"Chwaściory wyższe niż same słoneczniki", "totalny przerost formy nad treścią", "miało być tak pięknie, a wyszło..." - pod redakcyjnymi artykułami i blogami naszych czytelników, które prezentowały efekty majowego słonecznikosiania na Oruni, nie brakowało ostrych w swej ocenie komentarzy.Jednak dyskusja trwała i trwa nadal nie tylko w Internecie. Także w tak zwanym "realu" pojawiają się podobne opinie.
- Pomysł może i fajny. Ale wykonanie już bardzo kiepskie. Pola nie są regularnie koszone, przez to słoneczniki ledwo widać zza wielkich, rosnących tu wszędzie chwastów. Tak chyba nie powinien wyglądać skwerek w centrum Oruni - uważa pan Mariusz, mieszkaniec Traktu Św. Wojciecha.
Ale nie wszyscy patrzą na słonecznikowe pola równie krytycznie.
- Słoneczniki wyglądają o niebo lepiej niż to co tu było wcześniej. Kiedyś tu nawet chodnika nie było. Może ludzie wolą puste, obskurne place? Ja nie, teraz jest przynajmniej na co popatrzeć - przekonuje pani Marzena z ulicy Żuławskiej.
- My Polacy musimy wszystko krytykować, taka nasza natura - wzrusza ramionami pan Henryk z ulicy Starogardzkiej. - Jak komuś się nie podobają chwasty, niech je wypieli. Sam widziałem jak ludzie przychodzili tutaj ze swoimi konewkami i podlewali te pola. I o to chyba tu chodzi, to są przecież nasze słoneczniki - dodaje.
Ale czy rzeczywiście o to chodzi? Kto tak naprawdę powinien zajmować się posianymi w maju słonecznikami?
- Gdańska Fundacja Innowacji Społecznej i Dom Sąsiedzki wspólnie koordynowali majową akcją. Od samego początku założeniem słonecznikosiania na Oruni była chęć wciągnięcia w to przedsięwzięcie jak największej ilości osób i organizacji. Tak też się stało. Zaangażowały się tutaj lokalne szkoły, członkowie rady osiedla, przyszło wiele mieszkańców dzielnicy - przypomina Przemysław Kluz, menadżer Gościnnej Przystani.
- Słonecznikosianie to nasza oruńska, przez nikogo nie narzucona akcja. Mieszkańcy dzielnicy powinni dbać o to miejsce. Zresztą właściwie już tak się dzieje. Ludzie podlewają słoneczniki, członkowie rady osiedla koszą trawę wokół. Oczywiście, przydałoby się to robić częściej, dlatego też zachęcam wszystkich, którzy mają czas i chęci, aby włożyli tutaj trochę swojej pracy - dodaje Kluz.
Majową akcję pomogli zorganizować studenci, absolwenci i wykładowcy Politechniki Gdańskiej. Jak oni z perspektywy niemalże już trzech miesięcy oceniają oruńskie słonecznikosianie? I czy w przyszłości planują na Oruni kolejne tego typu inicjatywy?
- Dla mnie to super, że w tym miejscu w ogóle coś teraz rośnie, że jest kolorowo, że jest sporo zieleni. Moim zdaniem skwerek przy Gościnnej wygląda teraz zdecydowanie lepiej niż kiedyś. To jak będzie on wyglądał w przyszłości zależy od samych mieszkańców dzielnicy - mówi Magda Stefanowicz, absolwentka Wydziału Architektury PG.
- Miasto inwestuje tam, gdzie widzi potencjał promocji Gdańska. Dlatego nie można patrzeć na swoją dzielnicę tylko roszczeniowo, trzeba na nią spojrzeć przede wszystkim biznesowo. Słonecznikosianie to był pierwszy element takiej strategii, o Oruni zaczęło być głośno i co ważne, mówiło się o niej dobrze - odpowiada Gabriela Rembarz, urbanistka z Katedry Urbanistyki i Planowania Regionalnego Politechniki Gdańskiej.
I dodaje:
- My jako Politechnika możemy być bankiem pomysłów, które będą pokazywać jak zmienić na lepszę Orunię, dzielnicę, która ma wielki potencjał. Ale oprócz propozycji, potrzeba jeszcze pieniędzy na ich realizację. Tutaj pole do popisu mają już radni osiedla i radni miejscy.