Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia. Szczegóły znajdziesz w Regulaminie.

Rozumiem

Czwartek, 26/12/2024

Portal dzielnic: Orunia Dolna, Orunia Górna, Lipce, Św. Wojciech, Olszynka, Ujeścisko

menu menu menu menu menu

REKLAMA

Chciałabym, aby nasze dzieci były kochane...

 1 dodane: 11:29, 25/12/11

tagi:adopcjaDom na Trakciedzieci

Święta Bożego Narodzenia to czas, który spędzamy w gronie najbliższych. Ale co jeżeli obok nas ich nie ma? I co gorsza, nie do końca się nami interesują? A my mamy zaledwie kilka lat...

Dom na Trakcie odwiedzają niekiedy ważni goście...
Dom na Trakcie odwiedzają niekiedy ważni goście...
Fot. p.olejarczyk

Fotografia 1 z 1

To maluszki, niektóre z nich nie potrafią mówić, inne nie potrafią rozróżnić łyżeczki i widelca, nie wiedzą też do czego służy toaleta. W ich bardzo młodym życiu zabrakło kluczowej rzeczy, której sporo z nas doświadcza na co dzień, choć często wstydzimy się o niej mówić.

Tajemniczy składnik to, co bardziej sarkastycznie nastawionych do świata w tym momencie przepraszamy, Miłość. Nie trzeba być wybitnym psychologiem, aby wiedzieć, że kiedy w najmłodszych latach jej brakuje, dziecko nie rozwija się tak jak powinno.

Niech Pani mnie pogłaszcze...
"Brak uczucia do własnego dziecka to dla wielu z nas zupełna abstrakcja" - można przeczytać na różnych forach internetowych. Cóż, zapraszamy Państwa do miejsca, gdzie tego typu "abstrakcja" stanowi rzeczywistość. Często nad wyraz ponurą. Ale co ważne, mogącą ulegać wielkiej zmianie. Na lepsze.

- Jest wieczór, nasz dom powoli zasypia. Ale dzieci przychodzą do mnie: "Niech Pani usiądzie obok mojego łóżka, niech Pani mnie pogłaszcze". Tulę je tak przez jakiś czas. Kiedy chcę odejść do swoich obowiązków, kilkuletni chłopczyk lub dziewczynka łapie mnie za rękę. Czasem nawet przez sen. One tak bardzo pragną bliskości drugiej osoby, one tak bardzo pragną uczucia - opowiada mi Anna Górska-Rutkowska, jedna z wychowawczyń położonego przy Trakcie Św. Wojciecha Domu Dla Dzieci.

Jest to placówka interwencyjna (nazywana Domem na Trakcie), do której dzieci trafiają z reguły na kilka miesięcy. Powody tej często bardzo nagłej przeprowadzki są różne, ale jest coś co łączy wszystkie przypadki. Rodzice, opiekunkowie, dorośli - wszyscy oni zwyczajnie zawiedli. Za ich błędy płacą najmłodsi.

Zdarza się, że rodzic przyjeżdza tutaj tylko w jednym celu - chce pozbyć się swojego dziecka. Czasem mówi wprost: "Nie chcę się już nim zajmować!"


Jak można tak zaniedbać własne dzieci?

Niekiedy pojawiają się tłumaczenia - "nie mam za co żyć", "jest mi ciężko samej". Tak było w przypadku rodzeństwa kilkulatków. Szybko wyszło jednak na jaw, że mama ma konkubenta, który nie życzy sobie dzieci w swoim mieszkaniu. Kobieta musiała wybierać. Rodzeństwo trafiło do Domu Dla Dzieci.

Są sytuacje, że maluchy zostają tutaj wysłane postanowieniem sądu. Bywa, że dzieci przywozi ze swoich interwencji policja. Na przykład prosto z domu, w którym chwilę wcześniej miała miejsce huczna libacja alkoholowa. Do czasu wyjaśnienia całej sprawy, dzieci znajdują miejsce w Domu na Trakcie.

