Dla jednych hałas, brud i przykry zapach, dla innych przyjemny świergot i namiastka lasu w mieście – gromady ptaków, które zbierają się w parku przy ulicy Związkowej podzieliły okolicznych mieszkańców. Ci pierwsi chcą wypłoszenia nieproszonych gości. Co na to miasto, ornitolodzy i „odławiające” firmy?
Park przy ulicy Związkowej to teren dawnego cmentarza ewangelickiego. Dziś po nagrobkach nie ma już prawie śladu. Położony za torami fragment zieleńca wielu mieszkańcom kojarzy się zupełnie inaczej.
- Każdego dnia, jak w zegarku, zawsze o 4:30 rano – z drzew zrywają się chmary ptaków. Robi się wielka wrzawa. Młode uczą się latać. Z góry lecą pióra, odchody, nie polecam wtedy spacerów po parku – ostrzega pan Antoni, mieszkaniec ulicy Ramułta.
Są też osoby, dla których ptaki przy Związkowej nie stanowią problemu.
- Bez przesady, nie jest tak głośno. Ja lubię posłuchać rano świergotu ptaków. Ludziom chyba jednak wszystko przeszkadza – wzrusza ramionami Barbara Leśniewska, która mieszka na Ramułta 8, w bloku położonym kilkanaście metrów od parku.
- Tak, ptaki brudzą. I to jest problem. Ale ich śpiew jest wspaniały, człowiek może poczuć się jak w lesie. Według mnie nic tu się nie powinno zmieniać – wchodzi w słowo pani Halina, sąsiadka.
Zmian chcą jednak inni mieszkańcy. Apelują do miasta o pomoc w wypłoszeniu ptaków.
- Mieszkańcy mogą napisać pismo do Wydziału Środowiska i w nim opisać cały problem. Sprawa zostanie przez nas zbadana. Jeżeli Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska uzna, że problem faktycznie istnieje, będziemy mogli podjąć kolejne kroki – mówi Maciej Lorek, dyrektor miejskiego Wydziału Środowiska.
„Kolejnym krokiem” byłoby zatrudnienie profesjonalnej firmy, która zajmuje się odławaniem ptaków.
Jak informuje Lorek, w ciągu ostatnich kilku lat do jego wydziału wpłynęło tylko jedno pismo w podobnej sprawie. Problem nie dotyczył Oruni.
Ornitolodzy, z którymi rozmawialiśmy na temat parku przy ulicy Związkowej, mówią wprost: sytuacja, choć dla mieszkańców niezręczna, wcale nie jest tak jednoznaczna, jak mogłoby się niektórym wydawać.
- W parku przy ulicy Związkowej swoje gniazda mają najprawdopodobniej również gawrony. Jest to gatunek zagrożony wyginięciem, dlatego jest pod ochroną. Tych ptaków nie można płoszyć, nie można ścinać drzew, na których założyły swoje gniazda. Za to grożą sankcje – mówi Piotr Zieliński, pracownik Stacji Ornitologicznej Muzeum i Instytutu Zoologii PAN w Gdańsku.
Ekspert przypomina, że okres lęgowy gawronów kończy się pod koniec czerwca. Już za kilka tygodni ptaków w parku przy Związkowej powinno być zdecydowanie mniej.
Problem najprawdopodobniej znów powtórzy się jednak na wiosnę. Adam Mroczek z gdańskiej firmy Sokolnictwo.pl, która trudni się płoszeniem ptaków, ma radę dla mieszkańców Oruni. Według niego powinni oni jak najszybciej napisać w sprawie parku przy Związkowej pismo do gminy. Jeżeli urzędnicy zgodzą się na zatrudnienie „odławiaczy”, ptaki przy ulicy Związkowej nie będą już stanowić kłopotu.
- Zaczęlibyśmy pracę od lutego. Regularnie wypuszczalibyśmy w parku drapieżne ptaki. W mieście idealnie nadaje się do tego amerykański myszołowiec – tłumaczy Mroczek.
I zapewnia, że tego rodzaju „walka” z ptactwem byłaby bezkrwawa.
- Sam widok drapieżnika odstrasza już gawrony. Jeżeli widzą go w jednym miejscu regularnie, wkrótce przenoszą swoje gniazda gdzie indziej – wyjaśnia.
Firma właśnie w taki sposób ochraniała już jedno z osiedli na Oruni Górnej. Obecnie pilnuje „podniebnego” porządku w okolicy Ergo Areny. Koszt zatrudnienia „odławiaczy” to wydatek rzędu od 2 do 7 tysięcy złotych.