Temat "zamkniętych szlabanów" na Oruni przewija się już od wielu lat. Mieszkańcy dzielnicy położonej od centrum Gdańska o kilka kilometrów tracą wiele minut na przejazdach kolejowych. Niektórzy wciąż psioczą na urzędników. Inni chcąc nie chcąc już się przyzwyczaili. Od lat tematem mocno interesuje się lokalna rada dzielnicy, zwracając uwagę m.in. na kuriozalne i mocno niebezpieczne sytuacje z czekającą na szlabanach karetką pogotowia.
Armagedon na przejazdach, prezydent woli mówić o rewitalizacji parczku
Korki na szlabanach to standard, ale ostatni remont Sandomierskiej sprawił, że nawet te oruńskie normy zostały mocno przekroczone. - Takiego ścisku i tłoku aut dawno tu nie było. I jeszcze te ciężarówki, które wjeżdżają na przejazd i blokują wszystko. To jest armagedon - usłyszałem od jednego z mieszkańców Oruni, który zadzwonił do naszej redakcji, by zgłosić temat.
Znając temat od podszewki i widząc niekiedy szum medialny (czasami spowodowany naszymi artykułami) wokół braku bezkolizyjnych przejazdów na Oruni, zaryzkujemy następującą tezę. Nawet gdyby tematem zainteresowała się BBC lub CNN, nic by to zmieniło. Gdański magistrat w odpowiedzi wysłałby brytyjskim i amerykańskim dziennikarzom te same informacje, którymi karmi opinię publiczną od lat. Że brak pieniędzy, że może fundusze europejskie, że trwają rozmowy z PKP, że tworzy się dokumentacja projektowa, i że magistrat robi wszystko, by na Oruni przejazdy bezkolizyjne zbudować.
Być może pani prezydent przy okazji pochwaliłaby się jeszcze rewitalizacją Oruni, to jest remontem Ratusza i rewitalizacją parku na Związkowej.
Jest już bardziej "seksowny" projekt
Nadzieję na szybkie rozwiązanie problemu powoli traci szefowa Rady Dzielnicy "Orunia-Św.Wojciech- Lipce" Agnieszka Bartków, która od lat niezmordowanie przekonuje urzędników do budowy bezkolizyjnych przejazdów. Jeszcze niedawno miała nadzieję, że przysłowiowa pierwsza łopata pod przejazd bezkolizyjny na Oruni zostanie wbita jeszcze w tej kadencji, czyli do 2023 roku.
Dzisiaj, jak przyznaje, już takiej nadziei nie ma. - Ostatnio dowiedzieliśmy że dokumentacja projektowa dla budowy przejazdu bezkolizyjnego jest opóźniona do czerwca. W mojej ocenie to opóźnienie łączy się z planowaną budową PKM na Gdańsk Południe - mówi portalowi MojaOrunia.pl.
O PKM na Gdańsk Południe pisaliśmy niedawno. Wskazywaliśmy, że jest to inwestycja na 10, może 15 lat. Ale patrząc na wypowiedzi urzędników, można odnieść wrażenie, że "południowa PKM-ka" jest teraz mocno w cenie w gdańskim magistracie, a przejazdy bezkolizyjne na Oruni priorytetem nie są.
Zamknięte szlabany na Oruni to lata zaniedbań ze strony urzędników, prezydentów, wiceprezydentów, i radnych miasta. Przypomnijmy, kilka kamieni milowych.
Czy ktoś pamięta "alternatywę" Bielawskiego?
W 2004 roku miasto, na czele którego stał prezydent Adamowicz spotykało się z przedstawicielami PKP i rozmawiało na temat przyszłego remontu linii E-65 (to ta linia przecina m.in. przejazd na Dworcowej). Było wiadomo, że po wyremontowanej linii pociągi będą jeździć dużo szybciej. Miasto nie negocjowało z PKP budowy bezkolizyjnych przejazdów kolejowych, a radni miasta nie interesowali się tym tematem. Nie było wówczas rady dzielnicy, ani naszego portalu.
Lata później wiceprezydent Bielawski tłumaczył, dlaczego takich rozmów na linii miasto- PKP nie było. Powoływał się na prawo, które zakłada budowę dwupoziomowych przejazdów przez tory, gdy spełnione są następujące warunki: - Gdy prędkość pociągów na danym odcinku jest powyżej 160 km/h, bądź ciągły czas zamknięcia szlabanów jest dłuższy niż 12 godzin w ciągu doby – mówił. Na odcinku oruńskim, jak przekonywał, te warunki nie były spełnione.
