Gdańsk, ul Długa.
Niedzielne południe... Pogoda nijaka... Wyruszm wraz z drugą (lepszą) połową na spacer po gdańskiej Starówce. Nasz wzrok zostaje przykuty przez plakat, widniejący przed wejściem do Ratusza Głównego Miasta... Platak podobny do tysięcy innych, ale... Dlaczego nie kloki Lego? Hmm?
I się zaczęło...
Ratusz Głównego Miasta.
Zgodnie postanowiliśmy wejść do środka. Po uprzednim nabyciu biletów w ilości dwóch sztuk, pewnymi krokami, którym towarzyszyła nuta niecierpliwości udajemy się do pierwszego pomieszczenia Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. Wraz z przekroczeniem progu, uderzyło Nas piękno i bogactwo muzealnych zbiorów... lecz nie o tym ma być mowa w dzisiejszym wpisie...
Jedno, drugie,trzecie pomieszczenie, schody, i nareszcie... nareszcie wejście na dziedziniec, w którym ujrzeliśmy to, co planowaliśmy ujrzeć, czyli dzieła sztuki stworzone z klocków Lego. Niemalże przypomniały mi się lata młodości, w których to JA tworzyłem własne, klockowe zbiory. Poczatkowo byłem wściekły licząc, że wystawa będzie gigantycznych wielkości a samo podziwianie" Ratuszowego Legolandu" zajmie mi co najmniej 3h. Lecz po złości, która minęła niemal natychmiastowo, moje oczy raczyły się czymś wspaniałym. Świat fantastyki i magii, II wojna światowa, PRL i chwile obecne - coś wspaniałego. Moja druga (lepsza) połowa, przeżywała podobnie... Jej również, poniekąd przypomniały się lata dzieciństwa. Po 40 minutach podziwiania "eksponatów", postanowiliśmy ruszyć w dalszą wędrówkę po Muzeum...
Jakiś czas póżniej, po opuszczeniu Ratusza Głównego Miasta poszliśmy na piwo...
ŁZI.