Poniżej prezentujemy listę kandydatów do Rady Osiedla "Orunia-Św. Wojciech-Lipce". Na ten moment, silniejszą reprezentację mają tereny "za torami" (m.in. ulice Żuławska, Związkowa, Smoleńska). Nie ma ani jednego przedstawiciela Św. Wojciecha.
Wciąż mogą zgłaszać się kolejne osoby, które chcą ubiegać się o mandat radnego. Kandydować może osoba, która skończyła 18 lat i jest zameldowana na terenie jednostki pomocniczej, gdzie odbywają się wybory (w tym przypadku: Oruni, Św. Wojciecha bądź Lipiec). Są jednak wyjątki od tych zasad. Nie może kandydować osoba: będąca radnym Miasta Gdańska, zatrudniona w Urzędzie Miejskim w Gdańsku i zatrudniona na stanowisku kierownika lub zastępcy kierownika jednostki organizacyjnej Miasta.
Czas na zarejestrowanie swojej kandydatury mija 8 kwietnia. Każda osoba, ubiegająca się o mandat radnego, musi zebrać 50 podpisów mieszkańców danej jednostki pomocniczej.
Kandydaci do RO "Orunia-Św. Wojciech-Lipce"
Agnieszka Bartków
Władysława Górska
Janusz Gusowski
Marcin Gusowski
Roman Itrich
Alina Krajewska
Renata Kamieńska
Maciej Kochanowski
Mateusz Korsztun
Edmund Kuskowski
Witold Marciszewski
Dorota Musiał
Paweł Patyk
Jerzy Sfugier
Urszula Szkutnik
Bartłomiej Niziołek
Michał Ludwiczak
Małgorzata Torłop
Elżbieta Klimaszewska
Krzysztof Jankowski
Krzysztof Bredau
Mirosław Literski
Rozmowa z Andrzejem Witkiewiczem, przewodniczącym Zarządu Rady Osiedla „Strzyża”.
Ostatnie tygodnie w Gdańsku to prawdziwa „gorączka obywatelska”. Mieszkańcy wielu dzielnic zbierają podpisy za powołaniem rad osiedli w swojej okolicy. Ale pojawiają się też głosy, że tak naprawdę cała akcja nie ma za wiele sensu. Pada argument, że w Gdańsku rady osiedla nie mają zbyt dużo do powiedzenia. To rzeczywiście taki „kwiatek do kożucha władzy”?
Absolutnie nie. Rady osiedli mogą załatwić wiele prostych rzeczy. Są w stanie pomóc mieszkańcom. Jako radni mamy możliwość wnioskowania w wielu sprawach. Nad naszymi uwagami pochyla się urząd, wprawdzie z różnym skutkiem, ale jednak nasz głos jest słuchany. Rady osiedla są potrzebne. To głos społeczności lokalnej. Są urzędy w Gdańsku, które do tej pory nie wiedzą, co to właściwie jest ta rada osiedla. Ale kiedy słyszą słowo „przewodniczący”, to reagują inaczej niż, dajmy na to, na "zwykłego" człowieka z ulicy.
Tymczasem w Gdyni rady osiedla mają dużo większy zakres kompetencji i dysponują większym budżetem. Jak Pan uważa, dlaczego tak samo nie może być w Gdańsku?
Tu są inne problemy, to jest inne miasto, inni ludzie nim kierują...
Nastawieni mniej pro-obywatelsko?
Trudno to tak jednoznacznie powiedzieć. W Gdyni jest wiele dobrych rozwiązań. Ale odnoszę wrażenie, że jest tam większa kontrola miasta nad radami osiedli. Jest więcej biurokracji. W Gdańsku mamy chyba większą przestrzeń do działania. Ale warto podkreślić, że w naszym mieście zmienia się pod względem obywatelskim na lepsze. Rady osiedla będą mogły ubiegać się o dodatkowe granty. Prowadzone są rozmowy nad zwiększaniem ich kompetencji. Miasto angażuje się na niespotykaną dotąd skalę w rozpropagowanie wyborów.
