Działek jest obecnie ponad 100 i w latach 90., gdy je wydzielano i kupowano, można było - według prawa - na nich się budować. Istniał wówczas miejscowy plan zagospodarowania dla tego obszaru Gdańska.
Kupili działki, ale budować nie mogli
Ludzie kupili więc działki i myśleli, że już wkrótce postawią na nich swoje domy. Tak się jednak nie stało. Blisko 30 lat później w tej części św. Wojciecha (ulice: Figowa, Gronowa, Krokusowa, Głogowa, Jagodowa, Zawilcowa i Stroma) jest wciąż puste i zachwaszczone pole.
Nie ma tu żadnej cywilizacji i żywej duszy. Są za to - mówiąc kolokwialnie - mocno wkurzeni ludzie. Wkurzeni na biurokrację, arogancję władzy i słuchanie ciągle tych samych odpowiedzi, że miasto czegoś nie może i nie zrobi.
- Moi rodzice kupili tutaj działkę w latach 90. To były normalne ceny rynkowe. Szybko zostali zobligowani przez urzędników, by uzbroić teren. To był warunek, by mogli się budować. Rodzice, ale i inni właściciele wypruwali sobie flaki, by znaleźć dodatkowe pieniądze - wspomina w rozmowie z portalem MojaOrunia.pl Anna Jankowska, radna dzielnicy i od kilkunastu lat także właścicielka jednej z działek w Św. Wojciechu.
Kto zapłaci za drogę? Urzędnicy rozkładali ręce
Rozmówczyni portalu podkreśla, że ludzie płacili na uzbrojenie działek do Towarzystwa Usług Inwestycyjnych. - To był inwestor zastępczy, powołany przez ówczesną radę miasta Gdańska do stworzenia osiedla na tym terenie – precyzuje Jankowska.
Ludzie uzbrajali działki, ale w urzędzie - jak mówi Jankowska - ciągle dostawali informacje, że budować jeszcze nie można. - Moi rodzice ciągle słyszeli coś w stylu: "niech państwo przyjdą za pół roku".
W czym był problem? - Nie do końca jasna była kwestia prawna dróg dojazdowych - odpowiada Jankowska.
W dużym skrócie: miasto nie chciało partycypować w żadnych kosztach przy budowie dróg do nowego (wciąż istniejącego tylko na papierze) osiedla. Mowa o niecałym kilometrze. Obecnie - na sporym odcinku istnieje już nieutwardzony dojazd do pobliskich działek. Nie jest to jednak ulica z prawdziwego zdarzenia.
Plan wygasł, kolejne decyzje urzędników "na nie"
W latach 90. trwały urzędnicy nie chcieli wydać decyzji o pozwoleniu na budowę. A później wygasł miejscowy plan zagospodarowania dla tego terenu. Każdy, kto chciał się tutaj budować musiał starać się o tak zwane warunki zabudowy. Urzędnicy nie chcieli wydawać takich dokumentów i właściciele działek pozostawali w swoistym zawieszeniu.
Mieli wykupioną i uzbrojoną działkę, ale co najwyżej mogli tam sobie zrobić grilla pod gołym niebem. Gdyby zaczęli tam budować dom, byłaby to samowolka.
Wielkie pole zarastało coraz bardziej, a zdesperowani mieszkańcy słali kolejne pisma do urzędników. Niektórzy próbowali też szczęścia przed sądem. Jankowska wspomina, że jedna z takich spraw zakończyła się niekorzystnym wyrokiem dla właściciela działki. Inne decyzje w sprawie warunków zabudowy pozostawały nierozstrzygnięte.
Nasza rozmówczyni dostarczyła nam dokumenty, gdzie widać jak Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Gdańsku utrzymuje w mocy zaskarżone przez mieszkańców decyzje o odmowie wydania warunków zabudowy.
