Antykościelna kapliczka, wylegający się żółw, czerwone ogrody, sportowy Park i nielegalne wysypiska - "migamy" po raz dwunasty. Co jeszcze znajdziecie na zdjęciach?
Z pewnością nie trzeba przekonywać osób, które regularnie go odwiedzają. Zrobiło się ciepło i w Parku zaroiło się od mieszkańców Oruni i Oruni Górnej. Nie brakuje też silnej reprezentacji Chełmu i południowego Gdańska. Można wypoczywać tu na tzw. czilałcie (spacer, odpoczynek na ławce, książka w ręku, piwo w plecaku, kiełbaska na grillu).
Można i na sportowo. Biegacze (jedna z biegających tu pań: mój dystans to 10 kilometrów, raz na dwa dni.), squashowcy, skejci, kolarze, fani nordic-walking. I właśnie grupę "kijkarzy" udało nam się uwiecznić na jednym z naszych zdjęć. - Wszyscy mieszkamy na Oruni Górnej, w Parku jesteśmy dwa razy w tygodniu, to świetne miejsce na trening - przekonują członkowie ekipy. Tu o żadnych parytetach mowy być nie może. Kilkanaście kobiet. Jedyny mężczyzna to instruktor. Czarnoskóry mieszkaniec Oruni Górnej. - Może kiedyś zrobimy grupę i dla Panów - uśmiecha się.
Pozostajemy jeszcze na chwilę w Parku Oruńskim. Nie wszyscy wiedzą, że w tutejszych stawach pływają żółwie. A czasem, dla relaksu zażywają też innych kąpieli. Słonecznych oczywiście. Według naszych informatorów (ha!) w Parku żyją między innymi żółwie amerykańskie.
Było blisko natury, będzie blisko...No właśnie, czego dokładnie? Religijnych uniesień? Absurdu? Antykościelnej krucjaty? Czy po prostu mało skomplikowanego żartu? W jednej z kapliczek w Parku takie zestawienie: krzyż, znicze, kwiaty, puszka po whiskas i numer znanej z antykościelnego wydźwięku gazety "Fakty i Mity". A żeby było jeszcze bardziej "oruńsko" na okładce facjata arcybiskupa Sławoja Głódzia, od niedawna mieszkańca dzielnicy.
Tradycyjnie już "migawka" to także zdjęcia mieszkańców Oruni. A także ich krótkie historie. Pan Edward, 82-letni mieszkaniec ulicy Żuławskiej. Na Oruni mieszka od 1965 roku. Od 52 lat żonaty. Tajemnica tak długiego pożycia małżeńskiego? - Nie ma jednej recepty. Kobietę trzeba dopieszczać. Na wszelkie sposoby - uśmiecha się pan Edward.
Nie rozwijamy tematu. Bo to temat na osobny artykuł. Albo blisko 70.
Kiedy tylko zrobi się cieplej, pani Urszula z ulicy Raduńskiej lubi odpoczywać na swoim podwórku. - Chociaż okna sąsiadów są blisko, to mi to nie przeszkadza. Cisza i spokój. Trochę z tym Kanałem hałasu, ale niech naprawiają. Przeżyłam już tutaj powódź. Wiem jaka to tragedia była dla wielu - mówi nam mieszkanka Oruni.
Pani Gertruda, emerytowana nauczycielka z ulicy Rubinowej również cieszy się z trwających nad Kanałem prac. Ale są rzeczy, które ją tutaj denerwują. - Przy Raduńskiej nie brakuje ruder, które tylko szpecą okolicę. Trzeba je wyburzyć, a ludzi przenieść gdzie indziej - komentuje.
Jeden z robotników, którzy remontują mocno zniszczoną już kamienicę przy Raduńskiej. - Nie wiedziałem, że można żyć w takich warunkach. Majster jak wszedł do jednego z mieszkań, to musiał szybko uciekać. Smród był taki, że o mało co nie zwymiotował. Ludzie sami doprowadzili to wszystko do takiego stanu.
Wróćmy jeszcze na chwilę nad Kanał Raduni. Na wysokości ulicy Diamentowej robotnicy zamknęli już dla ruchu tamtejszą kładkę. Aby przedostać się na drugą stronę, trzeba przejść około 200 metrów w stronę Parku. - Nie ma kładki, jest błoto. Często po kostki. Jak ludzie mają tędy przechodzić? - pytają się mieszkańcy.
Ale przechodzą, jak widać na naszym zdjęciu.
Już niedługo na naszym portalu opiszemy problem nielegalnych wysypisk w okolicy Żuławskiej. Dziś prezentujemy zdjęcie pani Zofii, które obrazuje skalę zjawiska. - To skandal. W pobliżu jest ujęcie wody. Nikt tego nie sprząta, nikogo to nie obchodzi.
A co jeszcze w dzisiejszej migawce? Wejście do budynku, który nie ma drzwi (w ostatnim czasie trzy kamienice na Sandomierskiej zostały ich pozbawione, sprawców nie złapano do dziś), prace na torach, drzewo jako słup ogłoszeniowy, czerwony ogród na Diamentowej, antyalkoholowe graffiti, abstynenckie widoki z okna pociągu i Chrystus w industrialnej scenerii.
Słowa uznania dla autorów zdjęć: Grzegorza Jezierskiego, Doroty Szymańskiej, Zbigniewa Petraka, Oli Golonki, pani Agnieszki i pani Zofii.
Galeria artykułu