Autorem niniejszego tekstu jest Dorota Dombrowska
- Wybudowanie „ Kosmosu” było wielkim wydarzeniem w dzielnicy. Kino było bardzo nowoczesne jak na tamte czasy – wspomina Joanna Michmiel. Posiadało sale z 440 fotelami. Sam sposób ich ułożenia był korzystniejszy, niż w kinie „Jutrzenka”, które od lat 50. XX w. działało w MDK-u przy ul. Dworcowej 9.
– Nowością było piętrowe ułożenie foteli. Dzięki temu lepiej się oglądało filmy – dodaje pani Joanna. – Było to pierwsze kino w okolicy z miękkimi siedzeniami. Dlatego moi znajomi z innej części miasta specjalnie przyjeżdżali na Orunię – dodaje Krystyna Białek.
Kino zostało otwarte 20 października 1962 roku. - Pierwszym filmem, który wyświetlono byli „Krzyżacy” Aleksandra Forda - wspomina Zenon Zamorowski. Co ciekawe, ówczesna prasa nie zamieściła żadnej wzmianki na temat otwarcia oruńskiej mekki kinomanów. Jedynie w rubryce z repertuarem kin w „Dzienniku Bałtyckim” pojawiła się informacja o seansie w kinie „Kosmos”.
Powiew zachodu
Dawniej kina miały przyznawane różne kategorie. „Kosmos” miał kategorię drugą, dlatego wyświetlano w nim produkcje dopiero co zdjęte z afisza. Cieszył się wielkim wzięciem. - Przed wejściem ustawiały się niesamowite kolejki – opowiada Joanna Michmiel. A jak wyglądał repertuar? Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Wyświetlano westerny, melodramaty, kryminały Alfreda Hitchcocka, musicale, przedwojenne komedie, „Czterech pancernych i psa”, „Gwiezdne Wojny” i „Seksmisję”. (Chętnych na ten ostatni tytuł było tak wielu, że mimo dostawienia na salę ławek, część widzów oglądała seans na stojąco)
- Grali tam bardzo różne filmy np. „Parszywą dwunastkę” – mówi Jerzy Łukasiak. - Pierwszy raz poszłam tam na „Przeminęło z wiatrem”. Byłam zachwycona. Do dziś to mój ukochany film – dodaje Joanna Michmiel. - Do kina chodziło się też specjalnie na kroniki filmowe, bo można było poczuć powiew zachodu. Pokazywano w nich np. zachodnią muzykę - wspomina Zenon Zamorowski.
Niedzielne poranki i tajemnica poliszynela
Przy tworzeniu repertuaru, nie zapomniano również o dzieciach. - W kinie „Kosmos” odbywały się niedzielne poranki filmowe dla dzieci. Chodziłam tam w niedziele, wraz z córką. Najpierw szłyśmy na mszę do tzw. „małego kościoła”, a stamtąd na seans – wspomina Maria Pankanin.
- Tajemnicą poliszynela był fakt, iż księża i pracownicy kina ustalali między sobą godziny poranków filmowych i porannych mszy tak, by ze sobą nie kolidowały – dodaje Joanna Dunajska. - Gdy wybudowano to kino mieliśmy z bratem po 8 lat. Nawiązaliśmy przyjaźń z kasjerką i czasem na „poranki” wpuszczała nas za darmo – dodaje Stanisław Sobczak.
Nie był on wyjątkiem. - Znajoma naszej sąsiadki była bileterką w „ Kosmosie”. Wpuszczała nas tylnymi drzwiami, za darmo – dodaje Barbara Żukowska. - Bilety na seans do kina „Kosmos ” kosztowały 5zł. Nieraz kolega wchodził do kina i wpuszczał mnie i innych kolegów tylnymi drzwiami – uzupełnia Jerzy Łukasiak.
Seans (nie) tylko dla dorosłych…
Nastolatkowie również lubili oruńskie kino. Chcieli oglądać filmy przeznaczone dla starszych. Rzadko się to udawało. - Przed seansami dość skrupulatnie sprawdzano, czy ma się tyle lat, ile wymagały przepisy. No chyba, że ktoś naprawdę wyglądał na swój wiek – wspomina Joanna Michmiel.
