Setki pouczeń i mandatów, idące w dziesiątki tysięcy złotych kary, miliony torebek i kolejne dystrybutory… i co? I g..o, chciałoby się odpowiedzieć, patrząc na to co dzieje się na gdańskich chodnikach i trawnikach. W tym przypadku nie o bycie chamskim jednak chodzi. A o proste i dosadne opisanie rzeczywistości. Tej, na której najbardziej narażone są zwykle nasze buty. A jeżeli zdecydujemy się na krótki odpoczynek na łonie natury, a najbliższa ławka jest połamana, albo oddalona o 2 kilometry, narażone są także nasze przysłowiowe cztery litery.
4 tony różnokolorowych i co ważne zupełnie nowych niespodzianek czeka na nas każdego dnia w Gdańsku. Nic dziwnego, kiedy w mieście zamieszkuje około 40 tysięcy psów, a według oficjalnych badań 58% ich właścicieli rzadko sprząta po swoim pupilu, a 38% nie robi tego w ogóle, ta mocno śmierdząca statystyka inaczej wyglądać nie może.
Orunia nie jest wyjątkiem. Nikt wprawdzie nie badał szczegółowo liczby tutejszych czworonogów i możliwości produkcyjne ich układów wydalniczych, ale wystarczy krótki spacer po dzielnicy i już można zobaczyć, czasem też poczuć skalę problemu. – Głucha, Junacka, Rejtana, nawet na dawnym cmentarzu na Żuławskiej pełno g..na leży. Nikt nie sprząta, bo i po co? A jak zwrócisz uwagę, to dostaniesz w twarz kilka „ciepłych” słów – mówi mi pan Antoni, mieszkaniec Żuławskiej, który psa nie posiada. Szczególnie po zimie problem znów wraca, kiedy niczym w złej bajce śnieżny puszek zastępowany jest czarnymi bobkami i brązową mazią.
Zapytane przeze mnie osoby deklarują, że sprzątają po swoim pupilu. Ale umówmy się, kto i jak często widział kogoś, kto nakładał do woreczka jeszcze parujące psie kupy? Jedna ze znanych blogerek wsadzała odchody do eleganckich opakowań i takie „suweniry” rozdawała właścicielom psów, którzy obowiązek sprzątania po swoim pupilu, mają, za przeproszeniem, głęboko.
Władze Gdańska jeszcze tak drastycznych działań nie podejmują, ale i one ruszają na front walki z psimi kupami. Zaczynają i kończą na wydrukowaniu rewolucyjnej (dla wielu może się taka wydawać) odezwy.
- Tysiąc plakatów przypominających o tym, że posiadanie psa to nie tylko przyjemność, ale także obowiązki, pojawi się wkrótce w kamienicach komunalnych – mówi Michał Piotrowski z gdańskiego Biura Prasowego.
Plakat z apelem „Posprzątaj po swoim psie” zawiera trzy najistotniejsze informacje: o tym, że każdy właściciel ma obowiązek sprzątać po swoim pupilu, że za niestosowanie się do tego obowiązku można dostać mandat w wysokości do 500 zł, oraz że torebki z nieczystościami można umieszczać w zwykłych koszach na śmieci.
Nie zobaczymy tam jednak innej, może nawet i ważniejszej informacji.
- Właściciele psów niestety nie zdają sobie sprawy z zagrożeń wynikających z nie sprzątania po swoich ulubieńcach. W odchodach rozwijają się larwy pasożytów, które roznoszone są z deszczem i wiatrem. Larwy dostają się do domów, a następnie do naszych organizmów i powodują przykre choroby. Prowadzą nawet do zapalenia opon mózgowych – przestrzega Piotrowski.
Plakaty na początek pojawią się w budynkach komunalnych. W marcu Urząd Miejski zwróci się z prośbą o ich wywieszenie również do zarządców wspólnot i budynków prywatnych.
A co zrobić, kiedy tak bardzo brzydzimy się psiej niespodzianki, że nie jesteśmy w stanie jej posprzątać? Jedną z opcji jest, to nie żarty, kupno zamrażacza do kup! Pryskamy tym czymś z puszki i jak mówią producenci gadżetu: usuwa on zapach i łatwiej nam zebrać psie odchody do woreczka.
A jeżeli tego ostatniego akurat nie mamy, niech nas przypadkiem nie kusi użyć miejskiego plakatu. Przecież to nasze pieniądze zawisną na murach.
W Gdańsku jest ich około 40 tysięcy, dziennie produkują 4 tony odchodów – ale kto tak naprawdę sprząta po swoim psie? Okazuje się, że wciąż niewielu z nas. Urzędnicy apelują o zmianę naszych nawyków i wydają na to… niemałe pieniądze.