O mikropałacyku na Oruni pisaliśmy już lata temu. Opisaliśmy, jak jeden z oruńskich zabytkowych domów popada w ruinę. Sprawa nie jest jednak prosta i wszelcy miłośnicy zero-jedynkowego świata mogą poczuć się zawiedzeni.
Nie jest więc tak, że winą należy obarczać tutaj tylko miasto, czy konserwatora. Mikropałacyk nie należy do miasta, jest w rękach prywatnego właściciela. Lata temu urzędnicy tłumaczyli nam, że nie mieszka on w Gdańsku i że nie jest łatwo się z nim skontaktować.
Budynek wygląda więc tak jakby lada chwilę miał się zawalić. Swego czasu urzędowali tutaj bezdomni.
Ostatnio zmieniło się tyle, że na zabytkowy budynek ktoś nałożył płachtę. Sprawia to wrażenie, jakby ktoś chciał rozpocząć tutaj jakieś prace.
Jakie? Kto to robi? Czy rzeczywiście coś będzie zmieniać się w oruńskim zabytku? Czy są stosowne pozwolenia?
Po odpowiedzi skierowaliśmy się do źródła, czyli do pomorskiego konserwatora zabytków. Nie wyobrażaliśmy sobie, że konserwator może nie wiedzieć, co w przysłowiowej trawie piszczy. Tym bardziej, że rzecz dotyczy naprawdę wartościowego budynku. Konserwator jest znany ze swojego zaangażowania w sprawy Gdańska i w skrupulatne sprawdzanie inwestycji, które w ten czy inny sposób mogą dotykać miejsca warte ochrony. Swego czasu wypowiadał się też na temat budynków na Podmiejskiej, które teraz przypominają ruinę, ale zdaniem konserwatora kamienice są warte ratowania.
Niestety okazuje się, że ta skrupulatność nie do końca obejmuje Orunię. I tak jak on i jego ludzie bardzo chętnie podzielą się swoimi opiniami na temat Bazyliki Mariackiej czy Targu Maślanego i rzekomej lub prawdziwej indolencji miasta, tak w przypadku mających niewątpliwie mniejszy kaliber zabytków na Oruni, nie są już tak rozmowni.
Rzecznika Konserwatora Zabytków Marcina Tymińskiego pytamy o zabytek na Dworcowej od tygodni. Raz po raz słyszymy, że odpowiedź będzie "w poniedziałek". Gdy przychodzi początek tygodnia, panuje cisza, albo informacja o kolejnym poniedziałku.
Rzut oka na stronę pomorskiego konserwatora zabytków wystarczy jednak, by zobaczyć, że służby dbające o ochronę takich miejsc nie próżnują. Jest więc o walce z miastem, o tym, kto kogo i za co powinien przeprosić, jest o Targu Maślanym, Placu Zebrań Ludowych, Gedanii, czy Baszcie Nowej.
O Oruni nie ma ani słowa.