Bielawski nie chciał o tym słyszeć. Śpiewak-Dowbór patrzy inaczej
Mieszkańcy pukali do drzwi urzędów, m.in. prosząc o uchwalenie nowego MPZP dla tej części Św. Wojciecha. W 2018 roku ówczesny wiceprezydent Wiesław Bielawski na spotkaniu z mieszkańcami nie dawał mieszkańcom żadnej nadziei: - W związku z tym, ze państwa teren nie ma infrastruktury, to wymaga bardzo wysokich nakładów, np. na budowę kanalizacji. Nie jest to preferowany kierunek tego miasta. Mamy tyle inwestycji, które dotyczą innych fragmentów miasta i są po prostu bardziej efektywne.
W 2020 roku temat wrócił ze zdwojoną siłą. Najpierw na jednej z komisji rady miasta merytoryczne wystąpienie miała Jankowska, ale i jej koleżanka z rady dzielnicy "Orunia-Św.Wojciech-Lipce" Agnieszka Bartków.
A dzisiaj temat ten stanął na sesji rady. Stało się tak przy okazji głosowania nad rozpoczęciem procedowania innego MPZP. Chodzi o sąsiednie tereny Św. Wojciecha, gdzie w przyszłości ma powstać tor samochodowy (napiszemy o tym w osobnym artykule).
Prezydencie Grzelak, zajmij się tą sprawą
Jankowska i radni dzielnicy z Oruni, Lipiec i Św.Wojciecha postulowali, by ten głosowany dzisiaj MPZP rozciągnąć także na tereny opisywanych wyżej działek. Radni Koalicji Obywatelskiej i Wszystko dla Gdańska nie chcieli się na to zgodzić, argumentując, że nie tworzy się tak dużych planów miejscowych. Z kolei radni PiS w ostry sposób atakowali miasto, mówiąc o republice deweloperów i braku poszanowania głosu mieszkańców. Bardzo aktywni byli tutaj radni: Przemysław Majewski i Andrzej Skiba.
Jest jednak światełko w tunelu dla właścicieli działek w Św. Wojciechu. Szef rządzącego w Gdańsku klubu Koalicji Obywatelskiej Cezary Śpiewak-Dowbór zadeklarował dzisiaj publicznie, że miejscowy plan dla działek w Św. Wojciechu powinien zostać uchwalony i że on na pewno taki dokument poprze.
Postawił jednak warunek, że to właściciele będą musieli partycypować w kosztach budowy dojazdu na nowe osiedle. Zaapelował do wiceprezydenta Piotra Grzelaka, by pochylił się nad tematem nowego MPZP dla Św. Wojciecha.
Dzielnica traci mieszkańców. Miasto nie chce nowych podatników?
Jankowska uważa deklarację Śpiewaka-Dowbora za "przełomową", ale podkreśla, że wciąż są to tylko słowa. I że czeka na konkretne decyzje ze strony urzędu. Jeżeli miasto uchwali MPZP dla tego terenu, ludzie będą mogli rozpocząć budowę swoich domów.
Szefowa rady dzielnicy "Orunia-Św.Wojciech-Lipce" zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię, którą można rozpatrywać bardziej w skali "makro". - Gdyby na tych terenach w Św. Wojciechu ludzie mogli zacząć się budować, mówimy o setkach nowych mieszkańców. To bardzo ważne, szczególnie że w ostatnich 9 latach w naszej dzielnicy ubyło blisko 4 tys. mieszkańców.
Wtóruje jej Jankowska: - Nie rozumiem, dlaczego miasto nie chce, by powstało tutaj osiedle. Są ludzie, którzy kupili działki i którzy za swoje pieniądze chcą postawić domy. Będą płacić podatki do miasta.
Najpierw MPZP, później ludzie sięgają do swojej kieszeni i budują drogę
Czy zapłacą też za drogę dojazdową?
- Nie mogę mówić za wszystkich, ale ja jestem w stanie partycypować w takiej inwestycji. Jeżeli dzięki temu, będą mogła wreszcie zbudować swój wymarzony dom w Gdańsku, to znajdę dodatkowe pieniądze - odpowiada nam Jankowska.
I dopowiada: - Warto podkreślić, że jako mieszkańcy nie tylko będziemy partycypować w kosztach, ale od 30 lat partycypujemy, płacąc podatki od „nieużytków” budowlanych.