Środa, 30/10/2024

Portal dzielnic: Orunia Dolna, Orunia Górna, Lipce, Św. Wojciech, Olszynka, Ujeścisko

menu menu menu menu menu

REKLAMA

Historia: Życie toczy się przy Gościnnej

MojaOrunia.pl » Historia » ...

 7 dodane: 15:03, 15/01/12

tagi:Kowalparkul. GościnnaBronisław Bruskikościół św. Jana Bosko

Jak wyglądał kościół przy ul. Gościnnej chwilę po wojnie? Dlaczego w krzakach przy cmentarzu błyskały orzełki? Jakim człowiekiem był kowal? I gdzie oruńscy chłopcy zrywali róże dla dziewcząt? Na te i inne pytania odpowiadają nasi rozmówcy, którzy dzielą się swoimi wspomnieniami z dzieciństwa na Oruni.

Zdjęcia z wnętrza kościoła przy ulicy Gościnnej (na zdjęciu nie istniejący już ołtarz),, lata ‘50/’6
Zdjęcia z wnętrza kościoła przy ulicy Gościnnej (na zdjęciu nie istniejący już ołtarz),, lata ‘50/’6
Fot. Zgromadzenie Salezjanów (źródło kronika parafialna)

Fotografia 1 z 7

Naszą podróż zaczynamy od miejsca, gdzie w trudnych chwilach wielu mieszkańców szuka pociechy i pomocy. Tym razem i to miejsce potrzebowało wsparcia. Mowa o kościele przy ul. Gościnnej, nazywanego przez wielu oruniaków „kościółkiem”.

Szklimy świątynię
Z pierwszego wpisu w kronice księży Salezjanów na Oruni dowiadujemy się kilku ciekawych szczegółów. Diecezja Gdańska przekazała kościół Towarzystwu Salezjańskiemu 6 czerwca 1945. Według przekazów ustnych świątynią opiekował się ks. Jan Domino, a następnie przez krótki czas ks. Michał Kubacki. Natomiast o fakcie zniszczeń plebanii i kościoła wskazywać ma, według kronikarza, następująca, mocna w wymowie, odezwa księdza Michała Kubackiego z 18 listopada 1945 roku.

„Okna proszą się o zaszklenie. Brak robotników, sam nie dam rady, nie mam przyrządów do cięcia szkła. Upraszam bardzo, by na wtorek przyszło więcej ludzi do pomocy, byśmy mogli skończyć robotę. Nie potrzeba wszystkich ludzi – niech z 10 domów przyjdzie jedna osoba. Mężczyźni, proszę podzielić się, porozumieć według numerów domów.”

Salwy na Gościnnej
Teresa Panasiuk przyjechała na Orunię wiosną 1946 roku. Pamięta kościół z wciąż silnymi wpływami kościoła ewangelickiego.  
- W kościele po wojnie był zupełnie inny ołtarz niż dzisiaj. Był strzelisty, ze zdobieniami, a w centrum obraz „Pana Jezusa Dobrego Pasterza”. Na początku ławki były ustawione do środka kościoła, jak u ewangelików. Dosyć szybko zmieniono to, ale na balkonie długo jeszcze ławki stały w taki właśnie sposób. Nie było wielu obrazów na ścianach, ale na środku kościoła po lewej stronie, na podwyższeniu była ambona – wspomina pani Teresa.

Jak się okazuje, czas dynamicznych zmian po wojnie zauważalny był również po gościach odwiedzających świątynię. Takie niecodzienne, a potem niepowtarzalne zdarzenie, pamięta Bogdan Stopa, który jako 12-latek przyjechał na Orunię w 1946.
- Gdy przyjechaliśmy w 1946 zaraz przed Wielkanocą, to przy Grobie Pańskim na warcie stała Milicja. Paski od czapek mieli opuszczone na brody, a w czasie procesji oddawali salwy honorowe. To było piękne – mówi pan Bogdan.

Psy gończe przy cmentarzu i uciekający ministranci
Jan Urban w 1946 roku urodził się na Oruni przy ul. Zawiejskiej i w kościele przy Gościnnej przez wiele lat był ministrantem, jak wielu oruniaków. Jednakże idąc do kościoła musiał pokonać kilka przeszkód.

- Gdy chodziłem służyć na poranną mszę, a później na końcowy „szóstki” to normalnie szedłem przez cmentarz alejką  i obok kostnicy na tzw. skuśkę. Chodziliśmy przez tory kawałek przed dzisiejszym przejściem, tak jak prowadziła ścieżka. Przy torach był płot, a potem postawili betonowy mur. Ale wystarczyło złapać się chwytem przerzutowym i zaraz się było się  po drugiej stronie. Zbiegałem z nasypu i tylko patrzyłem czy orzełki nie świecą w krzakach, bo tam sokiści często stali – śmieje się pan Jan.

