Od 17 do 25 maja strażacy z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 3 Gdańsk Orunia brali udział w działaniach przy likwidacji skutków powodzi na terenie województwa małopolskiego, śląskiego i świętokrzyskiego. W dwóch pierwszych pracowało ośmiu oruńskich strażaków, w ostatnim sześciu. Na terenie województwa świętokrzyskiego powódź szczególnie dała się we znaki mieszkańcom Sandomierza. Tam właśnie zostali skierowani oruńscy ratownicy. I jak sami mówią, rozmiar klęski przeszedł ich najśmielsze oczekiwania.
Makabryczne widoki, ludzie kontra żywioł
- Nigdy nie widziałem czegoś podobnego w mojej karierze. Woda w centrum miasta sięgała nawet trzech, czterech metrów. Wszystko było kompletnie zalane. Makabryczny widok i wielka tragedia mieszkańców – opowiada starszy kapitan Krzysztof Kreft, zastępca dowódcy JRG nr 3.
Na obrzeżach miasta sytuacja wcale nie prezentowała się lepiej. Strażakom szczególnie utkwił w pamięci piętrowy dom jednorodzinny, którego woda przykryła niemal do samego dachu. Wkrótce napór wody spowodował, że część budynku się obsunęła.
- Nie było w tym przypadku możliwości uratowania czegokolwiek. Jechaliśmy więc w te miejsca, gdzie mogliśmy się przydać. Tamten dom najprawdopodobniej „popłynął” z nurtem rzeki – mówi Kreft.
Miejscem, w którym oruńscy strażacy mogli się przydać była lewa strona Sandomierza. Ta część miasta położona jest na wzgórzu. Tu żywioł poczynił mniejsze spustoszenie. Ale nawet i na tym obszarze w pewnym momencie zrobiło się niebezpiecznie. Zagrożona była huta stali, miejsce pracy dla około 4 tysięcy ludzi, wielu z nich mieszkających właśnie w Sandomierzu.
- Wspólnie z wojskiem i pracownikami huty broniliśmy tego zakładu przed nacierającym na nas żywiołem. To była prawdziwa walka. Pobliskie wały co rusz przeciekały w różnych miejscach. Baliśmy się, że w pewnym momencie ustąpią one pod naporem wody. Wtedy huta nie miałaby żadnych szans – relacjonuje Kreft.
Wały zostały odpowiednio wzmocnione. Hutę udało się obronić.
Pomoc jest niezbędna
Rozmiar tragedii w Sandomierzu jest jednak ogromny – pierwsze szacunki mówią o tym, że w powodzi dach nad głową mogło stracić nawet 2, 5 tysiąca osób.
Zalane zostały m.in. szkoły w prawobrzeżnej części Sandomierza. Przedstawiciele jednej z nich, Gimnazjum nr 2, na oficjalnej stronie miasta opisują tę tragedię w następujący sposób:
„Nasza szkoła została zalana. Straty spowodowane przez powódź są olbrzymie. Zniszczeniu uległy wszystkie pomieszczenia na parterze wraz z wyposażeniem, szatnie oraz sala gimnastyczna. W powodzi poszkodowani zostali także uczniowie naszej szkoły. Dla nich i ich rodziców organizowana jest wszelka pomoc.”
Przedstawiciele Stowarzyszenia Inicjatyw Lokalnych „Orunia”, organizatora niedzielnego festynu, postanowili podczas tej imprezy zorganizować zbiórkę dla powodzian z Sandomierza. Piotr Wróblewski, prezes SIL-u zachęca wszystkich do wzięcia w niej udziału. W naszej wczorajszej zapowiedzi oruńskiego festynu mówił:
- Orunia dobrze wie, co to znaczy woda na ulicach, w budynkach i mieszkaniach. Wielu z nas pamięta przecież powódź z 2001 roku. Solidaryzujemy się z ludźmi, którzy przeżywają teraz podobną tragedię w ich okolicy. Chcemy zebrać dla nich jak najwięcej pieniędzy i choć w taki sposób ulżyć im trochę w cierpieniach.