej dzielnicy, którymi chce Pan, jako prezydent, zająć się w pierwszej kolejności?
Oruni przyda się bardzo szerokie wsparcie. Trzeba zainwestować tutaj w szkoły, w ośrodki kulturalne. Bez pieniędzy z budżetu ta dzielnica po prostu się nie podniesie. No i oczywiście drogi. Są one w opłakanym stanie. Jak wygląda Trakt Św. Wojciecha? To ma być droga wjazdowa do miasta? Przede wszystkim musi być jednak pomysł na Orunię. Mam wrażenie, że dla obecnej władzy Orunia jawi się jako slumsy. Tymczasem dzielnica ta, ma przecież duży potencjał.
Rządzącej obecnie ekipie w Gdańsku zarzuca się często, że nie wspiera wystarczająco obywatelskich inicjatyw mieszkańców. Mówi się m.in. o małych kompetencjach rad osiedli czy wysokich progach frekwencji. Jako prezydent, ma Pan zamiar zmienić coś w tym względzie?
Na pewno obecnie są zbyt wysokie progi frekwencji. Za dużo też jest wymaganych podpisów pod złożeniem inicjatywy uchwałodawczej. My te wszystkie liczby zmniejszymy, minimalnie o połowę. Chcemy zaprosić gdańszczan do współtworzenia ich miasta.
Czemu mieszkańcy mają na Pana zagłosować?
No tak, najtrudniej mówić o sobie (śmiech). Chcę szanować wolę mieszkańców, chcę racjonalnie wydawać miejskie pieniądze. Zamierzam pracować uczciwie i solidnie. Przez 20 lat prowadzę działalność gospodarczą i wychodzę na swoje. Potrafię organizować ludzi. To prawda, że nie zasiadałem nigdy wcześniej w Radzie Miasta, ale być może to jest właśnie moja siła. Dlaczego? Nie dałem się zepsuć różnym układom.
Dariusz Adamowicz, Komitet Wyborczy Nowy Gdańsk, kandydat na prezydenta
Jaki jest Pana pomysł na Orunię? Co zmieni się tutaj podczas Pana prezydentury?
Orunia jest mi bardzo bliska. Urodziłem się tutaj, tu mieszkała rodzina mojej mamy i mojego ojca. Do tej pory czuję sentyment do Oruni. Bardzo mnie boli, że jest tak zaniedbywana przez rządzących. A więc co trzeba tu zmienić? Musi być przeprowadzona gruntowna renowacja budynków. Muszą zostać zagospodarowane puste place, których pełno na Oruni. Ta dzielnica ma przecież tak bogatą historię, musi zostać odnowiona.
Zapomniał Pan o „drobnym” szczególe – skąd wziąć na to wszystko pieniądze?
Jak to skąd? Miasto wydaje miliard na stadion, setki milionów na Europejskie Centrum Solidarności. W jaki sposób te pieniądze przekładają się na życie przeciętnego mieszkańca? Jak można rozwijać tylko dzielnice reprezentacyjne, a resztę zostawiać odłogiem? To jest jakaś iluzja, że odnowimy Stare Miasto i to już wystarczy, aby przekonać wszystkich do tego, że tak wygląda cały Gdańsk. A więc trzeba szukać oszczędności. Nie budować „pomników”. Stawiać na mniejsze, bardziej potrzebne ludziom inwestycje.
Trzy najważniejsze sprawy dla tej dzielnicy, którymi chce się Pan, jako prezydent, zająć w pierwszej kolejności?
Zacząłbym od Traktu Św. Wojciecha. To nienormalne, że tak wygląda droga wjazdowa do miasta. Pieniądze na remont Traktu muszą się znaleźć. Kolejną ważną sprawą jest budowa ekranów akustycznych wzdłuż torów. A trzecia sprawa...Może Pan mi coś pomoże?
Nie potrafi Pan wymienić trzeciej kwestii?
Dzielnic jest tak dużo...
Ale Park Oruński Pan zna?
Oczywiście! Przyznam, że nie pamiętam w jakim on jest teraz stanie.
Rządzącej obecnie ekipie w Gdańsku zarzuca się często, że nie wspiera wystarczająco obywatelskich inicjatyw mieszkańców. Mówi się m.in. o małych kompetencjach rad osiedli czy wysokich progach frekwencji. Jako prezydent, ma Pan zamiar zmienić coś w tym względzie?
Rada osiedla to jest miejsce, gdzie powinny powstawać lokalne projekty. Mieszkańcy sami najlepiej wiedzą, co powinno dziać się w ich okolicy. Władza musi ich słuchać. Tymczasem obecnie osiedlowi radni są ubezwłasnowolnieni przez układ partyjny, który panuje w RMG. A to właśnie radni dzielnicy i radni miasta powinni tworzyć polityczny tandem. Razem przeprowadzać projekty. W praktyce jest zupełnie inaczej. Dlatego też warto wzmacniać rady osiedli. Uważam, że progi frekwencji są niepotrzebne. Jeżeli nawet na taką radę zagłosuje kilkanaście czy kilkadziesiąt osób, trudno, takie są uroki demokracji. W przyszłych wyborach może frekwencja będzie dużo wyższa.
Nazwisko Adamowicz przeszkadza, czy pomaga Panu w kampanii?
Wiele osób myśli, że pomaga. Ale naprawdę jest inaczej. Na spotkaniach z wyborcami, ludzie pytają mnie często, czy jestem rodziną obecnego prezydenta. Kiedy mówię, że tak nie jest, mieszkańcy zaczynają wyliczać litanię skarg pod adresem prezydenta Adamowicza. To nazwisko nie kojarzy im się chyba zbyt dobrze.
Nie patrzy Pan na sondaże?
Nie patrzę na wybory w ten sposób.
Czemu mieszkańcy mają na Pana zagłosować?
Jestem architektem, wiem coś o budownictwie, o rozwoju miast. Mam swoją firmę, tak na marginesie zaczynaliśmy na ulicy Piaskowej, która funkcjonuje z powodzeniem. Uważam, że mam kwalifikacje do pełnienia funkcji prezydenta. Będę racjonalnie i odpowiedzialnie zarządzał majątkiem gdańszczan. Uważam, że Gdańsk potrzebuje zmian.