Według stróżów prawa z I Komisariatu w Gdańsku (swym zasięgiem obejmuje on m.in. Orunię i Chełm z dzielnicą Gdańsk Południe), złomiarze „atakują” na ich terenie średnio kilka razy w miesiącu. Obecnie złodzieje upatrzyli sobie szczególnie kable telekomunikacyjne. Z nich wyciągana jest miedź, która później trafia na złomowce. Ale nie tylko takie „miejskie elementy” interesują złomiarzy.
Nie tak dawno pisaliśmy o kilkudziesięciu metrach balustrady na Trakcie Św. Wojciecha, która „zniknęła” w ciągu jednego dnia. Wówczas Andrzej Chudziak, zastępca dyrektora Gdańskich Melioracji relacjonował:
- Bardzo często z tego typu kradzieżami mamy do czynienia na obszarze Oruni. Balustrady, poręcze i barierki giną w rejonie ulicy Podmiejskiej i dalej wzdłuż Traktu Św. Wojciecha aż do Parku Oruńskiego. Złodzieje upatrzyli sobie również okolice ulicy Ukośnej. Potrafią ukraść w ciągu dnia nawet kilkaset metrów barierek.
Dla miasta są to konkretne, często wielotysięczne straty. Giną jednak nie tylko barierki i balustrady.
Nic mnie już nie zdziwi
Na ulicy Sandomierskiej złodzieje ukradli kilka studzienek i słup drogowy. Zdarza się również, że z ulicy giną znaki drogowe. Swego czasu „metalowi złodzieje” działali również na terenie gdańskich nekropolii. Tam...odkuwali litery i figurki z nagrobków. W ten sposób zbezczeszczone zostały groby na cmentarzu łostowickim i nekropolii, położonej na ulicy Brzegi.
- Jestem w tej pracy już 17 lat i właściwie nic mnie już nie zdziwi. Złomiarze mają różne pomysły, ale trzeba pamiętać, że stosunkowo łatwo ich namierzyć. Z reguły procederem tym zajmują się ci sami ludzie, głównie są to osoby bezrobotne – mówi Mariusz Wołoszczyk, zastępca szefa Wydziału Dochodzeniowego w I Komisariacie w Gdańsku.
Przyłapany na kradzieży złomiarz najczęściej poddaje się dobrowolnie karze. Dostaje wówczas karę grzywny i wyrok w zawieszeniu. W takich przypadkach na więzienie mogą liczyć tylko wielokrotni recydywiści. Jak w praktyce wygląda „karząca ręka sprawiedliwości” obrazuje niedawna historia z okolic Lublina. Tam złomiarze ukradli z poligonu cztery, nie w pełni wyposażone... czołgi. Straty oszacowano na 70 tysięcy złotych. Przestępcy dostali kary grzywny, bagatela, od 1500 do 3000 złotych i wyroki w zawieszeniu.
Złomowce są pod kontrolą
Złodziei kusi oczywiście cena, jaką oferują punkty skupu złomu. Za kilogram miedzi można otrzymać nawet 20 złotych.
- Złomowce są kontrolowane przez służby operacyjne i dzielnicowych. Robimy to „na wyrywkę”. Czasem w jednym punkcie potrafimy pojawić się nawet trzy, cztery razy w tygodniu – mówi aspirant Adam Orlikowski, funkcjonariusz I KP.
Według prawa, skupujący złom mają obowiązek spisania danych osób, które przynoszą im towar. W rzeczywistości często w ewidencji nie wpisuje się wielu „klientów”. Kiedy policjanci, przeszukujący punkty złomu, natrafiają na interesujący ich towar, często słyszą, że przyniósł go „Mietek” albo „Zenek”.
- Wielu złomiarzy nie ma przy sobie żadnych dokumentów, nie są nigdzie zameldowani. Trudno od takich wymagać kompletu danych osobowych – tłumaczy pracownik jednego z punktów skupu złomu, który prosi o anonimowość.
Jeżeli istnieje podejrzenie, że w danym punkcie skupu złomu może leżeć kradziony towar, policjanci mają prawo przeszukać złomowiec nawet już tylko za okazaniem legitymacji służbowej.
"Paserkę trudno udowodnić"
- W przypadku, gdy natrafimy na rzeczy pochodzące z kradzieży właściciel złomowca może usłyszeć zarzuty o paserstwo. Choć „paserkę” trudno udowodnić. Rzadko kiedy złodzieje przynoszą do punktu skupu złomu towar w całości. Najczęściej jest już on pocięty i odpowiednio przez nich przerobiony. Właściciele złomowca tłumaczą, że nic nie wiedzieli o kradzionym towarze. A przez to, że był on w częściach, nie mogli go rozpoznać i wezwać policji – tłumaczy Wołoszczyk.
Ale jak informują stróże prawa, zdarzają się przypadki, kiedy „paserkę” dużo łatwiej udowodnić. Tak było we wspomnianym wyżej przypadku okradania gdańskich nekropolii. Po tym jak złodziej wpadł w ręce policji, funkcjonariusze doszli również do jego „rynków zbytu”. Byli nimi właściciele kilku gdańskich punktów złomu. Na złomowcach przechowywali oni kradzione z nagrobków litery i figury. W tej sytuacji nie było żadnych wątpliwości – skupujący wiedzieli, że towar jest kradziony. Wszystkim został postawiony zarzut paserstwa – grozi za to nawet do 5 lat więzienia.
I jeszcze policyjna statystyka. Na obszarze, który swym zasięgiem obejmuje oruński komisariat, wykrywalność przestępstw z udziałem złomiarzy wynosi nieco 50 procent.