- Szedłem ze swoją partnerką po wale Kanału Raduni. Zostałem potrącony przez rowerzystę. Jeszcze usłyszałem, jak powiedział: "za szeroko". Mężczyzna odjechał kawałek i zaczął mi wygrażać — relacjonuje Jarosław Błażejczyk, mieszkaniec Oruni.
49-latek twierdzi, że do potrącenia doszło w kwietniu. Na ścieżce technologicznej na wale Kanału Raduni, po której mogą poruszać się zarówno piesi, jak i rowerzyści.
Stoimy na wysokości Zrembu, dokładnie w tym miejscu miało dojść do potrącenia. Błażejczyk pokazuje mi kilka dokumentów. Jest lekarska obdukcja, z której wynika, że oruniak doznał "stłuczenia klatki piersiowej". Są i wypisy ze śledztwa, bo Błażejczyk zgłosił sprawę na policję.
Rozmówca portalu MojaOrunia mówi, że zgłosił się także do straży miejskiej, do urzędu i do gdańskiego oficera rowerowego. Z tym ostatnim, jak podkreśla, miał "merytoryczną rozmowę", w dwóch pierwszych instytucjach czuł się jak intruz.
Błażejczyk zaznacza, że jest osobą niepełnosprawną, a na dowód pokazuje nam stosowne dokumenty. Mówi, że ma problemy z chodzeniem. Ale że lubi spacerować po ścieżce wzdłuż Kanału Raduni i robi to regularnie, z reguły przed południem.
Twierdzi, że jeden z odcinków jest tu szczególnie niebezpieczny. Zwraca uwagę, że od okolic Zrembu do rejonu kościoła Św. Ignacego ścieżka wzdłuż Kanału Raduni zwęża się do szerokości dwóch metrów. - Jest naprawdę niebezpiecznie, bo niektórzy rowerzyści pędzą jak szaleni. Wystarczy, że ścieżką idą dwie dorosłe osoby i robi się ciasno. Nigdy wcześniej nie zostałem tak potrącony, jak przez tego rowerzystę, ale wcześniej wielokrotnie zdarzało mi się słyszeć ze strony innych rowerzystów jakieś wyzwiska. Bo niby ja jako pieszy mam zejść z tej ścieżki. No jak to możliwe?
- Proszę podkreślić, że ja nie mam nic do rowerzystów. Wielu z nich jest naprawdę ok. Potrafią poprosić, by człowiek się trochę przesunął. Są uprzejmi, grzeczni. I o to chodzi, by nie robić sobie nawzajem nic po złości — komentuje 49- latek.
Miasto widzi problem. Rewolucyjny plan
Oruniak uważa, że na zwężonym odcinku ścieżki miasto powinno zamontować przynajmniej kamery. - Teraz jest tak, że nie mam żadnego dowodu. Słowo przeciwko słowu. Policja może twierdzić, że to sobie wszystko zmyśliłem. Moim zdaniem, kamery są tutaj niezbędne. Bo może to by podziałało na niektórych rowerzystów. Czy naprawdę musi dojść do tragedii, by ktoś w mieście na poważnie zajął się sprawą?
Wywołany już wcześniej w tekście Oficer Rowerowy, Remigiusz Kitliński potwierdza w rozmowie z portalem MojaOrunia, że rozmawiał z Błażejczykiem. Przyznaje, że na opisanym wyżej "wąskim odcinku" ścieżki problem rzeczywiście istnieje.
Zaznacza, że w mieście jest oficjalny dokument planistyczny, który zakłada, by ruch rowerowy zdjąć ze ścieżki technologicznej wzdłuż Kanału Raduni i przenieść go na drugą stronę. Problem w tym, że na ten moment są to tylko plany. Bo droga do powstania takiej ścieżki rowerowej jest daleka — potrzeba konkretnych prac projektowych i pieniędzy w budżecie.
To, co można zrobić "tu i teraz"? Kitliński zapewnia, że miasto zbada, czy na opisanym odcinku ścieżki można zamontować kamery.
Do tematu wrócimy.