Jeżdżą po Azji i Europie, wczoraj zawitali do Gdańska, dziś trafili na Orunię – grupa różnej narodowości muzyków, aktorów i cyrkowców, którzy przez świat podróżują na niekonwencjonalnych rowerach, dała dzisiaj w Gościnnej Przystani przedstawienie dla okolicznych mieszkańców. Wcześniej mieli okazję przyjrzeć się dzielnicy – jakie są ich wrażenia?
Ekipa 2wheels4change zwiedziła część Oruni, która położona jest za torami – członkowie grupy pojawili się na ulicach Przytorze, Rejtana, Głuchej, Ubocze i Żuławskiej.
Ujęcie pierwsze: grupa kolorowo, „na cyrkowo” ubranych ludzi, jeden z nich z czerwonym nosem klauna, drugi w za dużym meloniku, trzeci w wymyślnej fryzurze, wszyscy jadący na fikuśnych rowerach. Najwięcej sensacji budzi gigantyczny jednoślad, osoba, która na nim jeździ, musi sporo się nagimnastykować wysoko w powietrzu. Chwila nieuwagi i niewprawnego rowerzystę czeka tutaj bliskie spotkanie z twardym chodnikiem.
Ujęcie drugie: Jedna z kamienic na ulicy Przy Torze, grupa cyrkowców zsiada z rowerów i zaczyna krótkie przedstawienie dla okolicznych dzieci. Jest żonglerka, są akrobacje i krótkie pokazy magii. Mija chwila i z wielu okien budynku spoglądają już ludzie. Najczęściej dorośli. Podwórko zapełnia się najmłodszymi. Bariera językowa nie gra tu wielkiej roli – cyrkowy show nie potrzebuje tłumaczenia.
- Pierwsze wrażenie z tej dzielnicy: wioska, którą ktoś przedzielił torami. Ale to niekoniecznie musi być coś złego, jest tu ciekawy klimat. Budynki są zaniedbane, ale niektóre z nich wyglądają naprawdę ciekawie. To mogłoby być fajne miejsce dla artystów – uważa Richard z Wielkiej Brytanii.
Członkowie grupy 2wheels4change od kilku tygodni są w trasie. Jedna z ekip podróżuje po Azji, druga jeździ po Europie. Artyści żyją z tego, co wrzucą im ludzie podczas ich występów. Śpią pod namiotami. Czasem ktoś przenocuje ich u siebie w domu. Tak jak teraz Karolina, jedna z pracownic świetlicy w Gościnnej Przystani, która to spotkała całą grupę w Gdańsku Głównym i zorganizowała im nocleg. A następnego dnia zaprosiła ich na Orunię.
- Podobne widoki jak na Oruni widziałem w niektórych mniejszych miastach w Rosji. Tam też wiele dzieciaków biega całkowicie bez opieki. I początkowo czuje się z ich strony nieufność, ale ona szybko znika, kiedy rozpoczynamy nasze przedstawienia – opowiada Jakob.
Nie inaczej było dzisiaj w Gościnnej Przystani. Pokaz, który początkowo miał trwać 30 minut, znacznie się przedłużył – okoliczne dzieciaki nie odstępowały artystów na krok.
- Szkoda, że takie rzeczy nie dzieją się na Oruni częściej – komentowali rodzice.
„Europejska” ekipa 2wheels4change ma teraz w planie wyjazd do Rosji.
Galeria artykułu