Kilka dni temu na ulicy Żuławskiej i w rejonie oruńskiego peronu kolejowego trwała regularna bitwa na pięści, kije, a nawet metalowe rury. Relacje mieszkańców i policji są jednak różne.
- Na ulicy było słychać jakieś krzyki. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam kilkunastu chłopaków, którzy bili się pod blokiem. W rękach mieli kije, wrzeszczeli na siebie, przeklinali, to była prawdziwa dzicz – opowiada pani Anna z Żuławskiej 2.
- Ja wróciłam później do domu, o wszystkim opowiadali mi sąsiedzi. Ale na naszej klatce schodowej znalazłam metalową rurę. Ponoć tym się tutaj okładali – mówi mi jedna z mieszkanek Żuławskiej 101.
To właśnie w tej okolicy miała się rozpocząć niedzielna awantura. Według jednego z uczestników rozróby, z którym udało nam się porozmawiać, przed budynkiem stała wówczas grupa nastolatków. Zachowywali się głośno. Nie spodobało się to jednemu z okolicznych mieszkańców.
Doszło do ostrej wymiany zdań i szarpaniny. Poszkodowany miał zadzwonić „po kolegów”. I jak mówi nasz informator, tak też się stało – wkrótce na ulicę Żuławską podjechało kilka samochodów. Z niego wyskoczyli napastnicy z kijami w rękach. Rozpoczęła się regularna bitwa – między blokami, na ulicy, a nawet w rejonie oruńskiego dworca.
Sytuację miał nieco uspokoić zbliżający się odgłos syren policyjnych i widok radiowozów. Według relacji świadków, napastnicy wycofali się z ulicy i kontynuowali bijatykę między blokami.
- Przejazd kolejowy na Dworcowej był zamknięty. Widziałem jak sznur policyjnych samochodów z włączonymi „kogutami” czeka na podniesienie szlabanów – mówi inny świadek niedzielnych zdarzeń.
- Usłyszałam krótkie „Stój! Policja!”, wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam, że policjant rzucił kogoś na maskę radiowozu. Innym udało się uciec – relacjonuje inna mieszkanka Żuławskiej 2.
Rzecznik policji nie potrafi powiedzieć niczego na temat ewentualnych zatrzymań w tej sprawie. Z jej relacji wyłania się zupełnie inny obraz niedzielnej akcji.
- W dniu 30 października, około godz. 22.25 otrzymaliśmy telefoniczne zgłoszenie, że Dolną Orunią idzie grupa około 20 osób z kijami. Dyżurny komendy miejskiej natychmiast skierował we wskazane miejsce trzy patrole, zezwalając im na użycie sygnałów dźwiękowych i świetlnych w celu jak najszybszego dotarcia. Pierwsze dwa radiowozy na miejscu były już kilka minut po zgłoszeniu. Funkcjonariusze sprawdzili wskazany rejon, objeżdżając go radiowozami lecz nie zastali grupy kilkunastu, czy kilkudziesięciu osób z kijami – tłumaczy mł.asp. Aleksandra Siewert, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
- To jakaś bzdura. Sam widziałem jak policjanci gonili wtedy kilku wyrostków. No ale nie udało im się złapać żadnego z nich – komentuje pan Andrzej, mieszkaniec ulicy Żuławskiej.
Z informacji, które udało się nam dziś zebrać od świadków zdarzenia, wynika, że w niedzielnej bójce brali udział m.in. mieszkańcy Dolnego Miasta. Najmłodsi uczestnicy bijatyki byli w wieku gimnazjalnym, najstarsi to mężczyźni w wieku około 30 lat.
- Na ulicy było słychać jakieś krzyki. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam kilkunastu chłopaków, którzy bili się pod blokiem. W rękach mieli kije, wrzeszczeli na siebie, przeklinali, to była prawdziwa dzicz – opowiada pani Anna z Żuławskiej 2.
- Ja wróciłam później do domu, o wszystkim opowiadali mi sąsiedzi. Ale na naszej klatce schodowej znalazłam metalową rurę. Ponoć tym się tutaj okładali – mówi mi jedna z mieszkanek Żuławskiej 101.
To właśnie w tej okolicy miała się rozpocząć niedzielna awantura. Według jednego z uczestników rozróby, z którym udało nam się porozmawiać, przed budynkiem stała wówczas grupa nastolatków. Zachowywali się głośno. Nie spodobało się to jednemu z okolicznych mieszkańców. Doszło do ostrej wymiany zdań i szarpaniny. Poszkodowany miał zadzwonić „po kolegów”. I jak mówi nasz informator, tak też się stało – wkrótce na ulicę Żuławską podjechało kilka samochodów. Z niego wyskoczyli napastnicy z kijami w rękach. Rozpoczęła się regularna bitwa – między blokami, na ulicy, a nawet w rejonie oruńskiego dworca.
Sytuację miał nieco uspokoić zbliżający się odgłos syren policyjnych i widok radiowozów. Według relacji świadków, napastnicy wycofali się z ulicy i kontynuowali bijatykę między blokami.
- Przejazd kolejowy na Dworcowej był zamknięty. Widziałem jak sznur policyjnych samochodów z włączonymi „kogutami” czeka na podniesienie szlabanów – mówi inny świadek niedzielnych zdarzeń.
- Usłyszałam krótkie „Stój! Policja!”, wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam, że policjant rzucił kogoś na maskę radiowozu. Innym udało się uciec – relacjonuje inna mieszkanka Żuławskiej 2.
Rzecznik policji nie potrafi powiedzieć niczego na temat ewentualnych zatrzymań w tej sprawie. Z jej relacji wyłania się zupełnie inny obraz niedzielnej akcji.
- W dniu 30 października, około godz. 22.25 otrzymaliśmy telefoniczne zgłoszenie, że Dolną Orunią
idzie grupa ok. 20 osób z kijami. Dyżurny komendy miejskiej natychmiast skierował we wskazane miejsce trzy patrole, zezwalając im na użycie sygnałów dźwiękowych i świetlnych w celu jak najszybszego dotarcia. Pierwsze dwa radiowozy na miejscu były już kilka minut po zgłoszeniu. Funkcjonariusze sprawdzili wskazany rejon, objeżdżając go radiowozami lecz nie zastali grupy kilkunastu, czy kilkudziesięciu osób z kijami – tłumaczy mł.asp. Aleksandra Siewert, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku
- To jakaś bzdura. Sam widziałem jak policjanci gonili wtedy kilku wyrostków. No ale nie udało im się złapać żadnego z nich – komentuje pan Andrzej, mieszkaniec ulicy Żuławskiej.
Z informacji, które udało się nam dziś zebrać od świadków zdarzenia, wynika, że w niedzielnej bójce brali udział m.in. mieszkańcy Dolnego Miasta. Najmłodsi uczestnicy bijatyki byli w wieku gimnazjalnym, najstarsi to mężczyźni w wieku około 30 la