Po pierwsze ma być taniej. Po drugie w zgodzie z ekologią. Po trzecie kompostownia i sortownia na Szadółkach nie mogą stać puste. Po czwarte, wszystko musi być zgodne z normami unijnymi. Jeże nie będzie, Polska zapłaci karę. Bagatela, 400 milionów złotych.
Ale po kolei. Jeden pojemnik na śmieci w domu już nie wystarczy. Za parę dni mieszkańcy Oruni i kilku innych dzielnic Gdańska (patrz ramka) będą musieli dostawić u siebie kolejny. A później odpowiednio segregować odpady.
Do jednego z pojemników trzeba będzie wrzucać śmieci mokre (m.in.: resztki żywności, skorupki po jajkach i orzechach, zużyte ręczniki papierowe i chusteczki, brudny papier, trawa, liście). Do drugiego śmieci suche (m.in. puszki, kartony po mleku i sokach, pojemniki po kosmetykach, pampersy, tekstylia). "Suchymi" są wszystkie odpady komunalne, które nie nadają się do kompostowania.
Tak posegregowane odpady będą musiały trafić do odpowiedniego (będą różnić się kolorem) śmietnika na zewnątrz. Firma, z którą podpisaliśmy umowę na wywóz śmieci (od połowy 2013 roku zadecyduje o tym miasto, nie właściciel) będzie miała obowiązek wywieźć suche i mokre odpady na wysypisko.
Urzędnicy przekonują, że nowy system może zahamować wzrost cen wywozu śmieci. Firma, która będzie świadczyć nam tego typu usługi, może zapłacić dużo mniej przy wjeździe na wysypisko. Warunek jest jeden – będzie musiała przywieźć jak największą ilość posegregowanych odpadów.
Obecnie za tonę odpadów zmieszanych (czyli bez żadnej segregacji) firma musi płacić „na bramce” w Szadółkach nieco ponad 300 złotych za tonę. Jeżeli będzie przywozić odpowiednie ilości posegregowanych śmieci, opłaty mogą być niższe o kilka procent. Dodatkowym bodźcem jest fakt, że za odpady mokre płaci się blisko 6 razy mniej niż za suche.
Ale co te wyliczenia oznaczają dla przysłowiowego Kowalskiego?
W dużym skrócie: Jeżeli firma płaci za nasze odpady mniej na wysypisku, to każdy z jej klientów powinien także mniej płacić za wywóz śmieci. I odwrotnie, kiedy nie segregujemy odpadów, a przez to firma wozi na Szadółki „droższe” śmieci, rosną nasze opłaty. Firma wetuje sobie poniesione straty finansowe, podnosząc nam ceny za swoją usługę.
Tak naprawdę więc to głównie motyw finansowy może skłonić osoby niechętne tego typu ekologicznym nowinkom do stosowania się do opisywanych tu wymogów. Trudno ukarać kogoś za niesegregowanie śmieci (maksymalny mandat to 500 złotych), kiedy mamy do czynienia na przykład z większą wspólnotą mieszkaniową. Kto i w jaki sposób znajdzie winnego wrzucania do wspólnego śmietnika odpadów „jak leci”?
Tyle teoria. W praktyce mogli ją już testować mieszkańcy niektórych dzielnic w Gdańsku. Opisywany tu system dualny działa już od dwóch lat między innymi w Osowej.
- Jesteśmy czteroosobową rodziną. W tej chwili za wywóz śmieci płacimy 152,90 złotych za dwa miesiące. Rok wcześniej 132 złote. Nie jest więc tak, że nagle zaczęłam dostawać niższe rachunki. Podobno dzięki temu systemowi nie musiałam płacić znacznie wyższych opłat – wypowiada się dla nas Małgorzata Biernat, mieszkanka domu jednorodzinnego w Osowej, która na swojej stronie Osowa.com niejednokrotnie pisała na opisywany tu temat.
Maciej Lorek, dyrektor gdańskiego Wydziału Środowiska wskazuje również na inne aspekty całej akcji.
- Obowiązek zmniejszania ilości śmieci deponowanych na składowiskach nakłada na nas Unia Europejska. Za niewypełnienie tej dyrektywy Unia nałożyć może na Polskę kary finansowe sięgające nawet do 400 mln zł rocznie – mówi.
O czym jest tu mowa? Śmieci można składować, spalać i odzyskiwać. W Polsce z reguły (około 90 procent) wybiera się tę pierwszą opcję. Do tej pory właściwie nie mieliśmy spalarni, a Polacy generalnie nie zajmowali się segregacją swoich śmieci.
Tymczasem Unia Europejska wymaga od Polski, żeby do 2013 r. ograniczyć do 50 proc., a do 2020 roku do 35 proc. ilość składowanych odpadów ulegających biodegradacji w porównaniu do roku 1995. Obecnie w Gdańsku wskaźnik ten oscyluje na... 90 procentach.
Urzędnicy liczą, że uda się go poprawić właśnie poprzez wprowadzenie systemu dualnego. – Mniej będziemy składować, więcej odzyskiwać – tłumaczą.
Tutaj przyda się niedawno wybudowana na terenie Szadółek kompostownia i sortownia śmieci. W Gdańsku udaje się obecnie odzyskać około 10 procent odpadów. Dla porównania w wielu miastach europejskich jest to aż 70 procent.