Dziewiąta migawka wkracza na scenę. Będzie nieco pompatycznie, bardziej reportersko, a nawet nowocześnie.
Jeżeli sceną jest Orunia, a przedstawieniem „normalne życie na dzielnicy”, to dziś prezentujemy aktorów, którzy grają w nim główne role. Według statystyk, kilkanaście tysięcy ludzi to mieszkańcy Oruni. Ale nie numerki są tutaj ważne. A poszczególne twarze i historie. Nam udało się zarejestrować kilka z nich. Aaakcja!
Pan Jerzy, 85-latek ze Związkowej, którego zastaliśmy pracującego w pocie czoła koło jednego z oruńskich trzepaków, mieszka w tej okolicy od kilkudziesięciu lat. Wcześniej – nieopodal Warszawy. – Nie ma cwaniaka na warszawiaka – śmieje się pan Jerzy, któremu dobrze mieszka się na Oruni. Jest jednak jedno „ale” . – Gówniażeria, Panie, gówniażeria. Niektórzy niczego się nie boją. Ale i tak jest lepiej jak kiedyś, chyba ci najgorsi chuligani już wydorośleli, się przeprowadzili, albo siedzą w więzieniach – zastanawia się 85-latek.
Są i tacy mieszkańcy dzielnicy, którym na widok kogoś z aparatem, włącza się w głowie lampka z napisem: „Okazja!”. – Sesja tak, ale za 5 złotych! – żartuje poznany na Trakcie św. Wojciecha mężczyzna. – Hej, nie chce Pan kupić aparatu? Prawie jak nowy – zachęca inny mieszkaniec, pozujący na Sandomierskiej. Nie brakuje i gawędziarzy. Pan Czesław ma to do siebie, że nie lubi słowa „Pan”. – Jestem Czesiek i koniec- mówi. I zaczyna swoją opowieść. Wątków jest wiele. Wśród nich i sensacyjne. Dyplomatycznie powiemy, że historia Oruni, opowiadana przez „Cześka” diametralnie różni się od tej napisanej przez profesora Jerzego Sampa. Ale czy to aż takie ważne?
Tradycyjnie już w migawce są i zdjęcia z cyklu „dzieje się”. Remont kuźni wchodzi w kolejną fazę (niedługo napiszemy na ten temat znacznie więcej), robotnicy pracują też na pobliskiej ulicy. Budynek Lidla na Sandomierskiej wydaje się być w całkiem niezłym stanie. Jedyny problem to, że nie ma w nim klientów. A ci ostatni mieli już pakować tu do wózków swoje zakupy kilka miesięcy temu. Skąd takie opóźnienie i kiedy wyczekiwany przez wielu market zostanie otwarty? O tym też już niedługo będzie można przeczytać na naszym portalu.
Na Sandomierskiej trwają prace, związane z remontem linii kolejowej. Krzątają się robotnicy, charczą maszyny, szlabany są cały czas opuszczone. A przez tory „na dzikusa” przechodzą tabuny ludzi. Nasza redakcyjna koleżanka sfotografowała mężczyznę, który poruszał się tędy... o lasce. Mamy nadzieję, że nie był niewidomy i że chwilę wcześniej nie przykładał ucha do szyn!
Ostatnie tygodnie na Oruni to także więcej patroli straży miejskiej. Wprawdzie wielu nie przepada za municypalnymi. Ale ci, którzy psioczyli na to, że „strażników miejskich u nas nigdy nie ma”, mogą być zadowoleni.
Być może na oruńską aktywność strażników wpłynęły ich dyżury w Gościnnej Przystani. – Dostaliśmy kilka zgłoszeń od mieszkańców, pracujemy nad rozwiązaniem paru spraw. Ale ciągle pokazują się nowe – na przykład ostatnio ktoś wymalował na Domu Tatara w Parku Oruńskim wielki napis: HWDP – wypowiadają się dla nas dzielnicowi straży miejskiej.
Skoro o „graffiti” mowa, to głupotą bije po oczach napis, wymalowany na nowej elewacji budynku przy ulicy Rejtana. Może hasło „Jeb.. konfitury” ma jakiś ukryty sens. Ale nie zmienia to faktu, że kawałek odnowionej ściany na Oruni z reguły przyciąga różnej maści ekshibicjonistów.
Coraz więcej pracy mają oruńscy strażacy. Robi się cieplej, problem stanowi wypalanie traw. Wystarczy przejść się w okolicę Parku Oruńskiego, by zobaczyć o czym mowa.
Zaczęliśmy historycznie, skończymy nowocześnie. Na Google Maps. Jeden z naszych czytelników przesłał nam zdjęcie ulicy Żabiej. - Orunia widoczna w Google Maps. Niestety, nie zawsze jest to powód do dumy – pisze. No właśnie, jak według Was prezentuje się Orunia w takim wirtualnym spacerze?
Słowa uznania dla autorów zdjęć: Grzegorza Jezierskiego, Aleksandry Golonki, Mateusza Korsztuna, Igora Ściubła i yuki29.
Czekamy na kolejne zdjęcia (także innych czytelników) :)
Galeria artykułu