Potrawy wigilijne, choinka, prezenty, i oczywiście kolędy. Te ostatnie były puszczane z magnetofonu, ale niewiele brakowało, by „na żywo” zaśpiewał je utalentowany solista, absolwent akademii muzycznych Sankt Petersburga i Doniecka.
Mowa o 59-letnim Wiktorze Szewkunie, który teraz mieszka na Oruni. Wiele lat temu miał poważny wypadek, i musiał przerwać solową karierę. - Posypało mi się życie, straciłem zdrowie. Ale czy mogę narzekać? Tak wiele osób ginie w wypadkach, w moim przypadku pan Bóg nie zdecydował się mnie jeszcze wezwać do siebie. Dał mi szansę, bym pomagał innym. I staram się to robić – usłyszałem od pana Wiktora, który wspólnie z innymi przyszedł na organizowaną przez MOPR wigilię.
Skromna (ale jakże ważna!) uroczystość odbyła się w salce parafialnej kościoła przy ulicy Gościnnej. Brało w niej udział ponad dwadzieścia osób, mieszkańców Oruni, którzy na co dzień korzystają z miejskiej pomocy.
- Na Oruni pomagamy około 800. rodzinom. To dzielnica w Gdańsku, w której stosunkowo najwięcej osób korzysta z pomocy naszej instytucji – usłyszałem od obecnych na Wigilii przedstawicieli Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.
Ludzie dzielili się opłatkiem i składali sobie życzenia. Najczęściej mówiono o zdrowiu i spokoju ducha. - To najważniejsze. Czasem trochę mi się chce śmiać, jak słyszę kogoś, kto narzeka, że nie może wyżyć za dwa tysiące złotych miesięcznie. Ja mam socjalne mieszkanie, i rentę rzędu kilkuset złotych. I czasem podzielę się ostatnim groszem z sąsiadami. Później sobie mówię: ale ty głupi jesteś. Ale cóż, niektórzy mają jeszcze mniej niż ja – mówił mi pan Wiktor.
- To ważne, że są takie spotkania jak dzisiaj. Są ludzie, którzy chcą nam pomagać, czuć atmosferę poświęcenia. Życzę wszystkim spokoju ducha, bo to daje poczucie bezpieczeństwa człowiekowi – komentował Robert Polejczuk, mieszkaniec Traktu św. Wojciecha.
Podobne Wigilię MOPR organizuje też w innych dzielnicach Gdańska.