Jak pisaliśmy dzisiaj na portalu, na Trakcie św. Wojciecha 237 (nieopodal ulicy Ukośnej) płonęła hala produkcyjna.
Pożar wybuchł przed godziną 5. Okoliczni mieszkańcy w rozmowie z nami mówią, że w pewnym momencie zrobiło się szczególnie niebezpiecznie. - Około godziny 5 słychać było, jak coś wybucha. Kilka takich głośnych wystrzałów. Aż strażacy musieli się na chwilę cofnąć - opowiadał nam jeden z oruniaków. Jego relacje potwierdzają nam gdańscy strażacy, z którymi rozmawialiśmy.
Część hali udało się uratować
Nad halą unosił się gęsty dym, który było widać z odległości kilku kilometrów. Mieszkańcy (nie tylko Oruni) czuli też swąd spalenizny. W akcji gaśniczej brało udział ponad 100 strażaków. - Spaliło się około 4 tys. m2 kompleksu produkcyjno-biurowego, ale dzięki naszej szybkiej akcji ponad 3 tys. m2 udało się uratować - mówi nam Marian Hinca, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Gdańsku.
Jak relacjonują strażacy, kompleks obiektów na Trakcie św. Wojciecha 237 składał się z hali magazynowo-produkcyjnej, połączonej łącznikiem z drugą halą produkcyjną, gdzie dodatkowo była część biurowa. - Między obiektami nie było żadnego rozdzielenia, całość zbudowana była w kształt litery U. Pożar wybuchł w jednym końcu hali i szybko się rozprzestrzeniał. Ale udało nam się nie dopuścić do tego, by spłonęła cała hala produkcyjna - podkreśla Hinca.
W hali produkcyjnej na Trakcie św. Wojciecha 237 siedzibę miało kilkanaście firm. Dzięki szybkiej akcji strażaków udało się m.in. uratować niektóre biura, a także m.in. fragment hali, gdzie produkowano części elektroniczne.
Mnóstwo ludzi może stracić pracę. "Niektórzy ludzie płakali"
Niestety, wiele innych firm spaliło się doszczętnie. Tak było m.in. z Centrum Drzwi Przesuwanych. - Materiały drewniane, ta część produkcyjno-stolarska została zniszczona całkowicie - przyznaje rozmówca portalu MojaOrunia.pl.
Sytuacja jest bardzo trudna - ponad 100 osób może stracić teraz pracę. - Widziałem rano, jak na wale Kanału Raduni stali pracownicy tej hali. Niektórzy z nich płakali, było widać, że są załamani - relacjonuje jeden z oruniaków.
Jedna z takich osób to pani Agnieszka, orunianka. - Trudno mi w to wszystko uwierzyć, nie mogę się jeszcze otrząsnąć. Tyle osób właściwie z dnia na dzień może stracić pracę - mówi.
Śledczy muszą odpowiedzieć na pytanie, co było przyczyną pożaru
Dzisiaj po południu na miejscu pracował już prokurator, a jutro zbierze się zespół dochodzeniowo-śledczy, który ma ustalić przyczynę pożaru.
Jedna z orunianek, która mieszka w pobliżu spalonej hali twierdziła w rozmowie z nami, że dochodzący z hali swąd spalenizny czuła już wczoraj wieczorem. Ten wątek i wiele innych będą musieli teraz zbadać śledczy.
Sporo pracy będą też mieli inspektorzy firm ubezpieczeniowych. Jak się dowiedzieliśmy, przynajmniej niektóre z firm były ubezpieczone. Trwa szacowanie strat.
Prezydent Dulkiewicz obiecuje pomoc ze strony miasta
Jeszcze przed godziną 19 na miejscu były dwa zastępy straży pożarnej, które dogaszały ogień w niektórych miejscach. Terenu pilnują policjanci.
Dzisiaj na pogorzelisku pojawiła się prezydent Aleksandra Dulkiewicz. W rozmowie z nami włodarz Gdańska zapewniła, że miasto zrobi wszystko co możliwe, by pomóc ludziom, których firmy ucierpiały w pożarze. Teren jest prywatny, ale miasto już zorganizowało ciężki sprzęt, który będzie usuwał skutki pożaru. Firmy będą mogły też liczyć na inną pomoc- mowa o tymczasowej powierzchni magazynowej lub produkcyjnej, którą pomoże zorganizować miasto.
Na miejscu wciąż nie ma prądu - ocalałe z pożogi firmy wciąż więc nie mogą rozpocząć normalnej pracy.