Takie tłumaczenia nie przekonały mieszkańców Oruni. Nie brakowało głosów, że miasto nie chciało w żaden sposób lobbować za budową przejazdu, bo w tamtych latach Orunią nikt praktycznie się nie interesował. Warto też przypomnieć inną wypowiedź Bielawskiego, który jasno mówił, że miasto nie zapłaci za budowę przejazdu na Oruni. Ale dawał oruniakom alternatywę: albo zbudujemy przejazd, albo przeprowadzimy rewitalizację dzielnicy. Co stanowiło naprawdę kuriozalne tłumaczenie, ale śp. prezydent Adamowicz na takie wypowiedzi swoich podwładnych pozwalał.
Adamowicz najpierw przekonywał, że nic od niego nie zależy
Cofając się nieco w czasie. W 2010 roku remont linii E-65 się rozpoczął. Już wtedy zaczęły się problemy. Szybsze pociągi, dłużej opuszczone szlabany, brak tuneli i kładek dla samochodów - oruniacy zaczęli dostrzegać, że ich dzielnica została odcięta.
W 2011 roku zapytaliśmy prezydenta Adamowicza, czy miasto nie mogło przekonywać PKP do budowy tunelu lub kładki dla samochodów? Odpowiedział nam wówczas: - Niestety nie znam sprawy, o którą Pan pyta.
Czy można wyobrazić sobie taką odpowiedź, gdyby sprawa dotyczyła Wrzeszcza, Oliwy, albo Śródmieścia? - pisaliśmy wtedy.
Remont linii potrwał kilka lat. Na Oruni PKP wybudowało tylko podziemne przejścia dla pieszych, które do tej pory straszą swym wyglądem. Nazywane bunkrami atomowymi śmiało mogłyby stanowić scenerię dla thrillerów lub horrorów. Miasto zgodziło się, by takie potworki powstały.
W 2014 roku prezydent Adamowicz spotkał się z oruniakami. Wtedy włodarz Gdańska, ku zdziwieniu słuchaczy jasno dał do zrozumienia, że miasto nie ma żadnego wpływu na PKP. I przejazdów nie będzie.
Oruniacy organizują pospolite ruszenie. Rok wyborczy i włodarz zmienił front
Oruniacy zorganizowali prawdziwe pospolite ruszenie. Żądali od miasta konkretnych odpowiedzi i deklaracji. Domagali się budowy przejścia bezkolizyjnego. Zbierali podpisy, angażowali się w mediach społecznościowych, wieszali plakaty, zgłaszali się do mediów.
W roku wyborczym Adamowicz nie miał wyjścia i musiał zmienić front. Obiecał, że urzędnicy przeprowadzą badania na przejazdach kolejowych Oruni. Chodziło o sprawdzenie, jak długo w ciągu dnia szlabany na Oruni pozostają zamknięte.
W 2015 badania wykazały, że szlabany na Dworcowej pozostają zamknięte ponad 9 godzin na dobę. Urzędnicy nie ukrywali, że było to dla nich szokujące.
W 2015 roku prezydent Adamowicz poinformował, że miasto rozmawia z PKP na temat "rozwiązania problemu na Oruni". I że PKP wyraża wstępną wolę partycypowania w części kosztów budowy wiaduktu w ciągu Nowej Podmiejskiej.
Dokumentacja to niełatwe zadanie. Co z pieniędzmi?
W 2016 roku miasto opracowało kilka koncepcji budowy bezkolizyjnych przejazdów na Oruni. Rok później wybrało docelową koncepcję.
W 2018 roku miasto podpisało umowę na stworzenie dokumentacji projektowej dla wiaduktu w rejonie Sandomierskiej i tunelu na Równej.
W 2020 roku prezydent Dulkiewicz ogłosiła, że jeszcze w tym roku ma być gotowa dokumentacja na trzy tunele z przejściami dla pieszych i jeden przejazd bezkolizyjny na Oruni. Terminy wykonania tej dokumentacji były stopniowo przekładane. Dokumentacja projektowa ma być gotowa w tym roku.
Miasto wciąż nie podaje szczegółowych informacji, skąd znajdzie finansowanie na budowę przejazdów. Od miesięcy słyszymy tylko formułkę, że Gdańsk będzie starał się o pieniądze z funduszy europejskich.
Od czasów "negocjacji" na linii miasto Gdańsk - PKP minie niedługo 16 lat.