Lewandowski, Błaszczykowski, Kapustka, czy Pazdan – któż po ostatnich mistrzostwach Europy nie zna tych nazwisk? Eksperci mówią o sukcesie polskiej drużyny i z niecierpliwością wyczekują już kolejnych wielkich turniejów i oczywiście kolejnych ważnych zwycięstw biało-czerwonych.
Na polskich podwórkach i lokalnych boiskach zawsze w czasie wielkich imprez piłkarskich pojawiają się tłumy młodych „kopaczy”. I niemal każdy chce być jak... tu patrz nazwiska z pierwszego akapitu.
"Nas szkoliły podwórko, trzepak i ulica"
Kiedy jednak kończą się mistrzostwa, a wielcy piłkarze na jakiś czas zawieszają korki na kołku, pustoszeją też polskie boiska. Robi się więc pewien paradoks – w czasach, gdy w Polsce wyrastają kolejne Orliki (i inne boiska), stoją one puste.
A pamiętają Państwo, jak wyglądała sytuacja trzydzieści, czterdzieści lat temu? Boisk nie było (przynajmniej nie tak dużo i nie tak nowoczesnych), ale jak w ostatniej książce mówi Zbigniew Boniek: młodych piłkarzy szkoliły wtedy podwórko, trzepak i ulica. I były oblegane od rana do wieczora. Nie, nie będziemy tu pisać o komputerach, pokemonach etc.
Na boiskach widać było pustki...
Oczywiście, nie ma co przesadzać. Także i teraz dzieciaki na boiskach się pojawiają. Ale chyba jednak tak różowo nie jest. Kiedy wspólnie z redakcyjnym kolegą, Przemkiem Kluzem przejechaliśmy się jednego sierpniowego przedpołudnia po oruńskich szkolnych boiskach (Ubocze, Smoleńska, Małomiejska) nie trafiliśmy na ani jednego młodego, starszego, czy najstarszego zawodnika. Rzecz nie do pomyślenia w jakże już zamierzchłych latach 70 i 80., kiedy to często trzeba było toczyć prawdziwe batalie, by dopchać się do kawałka asfaltu i dwóch bramek.
Niekiedy dzieciakom nie chce się grać w piłkę, ale czasami przeszkadza fakt, że boiska pozostają zamknięte na cztery spusty. W szkołach na Smoleńskiej i Ubocze dowiedzieliśmy się, że w wakacje na zamknięte boiska można było wchodzić. Generalnie można było to robić w czasie, kiedy w pracy był tak zwany animator sportowy, czyli 20 godzin w tygodniu.
A po wakacjach nie ma już prawie wolnych terminów
W praktyce jednak, jak nas zapewniono, boiska otwierane są częściej. Na Ubocze wystarczy zostawić legitymację szkolną u woźnej szkoły i można iść pograć.
Gorzej będzie po wakacjach. Na Smoleńskiej nowe boisko do godziny 16 będzie służyło uczniom szkoły (to dobrze), a w późniejszych godzinach większość terminów jest już pozajmowanych przez różne szkółki , amatorskie kluby i ligi. - Gdzieś tam mogłabym jeszcze kogoś wcisnąć, trzeba przyjść do szkoły i się dowiadywać – usłyszałem od pracownicy szkoły, zresztą naprawdę uczynnej i miłej.
"Boiska muszą zarabiać. I boimy się dewastacji"
Boisko na Smoleńskiej czynne jest do 22. Później, mimo oświetlenia, pozostaje zamknięte. - Okoliczni mieszkańcy skarżyli się, że jest za głośno – mówią przedstawiciele oruńskiej placówki.
W obu szkołach poinformowano nas, że boiska nie mogą pozostawać otwarte. Są dwa powody. Po pierwsze – chodzi o ewentualne dewastacje, gwarancja mogłaby nie pokryć tego typu strat. Po drugie, szkoły „muszą zarabiać” na nowych boiskach. Zysk (dla przykładu: wynajęcie boiska na Smoleńskiej to koszt rzędu 50-100 złotych za godzinę) trafia do miasta.
Prezydent Kowalczuk: myślimy o zmianach w Gdańsku
W rozmowie z nami wiceprezydent Piotr Kowalczuk przyznaje, że obecny system zarządzania miejskimi, przyszkolnymi boiskami może wymagać poprawek. - Myślimy o tym, by takie boiska jak na Szesnastce pozostawały cały czas otwarte. Oczywiście mogłoby to generować pewne koszty, na przykład ewentualnych dewastacji. Musimy ustalić, kto i w jaki sposób byłby odpowiedzialny za takie boiska.
Prezydent Kowalczuk chciałby, aby rozstrzygnięcia w tej kwestii zapadły jeszcze w tym roku. W przypadku większych boisk, takich jak na Smoleńskiej, zasady zostaną takie same. Jak wytłumaczono nam w magistracie, chodzi o inne zapisy umów z wykonawcami i sprawy gwarancyjne.