- Czwórka maluszków przyjechała do nas w środku nocy. Był wrzesień, a one były w samych majteczkach. Mieszkały w namiocie razem z bezdomnymi psami. Dzieciaczki były brudne, żywcem zjedzone przez komary, dziewczynki miały włosy do pasa, których nie dało się rozczesać. 4-letni chłopczyk nie potrafił mówić, pierwsze co zrobił to załatwił się u nas w ogródku. Nie wiedział do czego służy toaleta - nie kryje emocji Agnieszka Sudeńska, również wychowawczyni w Domu na Trakcie.

Stan trafiających tu dzieci potrafi wstrząsnąć nawet najbardziej odpornymi. - Piękna dziewczynka, śliczne blond włoski, rozczesuję je, a tam jest tak gęsto od wszy, jakby Pan pieprzem posypał. Czasem naprawdę się zastanawiam, jak można tak zaniedbać własne dziecko - wspomina pani Anna, która również jest matką.

Maluchy muszą radzić sobie również z koszmarnymi wspomnieniami. Opiekunowie opowiadają mi historię o dziewczynce, której mama myła głowę w trudny do pojęcia dla normalnego rodzica sposób. - Łapała mocno za szyję i wpychała głowę córki pod wodę - opisują.

Happy end jest możliwy!
W placówce na Trakcie pracuje kilku wychowawców, do swojej dyspozycji mają blisko 20 wolontariuszy. W Domu może przebywać maksymalnie 14 dzieci. Mają tutaj swoje pokoje, łóżka, zabawki. I co najważniejsze, mają również troszczących się o nich opiekunów.

Nic dziwnego więc, że maluchy (choć zdarza się, że goszczą tu nawet 12-latkowie) bardzo szybko zmieniają się nie do poznania. 4-letnia dziewczynka, do niedawna strachliwa, dla której nawet otworzenie drzwi stanowiło nie lada wyzwanie, dziś jest wesołym, ruchliwym "cwaniakiem" (jak określają ją pieszczotliwie wychowacy). - Zrobiła się z niej prawdziwa "rządziara" - uśmiecha się pani Agnieszka.

Dzieci uczą się, bawią, wykonują proste obowiązki. Potrafią zaprosić gości Domu na wyreżyserowaną przez siebie naprędce sztukę. Coraz częściej się śmieją, coraz częściej psocą. Do ich życia wraca normalność.

Choć przyszłość wciąż jeszcze może się potoczyć różnie. Opcji jest kilka. Dziecko może wrócić do rodziców - czasami dorośli idą po rozum do głowy i są w stanie zmienić swoje życie, właśnie dla dziecka. W innym przypadku, kiedy sąd podejmie odpowiednią decyzję, mogą trafić do kolejnej placówki. Jest i kolejny scenariusz: pojawiają się (po spełnieniu określonych warunków) ludzie, którzy chcą zaadoptować maluszka.

- Dom odwiedziła para, która nie mogła mieć dzieci, Pani chorowała na raka. Tu poznali 5-letniego chłopczyka i 2,5-letnią dziewczynkę. Cała czwórka po prostu zakochała się w sobie. Kiedy było już pewne, że nastąpi adopcja, Państwo przyjechali do nas z wielkim tortem. Ich dzieci nie chciały go nawet jeść, były już spakowane i prosiły: "Mamo, Tato, chodźmy do domu!" - wspomina pani Anna.

Troszczyć się, ale się nie przywiązać...
Wzruszających momentów w Domu na Trakcie nie brakuje. - Mieliśmy u nas chłopca. Kiedy prosiliśmy go, aby posprzątał zabawki, odpowiadał: "Dobrze, ale Pani znajdzie mi mamę, prawda?". Co można w takim przypadku odpowiedzieć? - zastanawiają się wychowawcy.

