Przez cztery noce z rzędu złodzieje kradli elektryczne kable kolejowe z rejonu ulicy Sandomierskiej. Efekt? Opóźnione pociągi, opóźniony remont linii E-65, łączącej Gdynię z Warszawą. Teraz terenu pilnuje firma ochroniarska, a policja ściga nieuczciwych złomiarzy. Czy z tego typu plagą można skutecznie walczyć?
Fot. East News
Zdaniem funkcjonariusza, to właśnie oni (są to mieszkańcy Oruni) mogli stać za ostatnimi kradzieżami elektrycznych kabli kolejowych. Jedna z grup to „młodzi” – najstarsi członkowie ekipy mają 22-lata. Druga skupia w sobie już bardziej doświadczonych (przynajmniej wiekiem) mężczyzn. Prokuratura stawia im m.in. zarzut kradzieży kabli telefonicznych. Ich terenem działania jest bardzo często ich własna dzielnica - Orunia.
- Oczywiście musimy mieć dowody, aby móc mówić o winie kogokolwiek. Wczoraj udało nam się przeszkodzić w kolejnej kradzieży kabli na torach. Złodzieje uciekli, ale zostawili swój łup, a także sprzęt. Mamy nadzieję, że znajdziemy tutaj ślady, które później będzie można wykorzystać podczas procesu – mówi funkcjonariusz policji.
Ostatnie „ataki” nieuczciwych złomiarzy uderzyły w pasażerów pociągów i wykonawcę, który na oruńskim odcinku remontuje linię kolejową E-65.
- Straty finansowe to kilkaset złotych. Ale są też kwestie dużo trudniej policzalne – każdego dnia całe ekipy musiały pracować, aby jak najszybciej naprawić to, co zniszczyli złodzieje. Mimo naszych wysiłków i tak dochodziło do 20-30 minutowych opóźnień pociągów – opowiada Leszek Lewiński, zastępca dyrektora ds. technicznych Zakładu Polskich Linii Kolejowych w Gdyni.
Wykonawca zatrudnił firmę ochroniarską. Jej pracownicy patrolują oruński odcinek, na którym od ponad tygodnia trwają już prace remontowe. Od tego czasu zrobiło się tutaj dużo spokojniej. W rejonie ulicy Sandomierskiej robotnicy demontują tory i tworzą podkłady podtorowe.
Przed komisariatem na ulicy Platynowej znaleźć można niedoszły łup złodziei – pocięte sznury kabli elektrycznych. Gdyby policjantom nie udało się przeszkodzić w kradzieży, izolacja z przewodów zostałaby wypalona, a miedź trafiłaby do punktu skupu złomu. Za kilogram takiego „towaru” można tu dostać około 18 złotych.
Pracownicy punktu skupu złomu (ale też i makulatury) na ulicy Sandomierskiej zapewniają, że nie jest możliwe, aby ktoś przyszedł do nich i sprzedał tutaj nieprzetopione kable elektryczne, czy na przykład studzienkę kanalizacyjną.
- Od każdego kto sprzedaje u nas złom spisujemy dane z dowodu osobistego. Jeżeli nie ma dokumentu, to nic u nas nie wskóra. Wszyscy wiedzą, że policja i straż kolei kontrolują punkty złomu. U nas są średnio raz w tygodniu. Ale nic nielegalnego jeszcze nie znaleźli - tłumaczy mi jeden z zatrudnionych tu pracowników.
W ciągu dnia punkt przy Sandomierskiej średnio odwiedza kilkadziesiąt osób, które sprzedają tutaj złom i makulaturę. Najczęściej przynoszą blachę (0.58 gr za kilogram) i puszki (4 zł/kg).
- W większości są to mieszkańcy Oruni i Chełmu. Najczęściej bardzo biedni ludzie – mówią pracownicy punktu.
Udaje nam się porozmawiać z jednym z klientów skupu. Mężczyzna nie chce podawać swojego imienia i nazwiska, jest za to ksywka: „Batory”.
- Dla wielu złomiarz to od razu złodziej, a to nieprawda. Ja złom biorę z „Pewexu”, nikogo nie okradam – uśmiecha się i tłumaczy, że tak w środowisku złomiarzy mówi się na śmietniki.
- Zbieram, to co ludzie wyrzucą – puszki, makulaturę, garnki, wszystko co metalowe. Średnio mam z tego dziennie jakieś 20 złotych. Na chleb i coś do niego wystarczy – opowiada mężczyzna.
Kto więc kradnie kolejowe kable elektryczne, studzienki, znaki i słupy drogowe (autentyczna historia z ulicy Sandomierskiej) , a nawet metalowe litery z nagrobków gdańskich nekropolii (tak działo się na cmentarzu łostowickim i tym położonym przy ulicy Brzegi)?
- To są po prostu złodzieje, a nie złomiarze – odpowiada mi „Batory”.
Na dwóch odcinkach pojawią się ekrany akustyczne. Zmian doczekają się oba perony oruńskiego dworca. Pojawią się nowe wiaty, gabloty, ławki i kosze na śmieci. Perony będą oświetlone i podniesione na wysokość 76 cm (licząc od poziomu szyn). Przy ulicy Dworcowej istniejący budynek kasy zostanie przebudowany na strażnicę przejazdową.
Cała inwestycja (od Pruszcza do Gdyni) zaplanowana jest na trzy lata.