- Mój wujek stracił w pożarze wszystko. Nie ma nawet ubrań - mówi w rozmowie z portalem MojaOrunia pan Marek, który prosi o pomoc. - Przydadzą się takie rzeczy jak farba, materiały tynkarskie, meble, ubrania. Na pewno przyda się też pomoc elektryka.
Do pożaru doszło kilka tygodni w jednym z bloków na ul. Raduńskiej. 65-latek, którego mieszkanie się spaliło, wciąż przebywa w szpitalu. Niedługo jednak z niego wyjdzie i na ten moment, nie ma gdzie wracać.
Pan Marek przesyła nam zdjęcia pogorzeliska. A po naszej rozmowie także esemesa: "Po tym spaleniu najważniejszy jest elektryk, bo kable ja mu kupię".
Policja prowadziła dochodzenie ws. pożaru. Z nieoficjalnych informacji wynika, że przyczyną wybuchu ognia było zaprószenie ognia. 65-latek, jak mówi nam pan Marek, nie był ubezpieczony.
W pomoc oruniakowi zaangażowali się m.in. lokalni radni dzielnicy, którzy starają się o pomoc w gdańskich instytucjach, m.in. MOPRze.
Rozmawiamy też z przedstawicielami Gdańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Bo to w budynku spółdzielczym (ale mieszkanie było własnościowe) doszło do pożaru. W rozmowie z naszym portalem reprezentanci GSM potwierdzają, że w budynku spaliło się jedno mieszkanie, a ogień nie rozprzestrzenił się m.in. dlatego, że drzwi od lokalu zabezpieczone były podwójnymi drzwiami.
- Mieszkanie nie nadaje się kompletnie do zamieszkania. Tam są zgliszcza, które powinny zostać usunięte - słyszymy w GSM.
Każdy, kto chciałby pomóc niech dzwoni pod numer 509 550 340 (pan Marek).