Jednym Karate kojarzy się z filmami z Brucem Lee, u innych wywołuje wspomnienie intensywnych scen z Van Dammem, który trenując u starego mistrza potrafił przyjąć na przysłowiową klatę setki ciosów, a kopniakami był w stanie złamać złamać drzewo. Inni, którzy też o tym sporcie wiedzą nie za wiele, mogą przy okazji takiego tematu zadać odwieczne filozoficzne pytanie: czy dobry karateka wygrałby z dobrym bokserem?
Mistrz z Oruni. Skromny człowiek, który wciąż wysoko stawia sobie poprzeczkę
Ale tak serio: jeżeli mieszkacie na Oruni i chcecie dowiedzieć się czegoś o Karate, nie musicie skakać po kolejnych kanałach, czy szukać informacji w Wikipedii. Można po prostu zaczerpnąć wiedzę z przysłowiowego źródła. W tym przypadku źródło ma 55 lat, mierzy około 175-180 cm wzrostu, i posiada umiejętności, o których przeciętny zjadacz chleba może pomarzyć.
Umiejętności nie wzięły się znikąd, bo pan Jerzy Guttkowski, o którym w tym przydługim wstępie mowa, trenuje Karate od blisko 40 lat. - Miałem oczywiście chwilę zwątpienia, czasami treningi mnie wykańczały. Ale dałem radę, wytrzymałem. Zresztą, w każdym sporcie człowiek ma chwilę zwątpienia – mówi pan Jerzy, z którym rozmawiam tuż po treningu, jaki prowadził w Stacji Orunia.
W zajęciach brało udział kilku karateków, a moment, który wzbudził moje szczególne uznanie nastąpił, gdy trener kazał swoim uczniom zadawać ciosy po ciemku. Dla laika to naprawdę coś.
O panu Jerzym trzeba na wstępie powiedzieć jeszcze jedną rzecz. To naprawdę skromny człowiek. Facet, który zjadł zęby na karate, a w hierarchii garderoby doszedł do szóstego stopnia Dan w Karate Shotokan (nosi czarny pas), podkreślał w rozmowie ze mną kilka razy: ciągle się uczę, ciągle się rozwijam.
80-latkowie, którzy ruszają się jak koty
Pan Jerzy swoją przygodę z Karate zaczynał jako młody chłopak. Treningi, zawody, później także wyjazdy za granicę i podglądanie w akcji mistrzów z całego świata. Oczywiście szczególne wrażenie robili karatecy z Dalekiego Wschodu.
Na swojej stronie: www.karate-gda.pl pan Jerzy wylicza kolejne nazwiska. Komuś nader leniwemu, ale i ciekawskiemu możemy zaprezentować niektóre z nich: Eizo Shimabukuro, Fumio Demura, Takayuki Kubota. Ale warto poświęcić chwilę i wejść na stronę oruniaka.
55-latek wyraża się o swoich mistrzach z uznaniem, i opowiada, jak kolejni z nich sprawiali, że opadała mu szczęka. Niektórzy z karateków mieli po 70 czy 80 lat a ruszali się, jakby mieli kilkadziesiąt wiosen mniej. - Co to była za sprawność, dynamika, jasność umysłu. Poruszali się jak koty! - na to wspomnienie oruniakowi świecą się oczy.
Pan Jerzy to facet, którego raczej warto mieć po swojej stronie
Mój rozmówca mieszka na Oruni 25 lat. Nie mogłem się powstrzymać i musiałem zadać pytanie, czy pan Jerzy musiał kiedyś użyć swoich umiejętności na dzielnicy. Zresztą nie tylko na Oruni, nieciekawe akcje mogą przytrafić się wszędzie.
- No do konfrontacji nie dochodziło, ale były różne sytuacje. Ale powiem panu, że teraz na Oruni jest bezpieczniej. Dzielnica bardzo się zmieniła na plus.
Pan Jerzy unika konfrontacji z chuliganką, ale w jego przypadku powód jest zgoła inny. Po serii kolejnych pytań udaje mi się wydobyć, że mój rozmówca po prostu bałby się o zdrowie swoich przeciwników. Pan Jerzy zdaje sobie sprawę, że posiada spore umiejętności i jest w stanie zrobić komuś krzywdę. Tłumaczy mi różnicę między Karate sportowym, a pełną wersją Karate, gdzie człowiek uczy się także potencjalnie niebezpiecznych dla przeciwnika chwytów i dźwigni. Nie będzie zaskoczeniem, jak dodam, że 55-latek zna zarówno tajniki Karate sportowego, jak i Karate w pełnej wersji.
By zamknąć ten wątek, powiem tylko: pan Jerzy to człowiek, którego warto mieć po swojej stronie.
To co skuteczne, nie jest widowiskowe
Zawsze ciekawiło mnie też, jak mistrzowie karate patrzą na wspomniane w pierwszym akapicie filmy z Van Dammem, czy ogólnie produkcje z Hollywood, gdzie adept sztuk walki w pojedynkę rozbija kolejne tabuny przeciwników. Czy patrzą na to w kategoriach tzw. ściemy, czy też może doszukują się tam, jakiś osobiście znanych im technik?
W odpowiedzi pan Jerzy się uśmiecha i później jak przystało na prawdziwego mistrza kwituje krótko: - To co jest skuteczne, nie jest widowiskowe.
Kiwam ze zrozumieniem głową, a pan Jerzy dodaje: - Filmy robi się widowiskowo. Ale w prawdziwym życiu nie będę przecież od razu kopał na dwa metry. Istnieje spore ryzyko, jestem nierozgrzany, coś może się stać.
Treningi na Oruni. Początki nie są seksowne, ale...
Czarny pas z Oruni, który na co dzień ma swoją pracę, robi jednak o wiele więcej. Pan Jerzy szkoli kolejnych uczniów. Jak mówi, w swojej karierze dorobił się już około czterech tysięcy wychowanków. Najmłodsi urzędowali w podstawówce, najstarsi przekroczyli już szóstą dekadę życia. - Każdy może spróbować swych sił. Dzieci muszą mieć już zdolność koncentracji, a dorośli w miarę dobrą sprawność ogólną.
Jeżeli ktoś jednak myśli, że przyjdzie na trening i po kilku tygodniach będzie rozdawał kopniaki na lewo i prawo (i to po ciemku!) i uderzał mocno pięściami w ścianę, to jest w grubym błędzie. Treningi Karate to początkowo typowa proza życia, gdzie człowiek uczy się tzw. ogólnej koordynacji ruchowej. Fikołki, podskoki, przysiady - tego typu ćwiczenia dominują w menu początkującego karateki - Czasami pierwsze ciosy wyprowadzane są po kilku miesiącach treningów – zaznacza mój rozmówca.
Ile trzeba ćwiczyć, by być dobrym w Karate? - to kolejne moje pytanie z arsenału laika. - Oczywiście bywa z tym różnie. Ale powiedziałbym, że pięć lat i treningi trzy razy w tygodniu po godzinę każdy, mogą dać już dobre rezultaty – pada odpowiedź.
Jeżeli chcecie osobiście poznać pana Jerzego, ba, jeżeli sami chcecie spróbować swych sił w Karate, przyjdźcie do Stacji Orunia. Treningi odbywają się tam w każdy poniedziałek. Najpierw o godzinie 17 trenują dzieci, później o godzinie 18 – dorośli. Pan Jerzy jest też instruktorem Samoobrony.