O wypadku pisaliśmy tutaj. Na przejściu kolejowym w okolicy ulicy Gościnnej mężczyzna wpadł pod pociąg. 52-latek zginął na miejscu. Pod naszym artykułem pokazało się wiele komentarzy. W dyskusji często przewijał się wątek niedostatecznie odśnieżonego peronu na Oruni, a także oblodzonego przejścia kolejowego. Na tym ostatnim doszło do wspomnianej już tragedii. Dla komentujących „zimowy” stan przejść i peronu na Oruni to skandal.
Kto i kiedy tu odśnieża?
„Niech doprowadzą przejście do takiego stanu, gdzie będzie można przejść uważając tylko na pociągi, a nie też na nogi, żeby orła nie wywinąć zimą.” – pisał jeden z naszych czytelników.
„Widziałem jak ludzie wsiadają do pociągów i się ślizgają tak, że mało co nie znajdują się pod kołami, na szczęście stojącego pociągu” – opowiadał inny użytkownik naszego portalu.
Za odśnieżanie peronów i przejazdów kolejowych odpowiada PKP Polskie Linie Kolejowe. Spółka zleca wykonywanie tych prac innym firmom.
- Dzisiaj byłem na wszystkich peronach między Gdańskiem a Gdynią. Zadowolony jestem tylko z tego, co zobaczyłem w Sopocie. Reszta peronów jest po prostu źle odśnieżona – przyznaje Leszek Lewiński, zastępca dyrektora ds. technicznych Zakładu Polskich Linii Kolejowych w Gdyni. - Na naszych podwykonawców nałożyliśmy już poważne kary finansowe. Proszę mi wierzyć, to nie są małe pieniądze – dodaje.
A co z Orunią?
- Nie wiedziałem, że tam sytuacja też wygląda niedobrze. Nikt z mieszkańców nas o tym nie poinformował. Jutro rano będę interweniował w tej sprawie. Damy firmie 8 godzin na odśnieżenie i odlodzenie oruńskiego peronu i przejść kolejowych – obiecuje Lewiński.
I zapowiada, że jeśli interwencja nie pomoże, firma, która jest odpowiedzialna za odśnieżanie oruńskiej infrastruktury kolejowej, otrzyma surową karę finansową. A później kolejną, aż do rozwiązania umowy.
Co było przyczyną wypadku?
Tymczasem zeszłotygodniowy wypadek bada już prokuratura i policja.
- To normalna procedura, że wszczyna się śledztwo, kiedy mamy do czynienia ze śmiertelnym wypadkiem - odpowiada Magdalena Michalewska, rzecznik gdańskiej policji. - Nie znamy jeszcze przyczyny wypadku na oruńskim przejściu kolejowym. Czekamy na opinię biegłych – wyjaśnia.
Policja nie chce przesądzać, czy mężczyzna mógł się poślizgnąć, przechodząc przez oblodzone przejście.
- Za wcześnie na takie ustalenia – ucina Michalewska.
O tym, że przyczyna wypadku była inna, są przekonani przedstawiciele PKP PLK.
- Z relacji świadków wynika, że nie było mowy o żadnym poślizgnięciu. Wypadek ten nie ma związku z oblodzonym przejściem – przekonuje Lewiński.
Na wyjaśnienie tej sprawy poczekamy minimum miesiąc. Według policji, tyle może potrwać przygotowanie szczegółowej ekspertyzy przez biegłych.
"Dzikusy" i tak przechodzą
Zeszłotygodniowa tragedia sprawiła, że policjanci częściej pojawiają się w rejonie oruńskiego dworca. Tuż przed świętami funkcjonariusze karali mandatami osoby, które przechodziły przez tory „na dziko”. Nie jest tajemnicą, że ludzie tutaj, chcąc nadrobić sobie trochę czasu, zamiast „oficjalnego” przejścia, często wybierają skróty. Zamiast czekać przed szlabanem, wolą przeciskać się przez dziury w płotach, a później w pośpiechu przecinać tory.
- Policjanci z Wydziału Ruchu Drogowego i funkcjonariusze z oruńskiego komisariatu reagują i będą bezwzględnie reagować na wszelkie próby przechodzenia przez tory w niedozwolonych miejscach – zapewnia Michalewska.