W psie odchody wdepnąć można wszędzie: na chodniku, ulicy, placu zabaw, nawet w piaskownicy. Dziennie przybywa ich w Gdańsku…4 tony. Wydzielają przykry zapach, są szkodliwe dla zdrowia. Mimo tego wielu właścicieli czworonogów ani myśli posprzątać po swoim pupilu. Miasto wespół ze strażą miejską próbuje to zmienić.
Na typowe dla polskich miast „psie kupy” narzekają chyba wszyscy przechodnie. No chyba, że akurat sami muszą wyprowadzić swojego pupila na spacer. Wtedy wielu z nich nagle zaczyna patrzeć na problem inaczej, w skrócie: „Oj tam, oj tam, jedna kupa nikomu nie wadzi”. Ale jak to mówią: „ziarnko do ziarnka a zbierze się miarka”. Okazuje się, że w Gdańsku ktoś tę „miarkę” policzył i jest ona… potężna.
4 tony odchodów dziennie
- Oficjalnie w Gdańsku jest około 30 tysięcy psów. Ale z pewnością jest ich więcej niż podają statystyki. Szacujemy, że może ich być nawet około 50 tysięcy. Dziennie „produkują” one około 4 ton odchodów – obrazowo tłumaczy Maciej Lorek, dyrektor miejskiego Wydziału Środowiska.
Psie nieczystości w mieście to nie tylko kwestia kultury, estetyki, czy łamania prawa przez właścicieli czworonogów. Jak pokazują badania sanepidu, stanowią one również zagrożenie dla zdrowia.
- Mówimy o bakteriach coli, salmonelli, zespole larwy wędrującej trzewnej, jajach tasiemca. Szczególnie narażone są dzieci. Psy załatwiają się na placach zabaw, w piaskownicach. W tych ostatnich, po tym jak sprawą zainteresował się sanepid, zarządcy terenu muszą wymieniać piasek przynajmniej raz na dwa lata – informuje Lorek.
Brudno bo… brak kary
Również statystyki pokazują, że gdańszczanie podchodzą do problemu „psich kup” w sposób dość lekceważący. Według zleconych przez miasto badań, wynika, że ponad 30 procent właścicieli psów w Gdańsku przyznaje, że nie sprząta po swoim pupilu. 50 procent deklaruje, że robi to rzadko. Zaledwie 11 procent jest w stanie regularnie usuwać nieczystości, które zostawił ich czworonóg.
Gdańszczanom zadano też pytanie, czemu nie sprzątają po swoich psach. Respondenci najczęściej odpowiadali, że przyczyną tego osobliwego lenistwa jest: brak kary, a także brak… reakcji sąsiada. Na dalszych miejscach uplasowały się takie przyczyny jak: brak pojemników i torebek.
- W ciągu 3 lat miasto zakupiło 1,5 mln torebek na psie nieczystości. W mieście poustawiane są również dystrybutory na psie odchody. Ponadto istnieje kilkanaście wybiegów dla psów. W najbliższym czasie będą powstawać kolejne – mówi Dmitris Skuras, dyrektor miejskiego Wydziału Gospodarki Komunalnej.
Wybiegi i dystrybutory, ale nie tutaj
Co ciekawe, zarówno na Oruni jak i w południowym Gdańsku psiego wybiegu nie uświadczymy. Również miejskie dystrybutory (automaty do sprzedaży jednorazowych torebek) na psie odchody należą tutaj do rzadkości – na 62 w całym mieście, tylko dwa są na Oruni (Park Oruński), żadnego nie ma w południowych rubieżach miasta. Najwięcej dystrybutorów znaleźć można w Śródmieściu, Wrzeszczu i Oliwie.
- Jeśli mieszkańcy uważają, że taki wybieg , czy dystrybutor jest potrzebny mogą napisać w tej sprawie pismo do urzędników. Sprawą może zająć się również rada osiedla – mówi Skuras.