- Jak wyświetlano film „Agent nr 1”, to przed kinem ustawiła się ogromna kolejka. Ja też w niej stałam, ale niestety mnie nie wpuścili. Film był od 16 roku życia, a ja byłam młodsza – wspomina Anna Dombrowska. - Kiedyś wybrałam się tam z młodszymi siostrami na seans „Fanfan Tulipan” – opowiada Krystyna Białek. - Niestety wstęp na film był dozwolony od 12 lat, więc wpuszczono tylko mnie. Siostry odesłano z kwitkiem. Zostałam na filmie, a siostry poszły same do domu. Gdy i ja wróciłam, dostałam porządną burę od rodziców za pozostawienie sióstr bez opieki. Wyciągnęłam z tego lekcję i w przyszłości unikałam podobnych błędów. Mimo wszystko, po latach miło wspominam tamten seans, bo film był świetny – śmieje się pani Krystyna.
Zdarzało się, że były jednak sposoby, aby wejść na film dla starszych. - Gdy byliśmy nastolatkami, wraz z bratem oszukiwaliśmy, że mamy po 18 lat, by obejrzeć filmy dla dorosłych. Czasem też, by wejść na taki seans, dawaliśmy naszej znajomej kasjerce garść drobniaków i ona nas wpuszczała – wspomina Stanisław Sobczak.
Jedyne takie?
Jest ciekawostką, że kina podobne do oruńskiego istniały w innych częściach kraju m.in. w Puławach, Myśliborzu, Zambrowie i Kaliszu. Ich budowa, kształt i charakterystyczne neony z nazwą, były do siebie bliźniaczo podobne.
- Chodziłem nieraz do kina „Kosmos”. Jakież było moje zdziwienie, gdy podczas podróży przez Polskę odkryłem, że identycznie wyglądające kino stoi w Puławach – opowiada Mieczysław Rajkowski. A jakie było oruńskie kino w środku? - W środku kina była kasa biletowa. Mieli tam też aż 3 projektory do wyświetlania filmów. Wiem o tym, bo miałem okazję wejść do projektorowni – opowiada Jerzy Łukasiak.
- Za drzwiami, przed wejściem na widownię „Kosmosu”, były długie kotary. Przed wejściem do samego kina znajdowały się gabloty z filmowymi plakatami i fotografiami. Zawsze musiałam je obejrzeć. Dziś takie plakaty są warte fortunę – wyjaśnia Joanna Dunajska.
Tu kiedyś było kino
Obecnie na miejscu oruńskiego kina znajduje się stacja paliw. Jego budynek został wyburzony w 1998 roku. (Zanim do tego doszło, w zamkniętym już kinie funkcjonowały przez pewien czas różne punkty usługowo-handlowe).
Był to koniec pewnej epoki. W Polsce powstawały nowoczesne kina tzw. multipleksy. Nie inaczej było w Gdańsku, gdzie w latach 2000-2002 pojawiły się pierwsze takie przybytki. I choć mają większe sale, wygodniejsze fotele, lepszy obraz, to jednak czegoś w nich brakuje. Nie czuć tej niezwykłej atmosfery, co w małym, dzielnicowym kinie, które latami kształtowało gusta filmowe oruniaków i gdzie kwitły dziecięce przyjaźnie oraz pierwsze miłości. Nie tylko wspomnienia, zostały nam jednak po naszym kinie.
Okazuje się, że jeśli przejdziemy się po Oruni to zobaczymy, że po dawnej świątyni X Muzy pozostał jeszcze jeden trwały ślad. Jest nim napis na stacji transformatorowej. Dumnie obwieszcza „Kino Kosmos” przypominając każdemu, że mieliśmy kiedyś oruńskie kino z prawdziwego zdarzenia. Kto wie, może jeszcze kiedyś znów będziemy takie mieć?