O słynnej aktorce wypoczywającej na Oruni, pięciu mieszkających tu olimpijczykach, wyjątkowych jasełkach z 1958 roku, bokserskich wyczynach, nieistniejących już miejscach i postaciach… chcesz przeczytać więcej? Sięgnij po mającą ukazać się na dniach książkę Krzysztofa Kosika „Oruński antykwariat”.
- Tytuł „Oruński antykwariat” nawiązuje do czegoś co jest stare, do czegoś co już było, co być może już nie istnieje w świadomości wielu ludzi, ale nadal ma wartość sentymentalną. Taka jest właśnie nasza historia, takie są nasze wspomnienia. Uważam, że warto ocalić to wszystko od zapomnienia – przekonuje Kosik.
W liczącej ponad 120 stron książce będzie można między innymi przeczytać o telewizji Sky Orunia, a także o jeżdżącym kiedyś przez Orunię tramwaju, nieistniejących już pijalniach, bokserskich wyczynach mieszkańców (nie zawsze sportowych) i ministranckim „pospolitym ruszeniu”. Jak zapewnia autor, nie zabraknie prawdziwych smaczków i ciekawostek.
- Nie każdy mieszkaniec wie, że na Orunię na wakacje przyjeżdżała do swojej babci Pola Raksa i pasała kozy na Glinianej Górze. Jeżeli zadałbym pytanie: czy myślisz, że na Oruni mieszkał kiedyś olimpijczyk?, to wielu oruniaków nawet starszej daty mogłoby nie znać odpowiedzi. Tymczasem mieszkał. I to nie jeden, a pięciu. Kto, gdzie i kiedy? Zapraszam do lektury – uśmiecha się Kosik.
W „Oruńskim antykwariacie” znajdziemy też wspomnienia o wybitnych, zdaniem autora, postaciach, którzy swoim działaniem trwale wpisali się w historię dzielnicy.
- Ksiądz Stanisław Salomonowicz, wybitny organizator i ksiądz Tadeusz Kujawa, twórca potęgi ministranckiej na Oruni. Proszę sobie wyobrazić, że pod koniec lat 50-tych było około 250 chłopaków, związanych z kościołem na Gościnnej. Były wspólne sanki, mecze, wycieczki – komentuje Kosik.
Pojawią się również fragmenty, opisującą bardziej siermiężną stronę Oruni.
- Każda dzielnica ma swoje blaski i cienie. Starałem się nie pisać za dużo o tych ostatnich. Przypominam historię pana Wieczorkowskiego, który najpierw na Oruni był producentem felg ogumionych do pojazdów konnych, a później robił kasy pancerne. Jego robotnicy pracowali w pocie czoła nad nimi w dzień, a niektórzy oruniacy robili to także, ale… w nocy – śmieje się autor książki.
Ale „Oruński antykwariat” to nie tylko słowa, a również zdjęcia. Pokazują Orunię z dawnych, ale już powojennych lat. Niektóre robił sam autor, inne zostały przez niego wypożyczone. Jedna z bardziej interesujących fotografii obrazuje ulicę Gościnną z lat 60-tych. Dla młodszych mieszkańców Oruni taki widok może być zaskakujący. Dla starszych będzie przypomnieniem, jak kiedyś prezentowała się "Oruńska Starówka".
Cena „Antykwariatu” ma nie przekraczać 30 złotych. Książka ujrzy światło dzienne już w przyszłym tygodniu. Jej nakład wyniesie 1000 egzemplarzy. Autor jeszcze w tym miesiącu chce zorganizować spotkania z mieszkańcami Oruni, na których będzie prezentował swoją książkę. Miałyby one odbyć się w Gościnnej Przystani i być może również w Dworku Artura. Każdy kto chciałby zakupić książkę wcześniej, może przyjść do hotelu Otelix (prowadzi go Krzysztof Kosik) na Gościnnej 3.
- Nie twierdzę, że moja książka to jakieś wielkie dzieło. Ona ma być głosem wołania na puszczy – panowie z zarządu miasta, tu działa się określona historia, tu żyją ludzie, którzy ją pamiętają. Nie możemy na wieki zamknąć Oruni do bycia „poddzielnicą Gdańska”. Ta dzielnica na to nie zasłużyła, chociażby dlatego, że tak wielu ludzi po wojnie włożyło tutaj swój wysiłek, tak wielu ludzi tu pracowało – podsumowuje Kosik.