Torebki na psie odchody można będzie też zakupić (od drugiej połowy marca) w kilkudziesięciu kioskach, rozrzuconych po całym mieście. Na Oruni żaden z kioskarzy nie zdecydował się przyłączyć do akcji. W południowej części miasta torebki można zakupić w dwóch kioskach (przy ulicy Okulickiego). Oprócz tego dystrybucją torebek zajmują się także Biura Obsługi Mieszkań, spółdzielnie mieszkaniowe (m.in. Gdańska Spółdzielnia Mieszkaniowa i SM „Południe”) i gabinety weterynaryjne.
Oczywiście, do sprzątania po swoim psie nie jest konieczna „miejska torebka”. Wystarczy zwykła siatka lub kawałek folii.
- Odchody można wyrzucać do pojemników komunalnych. W mieście jest ich 2500. Są one poustawiane średnio raz na 300 metrów – przypominał Skuras.
Mniej pouczeń, więcej mandatów
Miejska kampania, która ma przypominać właścicielom, że należy sprzątać po własnych psach, trwa już od 2005 roku.
- Zaczynaliśmy bardzo skromnie - od kilku dystrybutorów. Mogę powiedzieć, że nasze akcje zaczynają przynosić korzyści. Pracownicy służb, które sprzątają trawniki i parki, twierdzą, że z roku na rok odchodów jest mniej. Ale problem nadal jest poważny – informuje Barbara Szczyt z miejskiego Wydziału Środowiska.
Między innymi dlatego, miasto wespół ze strażą miejską rusza z kolejną kampanią. Realizowany jest właśnie projekt z cyklu „Bezpiecznie w mieście”. W jego ramach w środkach komunikacji miejskiej od 14 marca pojawiły się plakaty z wizerunkiem psa Chihuahua i hasłem: „Nie umiem spuszczać wody, sprzątnij po mnie!”. Na ten cel wydano 1500 złotych. Ale oprócz edukacji, jest również i prewencja.
- Straż miejska zaostrza kurs wobec właścicieli psów, którzy nie chcą sprzątać po swoim czworonogu. Jest więcej mandatów, mniej pouczeń. Tylko w ostatnim tygodniu nałożyliśmy ponad 100 mandatów – informuje Miłosz Jurgielewicz, rzecznik Straży Miejskiej.
W 2010 wystawiono w sumie 390 mandatów. „Zapominalscy” właściciele psów musieli zapłacić w sumie ponad 13 tysięcy złotych. Maksymalna kara grzywny za to wykroczenie wynosi 500 złotych.
- Bylibyśmy bardziej skuteczni, gdyby kary były wyższe. Niestety to już nie od nas zależy. Zmianami w prawie musi zająć się ustawodawca – dodaje Jurgielewicz.
Podatki nie, sprzątanie tak
Według niektórych mieszkańców, działania władz powinny być jednak bardziej drastyczne.
- Dlaczego właściciele psów nie płacą podatków? Ja z moich pieniędzy dopłacam na czyszczenie z psich kup chodników i ulic w mieście. A nie mam żadnego zwierzęcia w domu. To niesprawiedliwe. Trzeba dołożyć im wysokie podatki, chcą mieć psa – niech za niego płacą – mówi Anna Kuskowska, mieszkanka ulicy Żuławskiej.
Podatek dla właścicieli psów istniał w Gdańsku do 2007 roku. Obecnie miasto nie planuje jego wprowadzenia.
- Mieszkańcy nie muszą już płacić miastu tego podatku. Ale chcemy, aby poczuli się zobowiązani do utrzymywania czystości po swoim pupilu. Ludzie muszą zdać sobie sprawę, że posiadanie psa to nie tylko przyjemność, a również i obowiązki. Apelujemy do gdańszczan: sprzątajcie po swoich psach ! – podsumowuje Lorek.
Warto przypomnieć, że w Paryżu za nieuprzątnięcie po swoim psie można zapłacić nawet powyżej 450 euro kary. Efekt? „Brązowych przebiśniegów” znaleźć tam można jak na lekarstwo. W Szwajcarii czymś normalnym jest, że właściciel sprząta po swoim psie nawet… w lesie.