Wizja buldożerów niszczących płot i wjeżdżających do ogródka pani Jolanty, mieszkanki Traktu Św. Wojciecha 173 jeszcze do niedawna była bardzo realna. Po naszej interwencji pojawiła się szansa na uniknięcie konfliktu. O jaki spór chodzi?
„Ktoś” – to w tym przypadku przedstawiciele firmy Budchem, która na zlecenie TBS „Motława” buduje przy Trakcie Św. Wojciecha (w przeszłości stała tu kamienica o adresie 183A) trzy bloki mieszkalne. Te ostatnie nie budzą u pobliskich mieszkańców właściwie żadnych protestów.
Emocje wzbudza inna część inwestycji – budowa drogi dojazdowej do Traktu Św. Wojciecha. Biegłaby ona równolegle do torów kolejowych, mijałaby położoną tuż obok siedzibę Biura Obsługi Mieszkań nr 4 i w pobliżu funkcjonującej niegdyś pizzerii "Karolla" dochodziłaby do głównej arterii. Część takiego połączenia istnieje tutaj już do dawna, wykonawca ma za zadanie dobudować brakującą nitkę – odcinek około kilkudziesięciu metrów.
Problem w tym, że brakujący fragment musiałby przejść przez funkcjonujące tutaj od końca drugiej wojny światowej ogródki. Póki co robotnicy utwardzili kilkanaście metrów terenu i zatrzymali się tuż obok płotu pani Jolanty. I tu wykonawca napotkał na konkretny opór. Pani Jolanta wyszła do kierownika budowy uzbrojona… w pokaźny plik dokumentów.
- Mam wyrok sądowy, który mówi jasno że rodzina Bogusz posiada prawa do tego terenu. Ale to postanowienie nie jest respektowane. Od wielu lat przerzucam się pismami z gdańskimi urzędnikami, póki co bez skutku – mówi pani Jolanta.
Wykonawca pozostawał nieugięty, powoływał się na uzyskane pozwolenie na budowę. Ale prace w tym miejscu wstrzymano na kilka dni. W międzyczasie pani Jolanta trafiła do naszej redakcji.
- Przyjechaliśmy tutaj w 1945 roku ze wschodniej części Polski. Władza przydzieliła nam to zrujnowane gospodarstwo, wtedy był to adres Oruńska 96. Własnymi siłami odbudowaliśmy dom, remontowaliśmy sufity, podłogi, naprawialiśmy dach – wspomina moja rozmówczyni.
– W ogrodzie były wielkie leje po bombach, pracowaliśmy w pocie czoła, aby doprowadzić to miejsce do porządku. Teraz jest tu pięknie, są modrzewie, świerki, drzewa owocowe, jodły, krzewy, mam tu swój ulubiony fotel, gdzie lubię odpoczywać. I teraz mam to wszystko stracić? - pani Jolanta nie kryje emocji.
Według gdańskiego Wydziału Skarbu, nie ma żadnego dokumentu, który wskazywałby, że właścicielem terenu jest ktoś z rodziny Bogusz. Działką zarządza miasto.
Pani Jolanta nie daje jednak za wygraną. Myśli o tym, aby ruszyć w tej sprawie do sądu. Ma też alternatywne rozwiązanie dla wykonawcy, które, jak mówi, pozwoli uniknąć miastu przykrych konsekwencji, jeżeli pani Jolanta sprawę w sądzie jednak wygra.
- Przecież takie połączenie do Traktu Św. Wojciecha już istnieje. I to tuż obok drogi, która została niedawno położona przez wykonawcę. Wystarczyłoby obejść łukiem nasze ogródki. Tamtędy da się normalnie przejechać. Po co niszczyć mój ogródek? – pyta.
I rzeczywiście, droga taka istnieje. Udało nam się zrobić kilka fotografii, na których widać, że z powodzeniem mogą tamtędy przejeżdżać nawet duże samochody.
Skontaktowaliśmy się z inwestorem – TBS „Motława”, przesłaliśmy mu zdjęcia, zapytaliśmy o możliwość wyjścia z całej sytuacji.
Przedstawiciele inwestora odpowiedzieli bardzo szybko. Poprosili nas o spotkanie na miejscu. Towarzyszyć nam miał również kierownik budowy. Na temat sporu o własność terenu obaj Panowie nie chcieli się wypowiadać. Inwestor poprosił nas jednak o przekazanie wszystkich dokumentów (ich kopie dostaliśmy od pani Jolanty), najprawdopodobniej sprawa będzie raz jeszcze wyjaśniana w Wydziale Skarbu i Zarządzie Dróg i Zieleni.
Z kolei pomysł alternatywnej drogi bardzo się spodobał, rozwiązanie chwalili zarówno wykonawca, jak i inwestor.
- Musimy raz jeszcze sprawdzić w mieście wszystkie dokumenty. Pozwolenie na budowę mówi, że droga docelowa powinna prowadzić przez ten ogródek. Ale wydaje się, że faktycznie można ją poprowadzić tuż obok, nie wchodząc na posesję pani Jolanty. Mam nadzieję, że uda się zmodyfikować nasz plan i ogródek zostanie oszczędzony – komentuje Grzegorz Batkowski z TBS „Motława”.
- Budowę drogi wstrzymujemy przynajmniej na miesiąc, dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona – obiecuje Piotr Grażyński, kierownik budowy z firmy Budchem.
Dla pani Jolanty to dobra wiadomość, ale jak mówi, jest to dla niej „tylko chwila oddechu”. Do tematu wrócimy w kolejnych tygodniach.
Galeria artykułu