- Dialog między lokalną społecznością, ekspertami i urzędnikami to kluczowa i na Zachodzie zupełnie oczywista kwestia. W Polsce ciągle się tego uczymy. A taki dialog ma realne przełożenie na nasze życie. Proszę pomyśleć, jak mogłaby wyglądać drażliwa dla oruniaków kwestia przejazdów kolejowych, gdyby kilka lat temu w dyskusji na temat tej inwestycji brali udział także mieszkańcy Oruni. Być może nie byłoby teraz żadnego problemu ze szlabanami – mówią nam organizatorzy projektu "Quo vadis, Gdańsku?".
W dzielnicy, w której aktywność radnych miasta do najwyższych nie należy, a urzędnicy potrafią przyjść do oruniaków z mocno kontrowersyjnymi koncepcjami, projekt „Quo vadis, Gdańsku?” może sprawdzić się szczególnie dobrze.
Ale o co tak naprawdę chodzi?
"Quo vadis, Gdańsku?" to projekt, który zrzesza mieszkańców, studentów, radnych dzielnic, specjalistów, przedstawicieli pozarządowych organizacji i urzędników.
Jego pomysłodawcy, Gdańska Fundacja Innowacji Społecznej, chcą, by mieszkańcy czterech gdańskich dzielnic – Oruni, Osowej, Ujeściska-Łostowic i Wrzeszcza - zaprojektowali fragmenty swoich dzielnic. Mają im w tym pomagać eksperci Politechniki Gdańskiej i Sopockiej Szkoły Wyższej. Pomysłów mieszkańców mają słuchać też gdańscy urzędnicy.
- W Gdańsku brakuje strategii dla poszczególnych dzielnic. Brakuje dyskusji na temat, jak dana część miasta powinna się rozwijać. Miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego fragmentarycznie opisują dzielnice i często nie uwzględniają uwarunkowań społecznych. Chcielibyśmy, aby stworzona wspólnie strategia dzielnicy ułatwiła realizację małych inwestycji, o których decydują mieszkańcy. Od niedawna mamy budżet obywatelski, środki z rad dzielnic i fundusze z organizacji pozarządowych - mówi Przemysław Kluz, przedstawiciel GFIS-u i jeden z pomysłodawców projektu „Quo vadis, Gdańsku?”.
Chodzi więc o to, jak przekonuje Kluz, by wspólnie stworzyć ministrategię rozwoju dla konkretnych fragmentów dzielnic. Zarówno w Oruni, Osowej, we Wrzeszczu, jak i na Ujeścisku-Łostowicach to mieszkańcy zadecydują, o jakim terenie będzie toczyć się dyskusja.
Na Oruni jednym z takich obszarów, który ostatnio pojawiał się zarówno w koncepcjach urzędników, jak i projektach mieszkańców, jest rejon między Traktem św. Wojciecha, a torami.
- Mamy nowe TBS-y, obok stare komunałki, dalej zaniedbane obszary dawnego Świńskiego Rynku i Żeliwiaka, jest oruński rynek, teren dawnego cmentarza. Brakuje jednak pomysłu, jak to wszystko „skleić” ze sobą, by było jak najbardziej przydatne dla oruniaków. Być może warsztaty pozwolą znaleźć stosowne rozwiązanie – komentuje przedstawiciel GFIS.
Kluz przestrzega jednak przed patrzeniem na dzielnicę tylko na zasadzie: „a tu trzeba postawić plac zabaw”, „a tu przydałaby się siłownia”. - Wspólnie wypracowana przestrzeń ma służyć mieszkańcom na wiele lat i realizować interesy różnych grup – podkreśla.
Na warsztatach, w których udział brać będą mieszkańcy poszczególnych dzielnic, padnie kluczowe dla całego projektu pytanie: „Jak sobie wyobrażasz swoją dzielnicę za 20-30 lat?”
- Nasz projekt nie jest pigułką szczęścia, Orunia nagle nie stanie się inną Orunią – zastrzegają organizatorzy projektu.
Prowadzone przez ekspertów warsztaty dadzą mieszkańcom niezbędny „know how” na temat zagospodarowywania przestrzeni w mieście. Pokażą, że aby zmienić okolicę dookoła nie wystarczy tylko krzyczeć o dziurawych chodnikach, psioczyć na miasto i czekać na gotowe. Trzeba mieć pomysł i wiedzieć, czy, gdzie i z czyją pomocą można go wprowadzić w życie. Tutaj wiedza ekspertów z pewnością się przyda.
- Słownictwo, pojęcia, którymi posługują się urzędy i władza przy projektowaniu przestrzeni są często niezrozumiałe dla mieszkańców. Ludzie często deprymują się, słysząc taką nowomowę. Nasza rola jako ekspertów jest taka, by stać się swoistym pośrednikiem między mieszkańcami, a władzą. Chcemy wypełnić tę lukę – wyjaśniają eksperci, skupieni w projekcie "Quo vadis, Gdańsku?".
Być może mieszkańcy będą słuchać ekspertów i zaangażują się w projekt. Ale czy zrobią to również urzędnicy? - Współpracę w ramach naszego projektu zadeklarowało już Biuro Rozwoju Gdańska. Mamy też przychylność gdańskich wydziałów Rewitalizacji i Estetyzacji. Myślę, że w Gdańsku są urzędnicy, dla których głos mieszkańców jest istotny – odpowiadają pomysłodawcy projektu.