Stanisław Michel, który przez ostanie kilkadziesiąt lat zaprojektował ponad 100 kamienic w Śródmieściu, odcisnął swoje piętno również na Oruni. Wiele ze swoich budynków podoba mu się do dzisiaj. – Są jednak i takie, do których się nie przyznaję – uśmiecha się 86-letni architekt.
Z moim rozmówcą spotykam się w jego pracowni na ulicy Pończoszników. Z okna i położonego tuż za nim balkoniku roztacza się piękny widok na Motławę i już nie tak piękny na Wyspę Spichrzów. Ściany pracowni pokryte są różnej daty planami architektonicznymi, obrazami (drugą zawodową miłością Stanisława Michela jest malarstwo), rysunkami jego studentów i rodzinnymi zdjęciami. We wszystkie zakamarki pokoju wciśnięte są książki, wiele z nich dotyczy historii, kolejnej pasji 86-letniego architekta.
Już po kilkunastu minutach wywiadu wiem, że z tej rozmowy mogłoby powstać kilka artykułów. Mój rozmówca potrafi opowiadać, a co ważniejsze, ma co opowiadać.
Szybki rys historyczny: wuj i dziadek Stanisława Michela należeli do przedwojennej Falangi, antysemickiej organizacji, on sam, już jako młody chłopak odrzucił takie przekonania. Skłaniał się ku socjalizmowi, komunizmem gardził. Potem przyszła wojna i uczestnictwo w Szarych Szeregach. Jego brata ciotecznego zamordowano w Katyniu, stryja (Kozaka, który po wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku osiadł w Polsce i ożenił się z Polką) zamęczono w Workucie. W czasie okupacji uczył się w technikum, działał w konspiracji. Z Pragi przyglądał się powstańczej epopei konającej Warszawy. Po wojnie maturę zdawał w Lublinie. W 1945 roku wyjechał do Gdańska. Zamieszkał we Wrzeszczu. Skończył Politechnikę. Odbudowywał Gdańsk...
Jak mówi, szczególnym sentymentem darzy Orunię. – Tutaj w latach 60-tych robiłem swoje pierwsze, większe projekty. Pracowałem wówczas w miejskim Urzędzie, w Biurze Rozwoju – wspomina Stanisław Michel.
Na Oruni zaprojektował m.in. formujące się w latach 60-tych osiedle Radunia. – Ale tylko 5-kondygnacyjne punktowce, te długie, niższe domy, które leżą w sąsiedztwie – już nie – tłumaczy architekt.
To on jest również odpowiedzialny za wygląd rzędu szeregowców przy ulicy Nowiny. Co ciekawe, pierwotnie (początek lat 80-tych) tak prezentujące się osiedle planowano wybudować za Gdańskiem. Miało one służyć pracownikom gdańskiej Stoczni, szeregowym członkom, jak i wyższej rangi działaczom Solidarności. – Przed stanem wojennym, działania Solidarności zaczęły przynosić konkretne korzyści. Powstawały spółdzielnie, gdzie ludzie mieli już zdecydowanie większy wpływ na wygląd ich przyszłych mieszkań – wspomina Stanisław Michel.
- Osiedle „Zacisze” było takim przykładem. Niestety kiedy nastał stan wojenny, moja koncepcja upadła. Przyszły jasne dyrektywy „z góry”: żadnej Solidarności, żadnych tam jednorodzinnych budowli, mają być budynki wielokondygnacyjne i koniec. Wycofałem się z tego pomysłu – dodaje architekt.
Do koncepcji udało się wrócić już po upadku komunizmu. Powstałe osiedle na Nowinach nie służyło już stoczniowcom, wybudował je deweloper.
– Również dzisiaj, gdy patrzę na te szeregowce, mogę powiedzieć, że wyszło mi to naprawdę ładnie. Uważam, że pasują one do Oruni i w takim stylu powinno się tutaj budować więcej budynków – przekonuje mój rozmówca.
Dla kontrastu jest i osiedle na Oruni, które zdaniem architekta, stanowi wzór: „jak nie powinno się budować”. – No cóż, chociaż niełatwo mi się do tego przyznać, ale to ja jestem autorem szeregu budynków „za torami” (chodzi o powstałe w latach 60-tych bloki przy Związkowej i Źuławskiej – przyp. red.). To jest brzydkie, tandetne budownictwo – przyznaje Stanisław Michel.
Architekt bije się w piersi, ale na swoją obronę przytacza... wielką politykę. – Za czasów Gomułki były wytyczne: budujemy tanio, zrywamy z architekturą ostatnich lat. Wstyd się przyznać, ale i ja w taką nowoczesność uwierzyłem. Szybko jednak przekonałem się, że nie tędy droga.
Stanisław Michel zaprojektował również budynek dzisiejszego KRUS-u, który znajduje się nieopodal skrzyżowania Dworcowej z Traktem św. Wojciecha. – To było zlecenie od prywatnego przedsiębiorcy, który chciał, aby w tym miejscu powstał hotel i dom handlowy. Budynek powstał, ale z jego handlowych planów nic nie wyszło – komentuje architekt.
Inną ważną, oruńską budowlą na koncie Stanisława Michela jest Dom Kultury na Dworcowej, obecna siedziba Gdańskiego Archipelagu Kultury.
- Moja koncepcja została wykonana, ale nie do końca. Od frontu budynku zaprojektowałem jeszcze balkon i ozdobne medaliony sławnych ludzi, związanych z Gdańskiem. Na te zmiany zabrakło jednak pieniędzy. Może kiedyś uda się je wprowadzić? – zastanawia się autor projektu oruńskiego Domu Kultury.
86-letni architekt stworzył ponadto koncepcję odbudowy najstarszego na Pomorzu, ponad 400-letniego domu podcieniowego. Prywatny przedsiębiorca kupił zrujnowany budynek w Lipcach i chciał wybudować w tym miejscu hotel, a tuż obok parking. Renowacja doszła do skutku, ale plany inwestora już nie. Obecnie budynek wystawiony jest na sprzedaż.
Mojemu rozmówcy marzy się, aby na Oruni powstawały budynki, które przypominałyby swym wyglądem te położone na Grobli I. – To nie mogą być brzydkie, toporne „klocki”. A nowe, powiązane w ciekawy sposób z rzeźbą, malarstwem i grafiką budynki – precyzuje.
Najbardziej odważne, „oruńskie” marzenie Stanisława Michela dotyczy dawnej ulicy Jedności Robotnicznej, czyli dzisiejszego Traktu św. Wojciecha. -
- Chciałbym, aby ponownie, tak jak w dawnych latach kursował tutaj tramwaj. Linia mogłaby mieć charakter dekoracyjny, a sam Trakt styl reprezentatywny, niczym ulica Długa. Aby można pomyśleć o takich rozwiązaniach, te wszystkie jadące tędy auta i ciężarówki musiałyby wybierać inne trasy. Kiedyś projektowałem taką „nitkę”, drogę przy torach kolejowych, która dochodziłaby do ulicy Chmielnej i tędy byłby wjazd do Gdańska – przypomina współautor planu odbudowy Śródmieścia.
Galeria artykułu