I kontynuuje opowieść:
- Bardzo często się czaili. My chodziliśmy zawsze na skróty, ponieważ rano chciało się pospać, a na szóstą trzeba było być punktualnie, bo każdy rwał się do dzwonienia. A wtedy nie było automatycznych dzwonów, więc była rywalizacja, żeby wejść na wieżę i trochę się pobujać. Zwykle sokistom uciekaliśmy, ale raz mi się nie udało. Zamaskowali się dobrze i gdy przeskoczyłem przez płot otoczyli mnie we czterech jak psy gończe. Wielkich konsekwencji nie było, bo spisali tylko z której jestem klasy i nazwisko, ale bez adresu i szkoły – opowiada Urban.

Pan Jan wspomina również księży. Księdza Stanisława Suroczyńskiego i kleryka Kujawę – postaci znane niejednemu oruniakowi.
- Pamiętam jak ksiądz Kujawa w latach 60. zabierał nas na wycieczki rowerowe do Straszyna. Wielu chłopaków było wtedy ministrantami – przypomina sobie pan Jan.

Kowal pedagog

Wspomnienia z kościoła stają się pretekstem, aby przenieść się do pobliskiej kuźni. Jak wspomina Jan Urban, kowal zawsze wspierał mocno lokalny kościół. Między innymi dzisiejsze ławki są jego dziełem.
- Bruskich dobrze znałem, moim rówieśnikiem był Zygmunt, syn Bronisława Bruskiego, kowala. A jak wyglądał pan Bronek? Ja pamiętam go jako krępego, niewysokiego starszego człowiek. Lekko grubawy i łysawy z taką koroneczką włosów i oczywiście, charakterystyczne krzaczaste brwi – opisuje pan Jan.

Jan Urban kuźnię odwiedzał jako mały chłopiec, ale pamięta, że kowal nie pracował sam.
- Miał swojego pomocnika, który został potem mistrzem i sam kierował wszystkimi pomocnikami i uczniami. Nazywał się Bruno – mówi Urban.
I wspomina kowala.
- Bruski to był spokojny człowiek. Jak już coś zbroiliśmy to ściągał swoją okrągłą czapkę z daszkiem i dawał nam po nosie. Pamiętam takie zdarzenie, gdy byliśmy już trochę starsi i chcieliśmy zademonstrować swoją siłę. Postawił młot pięciokilowy do góry trzonkiem, złapał za koniec i obrócił w powietrzu do właściwej pozycji całując na końcu go w stalową część, którą się uderza. Powiedział, że jeśli któryś z nas to powtórzy i nie rozbije sobie nosa to uwierzy, że naprawdę jesteśmy silni. Nie udawała się nam ta sztuczka – wspomina z uśmiechem pan Jan i dodaje – kowal miał w sobie trochę pedagoga.

Konno przez Orunię
Innym świadkiem działań kuźni był Józef Kraskowski, który w 1945 roku sprowadził się razem z rodziną na ul. Żuławską na Oruni. Miał wtedy 13 lat. Ojciec pana Józefa prowadził piekarnię przy ul. Żuławskiej 12, obok wciąż istniejącego szewca.
- Ojciec wysyłał mnie nieraz ze swoim koniem do Pana Bruskiego. Dobrze się znali – mówi Kraskowski.
I przypomina sobie kuźnię.

- Pod podcieniem było głębiej niż dzisiaj. Konie kuli tam albo bliżej w bramie. Co bardziej narowisty koń przywiązywany był z podniesioną głową przy wejściu, żeby bezpiecznie go kuć. Sam kiedyś doświadczyłem jakie to niebezpieczne. Raz przy kuciu koń tak mnie szarpnął, że przestawił mnie na  swoją druga stronę. Miałem wtedy może 15 lat i trochę się wystraszyłem – opowiada pan Józef.

A jak wyglądała kuźnia w szczegółach?
- Do samej kuźni wchodziło się przez bramę i w prawo przez drzwi. Tam przy drzwiach było palenisko, obok niego z góry był taki worek do dmuchania, czyli miechy i na środku kowadło. Pan Bruski podczas kucia czasami mówił mi, żebym trochę dmuchnął miechem – wspomina z uśmiechem nasz rozmówca.

