O Grzegorzu Bryszewskim pisaliśmy już na portalu MojaOrunia. To on zdobył kulturalne stypendium miasta Gdańska na napisanie książki na temat telewizji Sky Orunia.
Teraz w rozmowie z portalem MojaOrunia informuje, że książka ukaże się najprawdopodobniej jesienią tego roku. Wydawcą ma być Wydawnictwo Marpress. Dogrywane są obecnie wszystkie szczegóły umowy, a Bryszewski w pocie czoła pracuje nad książką.
Marek Żal, kopalnia wiedzy i właściciel prawdziwych perełek
Autor cały czas zbiera materiały. Przeprowadza kolejne wywiady, przekopuje się przez archiwa, dociera do wyjątkowych zdjęć i filmów Sky Orunia. Te ostatnie można znaleźć na jego kanale youtubowym: "TelewizjaSkyOrunia. Książka. Kanał z filmami". Prowadzi też fanpejdż:"Telewizja Sky Orunia. Książka"
Bryszewskiemu udało się dotrzeć do Marka Żala, dawnego realizatora Sky Orunia. Ten okazał się prawdziwą kopalnią wiedzy na temat stacji, a co ważne, wciąż miał kilka starych kaset VHS z archiwalnymi nagraniami ze Sky Orunia. Na prośbę Bryszewskiego, Żal przegrał materiały do wersji cyfrowej i w ten sposób archiwalne nagrania trafiły do sieci, na wspomniany wyżej kanał na Youtubie.
A są tam prawdziwe perełki, m.in. festyny za Domem Kultury z ulicy Dworcowej, z początku lat 90. - Pan Marek współtworzył Sky Orunia. Pracował w zakładzie energetycznym. Przyjeżdżał na tyły domu kultury i pomagał w organizacji festynów pod kątem technicznym. Miał taki samochód ciężarowy "Robur". Na pace ustawiał kamerę i z takiego podwyższenia filmował imprezy — opowiada portalowi MojaOrunia Bryszewski.
Włączasz telewizję, a tam twój sąsiad tańczy
Żal filmował imprezę na żywo, obraz był wyświetlany jeszcze na dużym ekranie. Często też materiał szedł na żywo w Sky Orunia. Było więc tak, że oruniacy w domach oglądali, jak bawią się ich sąsiedzi. Niektórzy decydowali się dołączyć do zabawy.
Imprezy były wyjątkowe. Po pierwsze, bawiły się na nich całe rodziny, a dzieciaki aż piszczały z radości, jak widziały się na dużym ekranie, a później jeszcze w telewizji. Po drugie, zabawy prowadzone w akompaniamencie muzyki disco polo potrafiły być nietypowe: np. konkurs picia piwa z butelki ze smoczkiem, czy konkurs rżnięcia drewna. Po trzecie, imprezowali nie tylko oruniacy, ale też ludzie z innych dzielnic Gdańska.
- Ludzie oglądali festyn na Sky Orunia, dzwonili do stacji i pytali, kiedy taka fajna impreza była. Jak słyszeli, że to leci na żywo, a impreza właśnie trwa, to przyjeżdżali. Z Brzeźna, Nowego Portu.
Przez wasze imprezy, to mi ludzie do kościoła nie przychodzą
Żal zarzeka się, że kiedyś policzyli ludzi na takim festynie i wyszło im cztery tysiące osób. Bryszewskiemu opowiadał też, że takich festynów mogło być łącznie nawet 20, bo w letnie miesiące (w roku 1992 i 1993) organizowali takie zabawy praktycznie co dwa tygodnie.
Bryszewski zanotował też jeszcze jedną ciekawą historię. Festyny przy domu kultury potrafiły trwać nawet do 7-8 rano. Raz do organizatorów przyszedł proboszcz z okolicznej parafii. Utyskiwał, że zabawa trwa tak długo, a później ludzie odsypiają i przez to w ogóle do kościoła nie chodzą.
Autor książki o Sky Orunia zwraca też uwagę na inny aspekt. - Z tego, co, rozmawiałem z ludźmi, to te festyny były całkowicie pozbawione komercji. Były bezpłatne. Tworzone przez ludzi dla ludzi. Jedna wielka integracja, bez komercyjnych zapędów.