Od kilkunastu lat oruniacy nie mogą doczekać się budowy bezkolizyjnego przejazdu na Oruni. Mieszkańcy wypominają gdańskim urzędnikom, że gdy ważyły się losy remontu linii E-65 (to ona przecina Orunię), magistrat w rozmowach z PKP nie walczył o to, by przyszła inwestycja kolei objęła też budowę przejazdu bezkolizyjnego w tej części Gdańska. Magistrat się bronił, powołując na różne zapisy w prawie, ale oruniaków takie tłumaczenia mało co obchodziły.
Linie wyremontowano, przez Orunię zaczęło przejeżdżać coraz więcej pociągów — dość wspomnieć, że według badań szlabany na Dworcowej potrafiły być opuszczone łącznie blisko 10 godzin w ciągu dnia. Sytuacje, że ktoś czekał na przejazd 15 i więcej minut nie należały do rzadkości. Mieszkający za torami oruniacy nie ukrywali wściekłości.
Wielką pracę wykonała lokalna rada dzielnicy, która zasypywała urzędników kolejnymi pismami, pilnując by temat budowy bezkolizyjnych przejazdów na Oruni nie umarł. Kilka lat temu nastąpił przełom w polityce miasta, urzędnicy z prezydentem Adamowiczem na czele obiecali, że taka inwestycja zostanie zrealizowana.
Pojawiły się opracowania i dokumentacje dla budowy bezkolizyjnych przejazdów na Oruni, były też rozmowy z przedstawicielami PKP i prośby o sfinansowanie inwestycji. I gdy wydawało się, że wszystko idzie w dobrą stronę, nagle znów zapadła wielka cisza, a wielkie plany nadal pozostają na papierze.
- Pojawienie się projektu budowy Pomorskiej Kolei Metropolitalnej na południe Gdańska zburzyło całą wcześniejszą pracę. Gdyby nie PKM Południe, to uważam, że istniała realna szansa na wybudowanie przejazdu na Oruni nawet do 2023 r. Teraz jesteśmy jednak w zupełnie innej, gorszej sytuacji — ocenia Agnieszka Bartków, szefowa lokalnej rady dzielnicy, która od lat walczy o budowę bezkolizyjnego przejazdu na Oruni, nie bojąc się naciskać na odcisk urzędnikom, radnym miasta, czy przedstawicielom PKP.
Rozmówczyni portalu MojaOrunia przypomina, że w 2016 r. doszło do spotkania z prezydentem Adamowiczem, na którym "podjęte zostały decyzje zmierzające ku temu, by zbudować bezkolizyjny przejazd na Oruni". - W listopadzie chce zorganizować spotkanie z urzędnikami i zapytać ich, co z tamtymi ustaleniami? Projekt budowlany leży w szufladzie. Co od tego czasu się wydarzyło i jakie plany ma tutaj miasto? - dopytuje Bartków.
- Musimy stanowczo powiedzieć miastu, że budowa bezkolizyjnego przejazdu i PKM Południe powinny iść w parze, ale powinny być osobno projektowane. Istnieje prawdopodobieństwo, że PKM — z racji ogromnych kosztów całej inwestycji — nie otrzyma dotacji, i wówczas nie wiadomo, czy nasz bezkolizyjny przejazd powstanie. Dobrze byłoby, gdyby stworzono dwie osobne dokumentacje. Jedna na PKM, druga na bezkolizyjny przejazd i każda z tych inwestycji mogłaby niezależnie od siebie powstać — tłumaczy Bartków.
Szefowa rady dzielnicy ma duże obawy, czy bezkolizyjny przejazd na Oruni kiedykolwiek powstanie. - Uważam, że prezydent Dulkiewicz powinna podjąć szybko konkretne decyzje, bo mam wrażenie, że miasto błądzi w tej sprawie. Brakuje konkretów.
Bartków zwraca uwagę, że brak bezkolizyjnych przejazdów jest uciążliwy dla mieszkańców Oruni i blokuje m.in. dojazd karetek "za tory", ale realizacja tej inwestycji powinna być w interesie nie tylko oruniaków. - Port przyjmuje ogromne ilości węgla i jego transport będzie zatykał całą infrastrukturę, co odczujemy też na oruńskich szlabanach. Mam nadzieję, że PKP też widzi ten problem. Przecież mówimy o linii międzynarodowej, ważnej nitce towarowej. Czy naprawdę w sprawie budowy przejazdu bezkolizyjnego na Oruni urzędnicy, politycy, przedstawiciele PKP nie mogą razem usiąść do stołu?