Do ataku na prezydenta Adamowicza doszło 13 stycznia 2019 r. podczas finału imprezy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku. "W trakcie odpalania zimnych ogni na scenę wbiegł mężczyzna i z bardzo dużą siłą kilkukrotnie ugodził Prezydenta nożem. Następnie grożąc nożem prowadzącemu imprezę zmusił go do oddania mikrofonu, przez który przedstawił się z imienia i nazwiska i wygłosił oświadczenie, w którym podał motywy swojego zachowania" - pisali w akcie oskarżenia prokuratorzy.
Dzisiaj podczas ogłoszenia wyroku sędzia mówiła, jak 13 stycznia 2019 r. wyglądał atak na prezydenta Gdańska. - O godzinie 19.50 z lewej strony sceny wszedł na nią po schodkach oskarżony Stefan Wilmont, który po przemowie prezydenta Adamowicza, w trakcie odliczania podbiegł do niego i z dużą siłą ugodził go cztery razy nożem w klatkę piersiową, brzuch i rękę.
- Po ataku Stefan Wilmont paradował triumfalnie po scenie, a następnie podszedł do konferansjera, grożąc mu pozbawieniem życia poprzez wbicie w brzuch noża. Zmusił go do oddania mikrofonu.
Po ataku na prezydenta Adamowicza, Stefan Wilmont krzyczał ze sceny: "Halo, halo. Nazywam się Stefan Wilmont, siedziałem niewinnie w więzieniu, Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz".
W 2013 r. Stefan W. został skazany za napady na banki. W więzieniu spędził 5 lat i 6 miesięcy. Podczas ogłaszania uzasadnienia do wyroku sędzia mówiła, że podczas tamtej odsiadki u Stefana Wilmonta narastało "niczym nieuzasadnione poczcie krzywdy" na zasądzony wyrok. - W trakcie pobytu w zakładzie karnym Stefan Wilmont wielokrotnie poruszał temat związany z zemstą na sądach i służbie więziennej. Często wskazywał, że wszystkiemu jest winna Platforma Obywatelska. Jednemu ze współosadzonych powiedział, że szybko wróci do więzienia, bo ma rachunki do wyrównania.
W trakcie postępowania prokuratury powstały trzy opinie biegłych określające stan psychiczny Stefana W. Dwie ostatnie, do których przychyliła się sędzia, wskazywały, że może on odpowiadać karnie w procesie. - Stefan Wilmont jest osobą skrajnie niebezpieczną. Nic sobie nie robił z trwającego postępowania. Zdaniem sądu, Stefan Wilmont wie, co robi, i dobrze się przy tym bawi. Wszak nie ma już nic do stracenia - akcentowała sędzia.
Na koniec głos zabrał też sam oskarżony. Stefan Wilmont powiedział: — Nie ma znaczenia, że będę miał przedłużony areszt, bo i tak wszyscy skończymy na oddziale terapeutycznym, gdzie ja będę panem doktorem i będę badał.
Po rozprawie brat zamordowanego prezydenta, poseł Piotr Adamowicz mówił: - Nikt nie przywróci życia mojego brata. Mój ojciec nie doczekał sprawiedliwości, bo zmarł kilka miesięcy temu.