Czyli rady osiedla w Gdańsku mają się dobrze?
Nie chcę powiedzieć, że sytuacja w tym względzie jest idealna. Nie jest. Ale od jakiegoś czasu obserwuję duże parcie urzędników i polityków, aby takie zmiany wprowadzać. Zmiany, które mają na celu wzmacniać rady osiedli.
Skąd taka zmiana w nastawieniu włodarzy miasta?
Myślę, że naszymi działaniami udowodniliśmy jedną rzecz. Mianowicie to, że nie jesteśmy radami destrukcyjnymi, a jesteśmy jednostkami pomocniczymi. Nie chcę upatrywać w tej zmianie nastawienia jakiś spiskowych teorii dziejów. Że na przykład jakieś partyjne młodzieżówki chcą dostać się w ten sposób do rad osiedli i zdobyć w niej władze. Oczywiście takiego scenariusza wykluczyć nie można, ale jest to trochę nielogiczne. Dlaczego? Ponieważ rady osiedli nie mają sporego zakresu władzy. Nie sądzę, aby politycy chcieli się angażować w tego typu działania. Rady osiedli to miejsce dla społeczników, którym zależy na rozwoju własnej okolicy.
Jakie według Pana są trzy najważniejsze kwestie, związane z radami osiedli w Gdańsku, które wymagają reformy?
Po pierwsze trzeba uprościć sprawy kancelaryjne. Do tej pory obowiązuje zapis, że z każdej sesji rady osiedla powinien być sporządzany protokół. Ktoś przecież musi taką pracę wykonać. Ale po co marnować na to siły i środki? Mało tego, istnieje kolejny zapis, z którego wynika, że taki protokół musi zostać przedłużony urzędnikom w terminie 7 dni od zakończenia sesji. Ale jak nieoficjalnie się dowiedziałem, są rady, które wysyłają protokoły nawet i miesiąc po terminie. A więc jest to martwe prawo. Zupełnie niepotrzebne.
Mamy więc postulat uproszczenia spraw kancelaryjnych. Co jeszcze?
Trzeba wprowadzić granty, o które będą mogły ubiegać się rady osiedla. W ten sposób będzie promować się najbardziej aktywne jednostki pomocnicze. Nie może być tak jak teraz, że tylko: „czy się stoi, czy się leży, 4 złote się należy”. Oczywiście, te „4 złote na mieszkańca” powinny być przyznawane nadal. To jest budżet jednostek pomocniczych. Ale trzeba przeznaczyć dodatkowe pieniądze dla tych rad, które są bardziej aktywne. I kolejna sprawa. Musi zostać wprowadzona nazwa: „rady dzielnicy”. Przy okazji trzeba się zastanowić, czy małe osiedla - takie na 1200, 1400 mieszkańców - nie połączyć administracyjnie w większe jednostki. Takie rozwiązanie może być konieczne również dlatego, że coraz głośniej mówi się o Jednomandatowych Okręgach Wyborczych. Być może już niedługo będziemy mieć inną niż obecnie ordynację wyborczą do rady miasta.
Jaki powinien być próg frekwencji w wyborach do rad osiedli?
Jestem za tym, aby progów nie było wcale. Wiem, że zaraz odezwą się głosy, że takie rady mogą być wówczas niereprezentatywne, że zagłosuje na nie kilka osób itd. Trzeba więc połączyć wybory do rad osiedli z wyborami do rady miasta. Nie ma żadnych przeciwwskazań dla takiego rozwiązania.
Wymóg „10 procent mieszkańców musi podpisać się pod wnioskiem o powołanie rady osiedla” jest konieczny?
Uważam, że 10 procent jest do osiągnięcia. Takie zbieranie podpisów ma dla mieszkańców również wartość edukacyjną. Ludzie dowiadują się o całej inicjatywie.
Dziękuję za rozmowę