I podkreślają, że jednym z najgorszych momentów w ich pracy jest sytuacja, kiedy wszystkie sposoby na znalezienie dziecku normalnego domu zawodzą.
- Dwóch braci znalazło się w naszym Domu. Zawsze im powtarzałam, że obojętnie gdzie nie pójdą dalej, zawsze będą razem. Niestety, sąd zadecydował inaczej. Jeden z nich trafił do cioci, drugi - do innej placówki. To była dla mnie prawdziwa klęska. Moje słowa, moje obietnice okazały się zupełnie nieistotne. Czułam, że ich zawiodłam. Było mi naprawdę ciężko - wzdycha pani Agnieszka.

Wychowawcy nie ukrywają, że przywiązują się do swych maluchów. Czasem trudno jest im je oddać. Czasem Panie chciałyby (w Domu na Trakcie nie ma ani jednego Pana wychowawcy) zabrać dzieci do swojego domu. Ale jak mówią, są profesjonalistkami i taki scenariusz jest po prostu wykluczony. Choć "trzymać fason" nie jest tu łatwo.

Dobro zatriumfuje...prawda?
- Mam teraz w Domu 5-letnią dziewczynkę, która mówi mi, że mnie kocha z całego serca, że chce, abym była jej mamusią. Tłumaczę jej najdelikatniej jak potrafię, że ona musi jeszcze trochę poczekać na swoją rodzinę. Że dołożymy wszelkich starań, aby jej było dobrze - mówi pani Agnieszka.

Choinka, kolędy, potrawy wigilijne, spotkania z rodziną, prezenty - Święta Bożego Narodzenia to specyficzny czas. Uwaga, znów będzie nieco patetycznie - czas, w którym, przynajmniej "w teorii", Dobro powinno triumfować. Kiedy wychodzę z Domu na Trakcie podbiega do mnie kilkuletnia dziewczynka, łapie mnie za nogę, patrzy mi prosto w oczy i prosi: "Niech Pan zostanie...Przyjdzie Pan jeszcze?". Jest mi ciężko opuszczać to miejsce, ale świadomość, że jest ktoś kto daje szansę tym dzieciom na normalne życie, podnosi mnie na duchu.

- Święta to czas życzeń. Bardzo chciałabym, aby nasze dzieci były kochane, aby w ten sposób nabrały poczucia własnej wartości, aby brak miłości nie dał znać o sobie w ich dorosłym życiu - pani Anna patrzy na mnie ze smutnym uśmiechem.

Dom na Trakcie prowadzi Gdańska Fundacja Innowacji Społecznej. Jeżeli chciałbyś pomóc, masz kilka możliwości. Jak mówią pracownicy Domu, w placówce zawsze znajdzie się miejsce na nowe ubrania, artykuły papiernicze i na gry edukcyjne. A może chciałbyś zostać wolontariuszem? I poświęcić dzieciom tyle czasu, ile jesteś w stanie wygospodarować? Na stronie gfis.pl znajdziesz wszystkie, niezbędne kontaktowe informacje.
Wychowawcy prosili mnie o to, abym w artykule nie umieszczał imion dzieci i aktualnych zdjęć z Domu na Trakcie.

Galeria artykułu

Dom na Trakcie odwiedzają niekiedy ważni goście...

Dom na Trakcie...

+ Dodaj komentarz (-) Anuluj

Komentarze (4)

Uwaga! Jeśli chcesz aby przy komentarzu pojawiła się nazwa użytkownika musisz być zalogowany. Jeśli nie masz jeszcze konta - zarejestruj się.

Proszę odczytaj kod potwierdzający z obrazka i wpisz w pole poniżej. Wielkość liter nie ma znaczenia. Jeśli masz problem z odczytaniem kodu, wczytaj nny obrazek

awatar

gosc

89.76.238.*

20:03, 28/12/11

Panie Redaktorze poryczałam się, pisane z sercem. Dziekuje.

zgloś naruszenie
awatar

gosc

62.61.54.*

21:24, 25/12/11

Szkoda takich dzieciakow, co one są winne że ich rodzice są takimi sk...?!

zgloś naruszenie
awatar

gosc

83.25.75.*

18:12, 25/12/11

zgloś naruszenie
awatar

gosc

83.25.98.*

14:24, 25/12/11

Mocna historia

zgloś naruszenie

REKLAMA

REKLAMA