- Usłyszałam krzyk, a później ktoś zaczął gwałtownie kaszleć. Wszystkie odgłosy dochodziły z klatki schodowej. Córka otworzyła drzwi, aby sprawdzić co się dzieje. I nagle zobaczyła, że z mieszkania sąsiadów buchają kłęby dymu. Zawołała do nas, że się pali i od razu zadzwoniła na straż pożarną – opowiada pani Janina, która wczoraj odwiedziła swoją córkę, mieszkankę Żuławskiej 4.
- Było tak gęsto od dymu, że strażak, który załomotał do naszych drzwi przez moment myślał, że to właśnie się u nas pali. Musiałam go odwrócić i krzyknąć, że to naprzeciwko – dopowiada pani Janina.
Na miejsce przyjechały wozy straży pożarnej, policja, a także karetka pogotowia.
- Cała akcja trwała około 10-15 minut. Nie było niebezpieczeństwa, że ogień rozprzestrzeni się na inne mieszkania. Nie udało nam się jednak uratować jednego z mężczyzn – mówi Jacek Noga z oruńskiej jednostki Straży Pożarnej.
Zgon potwierdzają policjanci.
- Nie żyje 39-letni mężczyzna, przebywający w mieszkaniu, w którym doszło do pożaru. Biegli określają teraz przyczynę wybuchu ognia. Ze wstępnych ustaleń wynika, że mogło to być zwarcie instalacji elektrycznej – informuje Magdalena Michalewska, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
Jak udało nam się dowiedzieć, w mieszkaniu oprócz 39-latka przebywały jeszcze cztery inne osoby: 50-letnia kobieta i trzech mężczyzn w wieku od 22 do 52 lat. Policjanci potwierdzają tę informację i dodają, że całej czwórce nic się nie stało. Gdański Wydział Zarządzenia Kryzysowego zapewnił nocleg poszkodowanej w pożarze rodzinie.
W czasie akcji mieszkańcy nie zostali ewakuowani z budynku. Niektórzy zeszli do swoich sąsiadów. Inni, już w zimowych ubraniach i przy otwartych oknach czekali w swoich mieszkaniach na dalszy rozwój wypadków.
Bardzo kiepsko wyglądała sytuacja w mieszkaniu piętro niżej. Na górze szalał pożar, za oknem leciały kłęby dymu i widać było języki ognia. Wkrótce z sufitu popłynęły też strumienie wody – to na górze strażacy próbowali ugasić pożar.
- Nie śpimy dziś od 2 w nocy, czyli momentu, kiedy strażacy i lekarz zapukali do nas do drzwi. Ubrałam się razem z mamą i starałyśmy się jakoś zabezpieczyć nasze mieszkanie przed lejącą się z góry wodą. Niestety nie jesteśmy ubezpieczone – mówi pani Danuta, mieszkanka Żuławskiej 4.
Z mieszkania, w którym wybuchł pożar, strażacy wyrzucili rzeczy zniszczone przez ogień. Przed budynkiem urosła pokaźnych rozmiarów sterta.