Po prośbach i groźbach naszych czytelników, po iluś tam tygodniach wracamy z „migawką”. Ale już nie do końca oruńską. Koniec z dzielnicowym szowinizmem ;)
Garaż z folii „made in niemalże Śródmieście Gdańska”, poziom i pion zamurowanych okien we wciąż zamieszkanych kamienicach, dziurawe lub nieistniejące schody (w sam raz dla kogoś o lasce, lub kogoś "o wózku") , podwórka rodem z ostatniego horroru klasy B „Czarnobyl. Reaktor strachu”, czy śmietnikowe mityngi spragnionych różnorakich wrażeń dżentelmenów. W dzisiejszej „migawce” (to takie prezentacje zdjęć, nie że artystycznych, nie że ładnych, nie że jakichkolwiek) jest tego sporo, ba, nawet niezapomniana panorama fragmentu Gdańska została uwieczniona.
„I to ma nam poprawić humor, że inni mieszkańcy Gdańska mają jeszcze gorzej niż my?” – zapyta ktoś. Hej, przynajmniej próbowaliśmy, prawda?
Tak, tak, 500-tysięczna „metropolia”, jak zwykło się ostatnio coraz częściej (i to na poważnie) nazywać gród nad Motławą, ma przecież i inną, znacznie ładniejszą stronę. Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, ale cóż możemy począć, że nasi czytelnicy tak bardzo lubują się w absurdalno-kiczowato-hardkorowej wizji Gdańska i tylko takie zdjęcia nam nadsyłają? Bo „migawka” jest współtworzona przez tych, którym chce się czasem wklepać w przeglądarce nasz adres. Ale jakbyśmy kiedyś jakimś cudem zaczęli dostawać zdjęcia od rzeczników, albo miejskich radnych... Wow, to byłoby niczym opisane kiedyś w Ameryce zderzenie dwóch różnych cywilizacji. „Panie Piotrze, bardzo nam się nie podobało ostatnie zdjęcie zamurowanej kamienicy na Biskupiej Górce. Przesyłamy Państwu dwadzieścia zdjęć z odsłonięcia kosztującego kilkaset tysięcy złotych pomnika ku czci rozpoczęcia rewitalizacji Parku Oruńskiego!”.
I tu dochodzimy do kolejnej, być może dla niektórych drażliwej, lub niezrozumiałej kwestii. Co ma Biskupia Górka, Dolne Miasto, Chełm do Oruni? Co to już nie ma niczego ciekawego na „naszej” dzielnicy do pokazywania? Czemu nie piszecie o złomiarzach?! Eee, przepraszamy za to ostatnie pytanie, dwa pierwsze są tu jednak całkowicie na miejscu. Odpowiedzi: 1. Zasadniczo, pobieżnie...pewnie nie aż tak sporo, ale nie możemy zamykać się na jedną część Gdańska, jak inne, położone nieopodal są tak samo wesołe. 2. Przecież to Orunia, tu zawsze dzieje się coś ciekawego, prawda?
I będziemy pokazywać, i to z absolutnym pierwszeństwem!, także „to ciekawe” z Oruni. Dzisiaj prezentujemy stertę „mobilów”, które miasto w walce z nielegalną reklamą, przesyła na emeryturę właśnie na Orunię. Okolice ulicy Równej. Póki co, jak mówili nam niedawno urzędnicy, skonfiskowano takich lawet w Gdańsku 60. Jeżeli wojna będzie trwać, a do wcześniejszej liczby dopiszemy z przodu jedno zero, Orunia będzie się czymś wyróżniać na skalę, przynajmniej europejską. A tak, jest jeszcze Park Oruński i mieszkający kiedyś w okolicy osobisty kierowca Lenina ;)
Jest i skunks (zwierzę!) z Przyjemnej, jedyny w swoim rodzaju Dworek Gościnny i oruński Dom Sąsiedzki z perspektywy mocno procentowej (tu szczególne słowa uznania należą się też wszystkim mieszkańcom, którzy na tutejszy plac zabaw przychodzą ze swoimi czteronożnymi, wypróżniającymi się gdzie popadnie maskotkami). No i dowód, że Jedność Robotnicza (taka jak w wypowiedziach partyjnych dygnitarzy, czy na komunistycznych plakatach) nigdy nie zginie! Tu, wiecznie żywa, pod numerem 293. Wojciech w swojej świętej krucjacie najwyraźniej ominął to miejsce.
Aha, jakby ktoś nie wiedział Bomi splajtowało (ujęcie pustego sklepu w południowym Gdańsku), a ktoś inny próbuje stać się polskim Jackiem Kevorkianem (swoją drogą, ta krótka w swojej treści reklama jest zawieszona tuż obok cmentarza na Łostowickiej).
Podziękowania dla Igora Ściubła, użytkowników MS i yuki29, a także członków Oruńskich Warsztatów Fotograficznych za prezentowane dzisiaj zdjęcia.
Galeria artykułu