Czas na kolejną odsłonę naszej „migawki”. A w niej: następna porcja grafficiarskich wyznań, zapierające dech w piersiach widoki i dowody na to, że na Oruni czas biegnie inaczej. Będzie też słodko i nieco dziwnie. W końcu nie często zdarza się, aby naszą redakcję sprzątał radny miasta.
Ale po kolei. Tak jak przed tygodniem poprzeczkę wysoko postawił nasz czytelnik, Stefan Korona, członek Gdańskiego Towarzystwa Fotograficznego. Kilka zdjęć Parku Oruńskiego w jego wykonaniu i … niech nikt nie mówi, że ta dzielnica nie ma wielkiego potencjału.
Jeżeli takie fotografie dostrzeże „zagranica” i to jeszcze taka co to lubi oglądać na żywo 22 facetów biegających za piłką, to kto wie, może ziści się opisany tu scenariusz. 40 euro za dzień, trzy kilometry od centrum, a obok zjawiskowy Park, w którym fani futbolu mogą podleczyć pomeczowego kaca? Brzmi nieźle. Gdyby jeszcze znalazł się tu jakiś pub z prawdziwego zdarzenia…
W tym miejscu warto przypomnieć słowa jednego z oruniaków, z którym miałem przyjemność niedawno rozmawiać. – W latach 60. jak człowiek szedł od Sandomierskiej w kierunku Pruszcza i wszędzie wstępował tylko na jeden kufel, to już na wysokości Lipiec nogi mu się plątały. Na tym odcinku pijalni było wtedy przynajmniej z 10!
Stare, dobre dla wielu czasy. – One już nie wrócą – powie ktoś. Prawda? Nie na Oruni. Przynajmniej nie zawsze i wszędzie. Na dzielnicy nie brakuje miejsc, w których czas się zatrzymał. Niestety, dla otoczenia nie zawsze to dobra wiadomość. Miłośnicy sentymentalnego brzdąkania w stylu: „nie zmieniajcie nam Oruni, tu jest i klimat i…już” pewnie się z nami nie zgodzą, gdy krytycznie napomkniemy o „oruńskim pasażu”.
To arcydzieło architektury rodem z lat 60. wciąż jakoś się trzyma, choć ostatnie „wielkie wydarzenie”, czyli otwarcie nowego sklepu na Żuławskiej, mogło nim nieco zachwiać w posadach. Ekonomicznych oczywiście, fundamenty trzymają się mocno. – Co to k.. jest? – zapytał mnie kiedyś gość z wspomnianej wyżej zagranicy (ale nie tej piłkarskiej), pokazując na sieć sklepików na Związkowej/Żuławskiej. I co tu odpowiedzieć takiemu francuskiemu pieskowi? Coś w stylu: Orunia history, don’t make a village? Jak wytłumaczyć takiej osobie, że patrzy właśnie na centrum handlowe (w sensie, że nie budynek) sporej części dzielnicy? Zresztą po co tłumaczyć, wystarczy zdjęcie naszej Oli. Jest na nim, niczym w filmie Miś, "życie na osiedlu"? Jest, więc o co tyle hałasu.
Skoro o reliktach mowa, to mamy w naszym przeglądzie kilka widoków zaniedbanych kamienic. Oklepany temat (że bieda, że zły Lisicki, że miasto nic nie robi albo że oruniacy dewastują), ale jednak ta „niekończąca się opowieść” potrafi być fascynująca. Dla ludzi z aparatem oczywiście. „Orunia Slums” z kotem w tle, las zamurowanych okien i tak zniszczony budynek, że sam w sobie stanowi dzieło sztuki – trudno przejść nad takimi widokami obojętnie. Jedni powiedzą, że bieda, drudzy, że zły Lisicki, trzecia opcja wskaże ogólnie, że miasto nic nie robi, a czwarta grupa skwituje krótko: oruniacy dewastują!
Było o murach, to musi być i o napisach. Czego można dowiedzieć się z cegieł okolicznych budynków i desek lokali handlowych? Mamy tu prawdziwy przegląd sytuacji. Dowiadujemy się, że Jezus jednak żyje, że osiedle, a nie szkoła, czy Internet jest od wychowania, że Orunia ma swoje KFC (młody oruniak opowiadał mi, że nazwa się już przyjęła w stylu: teraz nie zawsze idzie się na Gościnną, czasami jest się „przy KFC”), że jak Slums, to nie tylko poznański Attack, a i oruński i że jak siadać to tylko na ławce. Poznajemy również, jak dokładnie powinno pisać się nazwę dzielnicy. Jest i wyznanie, żywcem wzięte z hip hopowych mądrości. Nic tylko czytać!
Co jeszcze? Inaczej niż w poprzednich przeglądach, tutaj, czasami na zdjęciu pojawiają się ludzie! I to jacy. Mamy więc nowego radnego osiedla, Bartłomieja Niziołka, który kilka dni temu, już oficjalnie, zastąpił w radzie z Oruni, Lipiec i Św. Wojciecha zmarłą w styczniu panią Jolantę Sosnowską-Lems.
Druga postać to znany z naszych łamów bojownik o plakatową przejrzystość, a także o większy dostęp do informacji, Dariusz Słodkowski, radny miasta. Przy okazji ostatniego wywiadu, pana Dariusza roznosiła taka energia, że między naszym jednym pytaniem, a drugim (ok., trochę przesadzamy) chwytał za miotłę i sprzątał naszą redakcję! Tylko czekać, jak w następnych przeglądach pokażemy Wam prezydenta Adamowicza odśnieżającego Gościnną, prezydenta Komorowskiego polerującego znanego na całą Polskę buńczuka, a jeżeli Bóg da, to i prezes Kaczyński zrobi zakupy na oruńskim pasażu!
Czekamy na Wasze zdjęcia :) Panie Stefanie, bardzo dziękujemy :)
Galeria artykułu