- Takie sytuacje zdarzają się bardzo rzadko. W ostatnich latach były dwa takie przypadki – mówią nam urzędnicy.
Na Żuławskiej ma właśnie miejsce trzeci. Ale to coś więcej niż prosta statystyka. Za cyframi kryje się konkretna historia. I dla jej bohaterki, pani Marzeny z pewnością nie jest ona najweselsza.
- Kupiłam mieszkanie w 2005 roku, w budynku były jeszcze trzy mieszkania komunalne. Mam na piśmie deklarację urzędników, że miasto będzie w swoim zakresie ponosić koszty remontów w naszej kamienicy. I co? Nic nie było tu robione. Teraz dostałam pismo z informacją, że budynek kwalifikuje się do rozbiórki – opowiada pani Marzena, która czuje się oszukana przez urzędników.
Niespełnione obietnice to jedno, ale druga równie istotna kwestia to pieniądze. A tych pani Marzena zainwestowała, jak przekonuje, wcale niemało – Włożyłam w remont mojego mieszkania kilkadziesiąt tysięcy złotych. Właściwie wszystko tu było do wymiany. Instalacja elektryczna, ogrzewanie, podłogi, długo by wymieniać – wspomina mieszkanka Żuławskiej 15.
Moja rozmówczyni zapewnia, że była gotowa ponosić odpowiednie (zgodnie do swojego udziału) koszty remontu budynku. Ale jej zdaniem, miasto nie wykazało żadnej inicjatywy, aby naprawiać cokolwiek w kamienicy przy Żuławskiej 15. – Wysłałam pismo do GZNK (Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych) z pytaniem, co tak naprawdę miasto planuje u nas remontować. Nie dostałam żadnej odpowiedzi – mówi wzburzona.
Cała sprawa ma jeszcze inny wymiar. Państwowy Inspektor Nadzoru Budowlanego uznał, że budynek przy Żuławskiej 15 kwalifikuje się do rozbiórki (takie widmo krążyło nad kamienicą od kilku lat). Miasto przesłało pani Marzenie stosowne pismo. Ona sama, według dokumentu, ma możliwość „zbycia lub zamiany prawa własności do lokalu będącego jej własnością”.
- Co to w praktyce oznacza? Włożyłam w moje mieszkanie sporo pracy i pieniędzy. Mam teraz pójść na bruk? Albo dostać mieszkanie komunalne? Przecież to mieszkanie to moja własność – denerwuje się pani Marzena.
- Była mowa już wcześniej o rozbiórce, ale gdyby miasto remontowało, to co obiecało, być może nie musiałoby do niej dojść - dodaje wzburzona.
W kamienicy, oprócz mojej rozmówczyni i jej dzieci, mieszka tu już tylko jedna rodzina. W najbliższym czasie ma zostać przeniesiona do innego lokalu. Co z panią Marzeną, właścicielem, nie najemcą?
- Miasto nie jest zobowiązane do zrekompensowania prywatnemu właścicielowi utraty jego własności. W przypadku konieczności rozbiórki budynku właściciel lokalu zobowiązany jest do zabezpieczenia sobie innego lokalu we własnym zakresie – mówi Barbara Majewska, zastępca dyrektora gdańskiego Wydziału Gospodarki Komunalnej.
- W uzasadnionych przypadkach, prezydent może zaproponować właścicielowi lokalu najem lokalu komunalnego, o ile zrzeknie się on prawa własności zajmowanego lokalu na rzecz gminy – dodaje urzędniczka.
Na co w tej sytuacji może liczyć pani Marzena?
- W ostatnich latach były 2 takie przypadki i dotyczyły właścicieli lokali usytuowanych w jednym budynku. Właściciele przekazali własność zajmowanych lokali, a gmina wyraziła zgodę na najem komunalnego lokalu mieszkalnego. Po zrzeczeniu się prawa własności zajmowanego lokalu, koszty rozbiórki budynku już nie obciążają dotychczasowych właścicieli tych lokali – tłumaczy Majewska.
- Myślę, że pani Marzena może wytoczyć miastu sprawę o to, że urzędnicy wprowadzili ją w błąd, jeżeli chodzi o zobowiązanie do remontu. Wówczas może udałoby się jakoś odkręcić umowy sprzedaży.Ale musi liczyć się z tym, że czeka ją wieloletni spór w sądzie – komentuje dla nas Mateusz Żuk, reprezentant Nic o Nas Bez Nas, inicjatywy, która krytykuje władze Gdańska za wiele poczynań w sferze mieszkalnictwa komunalnego.
Dla pani Marzeny liczy się jednak „tu i teraz”. – Mam trójkę dzieci, synek jest poważnie chory, muszę się nim opiekować. Musimy przecież gdzieś mieszkać – mówi.
Mieszkanka ulicy Żuławskiej korzysta już z pomocy prawnika. Sprawy odpuszczać nie zamierza.
Pomoc pani Marzenie zadeklarowali aktywiści z NONBN oraz prawnik, który raz w tygodniu pełni w Gościnnej Przystani bezpłatne dyżury.