Róże w Parku Oruńskim
Józef Kraskowski podkuwał konie ojca, ale nie swoje. Jego, jak opowiada,  miały dobre kopyta. W czasie naszej rozmowy wyraźnie słychać jak bardzo je kochał i często spędzał czas na konnych przejażdżkach. Czasami trochę niebezpiecznych, ale i efektownych.
- Jako młodzi chłopcy z kolegą lubiliśmy w niedzielę jeździć na koniach do parku. Potem ludzie przychodzili i skarżyli się mojemu ojcu, że jeżdżę jak wariat. Rzeczywiście jeździliśmy bardzo szybko – śmieje się pan Józef.

Przy okazji wspomina sam park.
- Wtedy park był bardzo piękny. W zimę zjeżdżaliśmy na sankach z góry po takich schodkach, prosto do zamarzniętej wody – śmieje się Kraskowski.
- A w lato pamiętam mnóstwo róż rosnących wzdłuż alei – opowiada pan Józef.
Róże w parku pamięta również Teresa Panasiuk.
- Po wojnie park był ogrodzony i zamykany na noc o 22:00. Ale to nie przeszkadzało chłopcom, którzy przechodzili wieczorami przez płot i zrywali róże dla dziewcząt – wspomina pani Teresa.
Powyższy tekst prasowy zrealizowany został w ramach projektu "Co z tą Kuźnią" finansowanego przez Gminę Miasta Gdańska.
Zdjęcia z wnętrza kościoła przy ulicy Gościnnej (na zdjęciu nie istniejący już ołtarz),, lata ‘50/’6

Zdjęcia z...

Zdjęcie przed kościołem przy ul. Gościnnej, na fotografii widoczne prace przy drzwiach bocznych, lat

Zdjęcie przed...

Zdjęcie przed kościołem przy ul. Gościnnej, na fotografii widoczne prace przy drzwiach bocznych, lat

Zdjęcie przed...

Zdjęcie przed kościołem przy ul. Gościnnej, widoczne torowisko tramwajowe; lata 60/’70

Zdjęcie przed...

Zdjęcie ulicy Gościnnej z 1979 roku

Zdjęcie ulicy...

Zdjęcie wnętrza kościoła (dzisiaj) Św. Jana Bosko przy ul. Gościnnej, wykonane najprawdopodobniej pr

Zdjęcie wnętrza...

Zdjęcie z ulicy Gościnnej w czasie procesji rezurekcyjnej w1979 roku

Zdjęcie z ulicy...

+ Dodaj komentarz (-) Anuluj

Komentarze (6)

Uwaga! Jeśli chcesz aby przy komentarzu pojawiła się nazwa użytkownika musisz być zalogowany. Jeśli nie masz jeszcze konta - zarejestruj się.

Proszę odczytaj kod potwierdzający z obrazka i wpisz w pole poniżej. Wielkość liter nie ma znaczenia. Jeśli masz problem z odczytaniem kodu, wczytaj nny obrazek

awatar

gosc

195.95.235.*

01:34, 17/07/15

och odzyly wspomnienia z dziecinstwa jak bylo sie ministrantem foto1.. ten drewniany gotycki oltarz...jak ks.Mikolaj mowil kazania z ambory,jak ministraci siadali wokolo oltarza bo tylu bylo ze nie mniescili ...wiecej

zgloś naruszenie
awatar

gosc

164.126.120.*

10:03, 17/01/12

Na zdjeciu drugim, po lewej stronie, na dole i na zdjeciu trzecim jest napewno Pan Sierzant, stolarz z ul. Nowiny...

zgloś naruszenie
awatar

gosc

188.22.203.*

18:47, 16/01/12

wiele lat pozniej (lata `80) widzalem ten oltarz lub jego ramy na strychu kosciola jak ozdoby Bozonarodzeniwe wieszalismy

zgloś naruszenie
awatar

gosc

164.127.216.*

13:35, 16/01/12

Na trzecim zdjeciu wydaje mi sie, ze jest Pan Sierzant, ktory pracowal w warsztacie stolarskim u Pana Litarowicza na Nowinach 27.

zgloś naruszenie
awatar

gosc

89.69.223.*

19:47, 15/01/12

Na czwarty zdjęciu jest ksiądz Stanisław (mogłam pokręcić imię)ale na pewno był w naszym Kościółku pod koniec lat pięćdziesiątych i na początku sześćdziesiątych. Był bardzo lubiany przez dzieciaki. A róże w ...wiecej

zgloś naruszenie
awatar

gosc

89.69.108.*

18:02, 15/01/12

Jeszcze pamiętam ten kościół ze starym przepięknym ołtarzem.Szkoda go.Ciekawe co się z nim stało potem? W parku był drewniany most zaraz za wielką lipą. Przedszkolaki tamtędy przechodziły na codzienne spacery ...wiecej

zgloś naruszenie

REKLAMA

REKLAMA

Ostatnie ogłoszenia

• Wiecej ogłoszeń