Już kilkadziesiąt tysięcy złotych musiało w tym roku wydać miasto na zdewastowane wiaty przystankowe. Niekiedy, niestety nie zawsze, płacą sami wandale. Być może właśnie ten szczęśliwy dla podatników epilog będzie miał też ostatni wybryk chuliganów na Sandomierskiej.
Powyższa historia to zdarzenie, jakich w Gdańsku niestety nie brakuje. - Tylko od początku roku do 30 czerwca z tytułu dewastacji wiat wydano 43 419 zł – mówi Maria Jaźwińska, p.o rzecznika gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni. - Średni koszt wiaty trzysegmentowej wynosi około 17 000 zł. Wiaty naprawiane są ze środków przeznaczonych na bieżące utrzymanie infrastruktury tramwajowej i autobusowej – dodaje urzędnik.
Gdański ZDiZ ma w utrzymaniu blisko 120 wiat przystankowych. Najczęściej, jak informują urzędnicy, do dewastacji dochodzi na Chełmie, Stogach i Matarni. Miasto nie jest jednak jedynym administratorem wiat. I nie jest nawet największym. Administratorem aż 363 wiat jest firma AMS. Kolejne 193 leżą w gestii innej firmy - Clear Channel Poland. W zamian za utrzymywanie i naprawy, firmy uzyskują na wiatach miejsca reklamowe.
Czy któryś ze złapanych w tym roku wandali pokrył straty, które wyrządził?
- Trudnością jest wykrycie i złapanie sprawcy dewastacji wiaty. Jednakże, jeżeli sprawca zostanie ujęty przez policję lub straż miejską to w przeważającej większości przypadków pokrywa koszty naprawy wiaty. W przypadku braku pokrycia szkód sprawa kierowana jest do sądu. ZDiZ nie zakładał sprawy z powództwa cywilnego odnośnie dewastacji wiat – odpowiada Jaźwińska.
ZDiZ utrzymuje też 461 słupków przystankowych na terenie Gdańska. Odpowiada również za czystość wiat przystankowych (tych, którymi administruje). Jak informują urzędnicy, koszt jednokrotnego mycia wiaty wynosi ponad... 41 złotych.