Nawet kilkaset procent więcej mogą zapłacić niektóre gdańskie rodziny, po tym jak 1 lipca 2013 roku wejdzie w życie tak zwana „ustawa śmieciowa”. O nowym „quasi podatku”, a także o ewentualnych metodach jego naliczania opowiadał wczoraj mieszkańcom południowych części miasta wiceprezydent Maciej Lisicki. Z sali padały również niewygodne dla lokalnej władzy pytania.
Chodzi o nowelizację ustawy o utrzymaniu czystości i porządku, która miała miejsce w polskim Sejmie na początku tego roku. Za kilka miesięcy jej skutki odczują wszyscy Polacy. W skrócie: od połowy 2013 roku to gmina, nie my sami, będzie zarządzać naszymi śmieciami.
Nie będziemy już mogli wybrać sobie firmy, która (taniej, czy lepiej) wywiezie nasze nieczystości. To wybrana przez urzędników firma będzie za to odpowiedzialna. Jeżeli będziemy mieli uwagi, co do pracy nowej firmy, wszelkie skargi i zażalenia będziemy mogli zgłaszać tylko do urzędników. Prawo zerwania umowy z nierzetelną firmą nie będzie już nam przysługiwało.
Gdańsk, decyzją urzędników został podzielony na 6 sektorów – w każdej z nich zostanie rozpisany przetarg. Firma, która go wygra stanie się na najbliższe dwa lata (w drugim przetargu w 2015 roku już na cztery lata) monopolistą w danym rejonie. Będzie miała obowiązek odbierać od mieszkańców sektora ich śmieci i wywozić je na gdańskie Szadółki. Inne zakłady utylizacyjne (o tym, gdzie gminy mają składować odpady również decydują konkretne zapisy w ustawie) nie wchodzą w grę.
A, że kwota na super nowoczesne urządzenia do sortowania i recyclingu odpadów (które bardzo szybko się zepsuły) w zakładzie na Szadółkach przekroczyła już kwotę 400 milionów.. również i za tę inwestycję zapłacą mieszkańcy w nowym podatku.
Lisicki, jak wczoraj tłumaczył mieszkańcom, już teraz zakłada, że wprowadzenie nowej ustawy spowoduje, że w Gdańsku trzeba będzie zatrudnić minimum 35 nowych urzędników. Ta mająca działać w gdańskim Zarządzie Dróg i Zieleni komórka będzie odpowiadać za kontrolę całego systemu. Koszt takich etatów, zdaniem wiceprezydenta, wyniesie 3 miliony rocznie. Także i ta suma zostanie uwzględniona przy naliczaniu opłaty śmieciowej.
- Ta ustawa jest dobrą ustawą. Ona daje nam szansę, że wreszcie w Polsce będzie czysto. Że skończą się śmieci w lasach, że skończy się palenie odpadami w piecach, że wreszcie nie będzie podrzucania śmieci jeden drugiemu. To nie jest system, który my sobie tutaj wymyśliliśmy. To jest system żywcem „przerżnięty” z państw zachodnich – tłumaczył w rozmowie z nami wiceprezydent Lisicki.
Gdańsk, tak jak inne gminy w Polsce, ma tylko prawo do wyboru jednej z czterech metod rozliczania nowego (wiceprezydent przypominał na spotkaniu, że przecież już teraz płacimy za wywóz śmieci wybranym przez nas firmom) podatku. O tym, jaka zostanie metoda wybrana zadecydują w grudniu miejscy radni. Pomysł dwóch radnych z klubu Prawa i Sprawiedliwości, aby to mieszkańcy w drodze referendum wybrali, w jaki sposób chcą płacić nowy podatek, nie znalazł akceptacji urzędników i wielu innych radnych.
Cztery możliwe metody naliczania nowego podatku: osobowa, wodna, powierzchniowa i ryczałtowa. Lisicki wyjaśniał wczoraj zasady każdej z nich, wskazywał na ich wady i zalety.
1. „Osobowa” - metoda zakłada liczenie nowego podatku „od głowy”. A więc każda z przebywających w Gdańsku osób płaci określoną sumę. Urzędnicy wyliczyli wstępnie (sami przyznają, że jest to „wróżenie z fusów”), że w przypadku wyboru tej metody każdy zapłaci 15 złotych miesięcznie. Jeżeli więc rodzina liczy sobie 5 osób, nowy podatek będzie ją kosztował 75 złotych miesięcznie.
Według wiceprezydenta, ta metoda jest najbardziej sprawiedliwa i co pokazują ankiety na spotkaniach z mieszkańcami ma największą akceptację społeczną. Lisicki jest jednak jej przeciwnikiem. – Jest to metoda nieszczelna. Nie jesteśmy w stanie obciążyć wszystkich osób. Jak miasto ma sprawdzić, czy deklaracja właściciela mieszkania jest prawdziwa? Ktoś napisze, że przebywa tu jedna osoba, a ukryje fakt, że jednocześnie mieszkanie wynajmowane jest kilku studentom. Podkreślam, że ustawodawca pisze w przypadku tej metody, nie o liczbie zameldowanych, a o przebywających w danym lokalu ludzi.
Zdaniem wiceprezydenta, te ostatnie dane są nie do zweryfikowania. – Postępowanie administracyjne nie do końca się sprawdza, bo przecież trzeba poinformować zainteresowaną stronę o kontroli. Poza tym trzeba byłoby stworzyć specjalną komórkę w urzędzie, która zajmowałaby się tylko sprawdzaniem, kto tak naprawdę mieszka w danym lokalu.
Jak podawał wczoraj prezydent powołując się na ministerialne dane, 80 gmin w Polsce skłania się ku wyborze opcji „osobowa”. Z dużych miast są to: Łódź, Rzeszów, Bydgoszcz, Szczecin, Poznań i Kraków.
2. „Wodna” – metoda, według której płacimy tym większą opłatę śmieciową, im więcej zużywamy wody. Zaletą tej opcji, jak przekonywał Lisicki, jest to, że jest szczelna – każdy z nas zużywa wodę, większość mieszkań ma wodomierze.
Wiceprezydent, powołując się między innymi na dane dostarczone mu przez prezesów gdańskich spółdzielni, tłumaczył, że metoda ta jest najbardziej niesprawiedliwa z całej czwórki. I to nie tylko dlatego, że ludzie dokonują różnych manipulacji, aby liczniki wskazywały mniejsze zużycie – Poszczególne osoby nie zużywają tyle samo wody. Rozpiętość zużycia jest jak 1 do 8. Ja więc zużywam 6 metrów sześciennych, ktoś zaledwie 1,5, a jeszcze inny (a znam takie osoby) nawet więcej niż 8. A śmieci produkujemy tyle samo.
Metoda „wodna”, zdaniem Lisickiego, jest wyjątkowo niesprawiedliwa dla właścicieli domków jednorodzinnych (w Gdańsku takich mieszkań jest ponad 22 tysiące). Chodzi o to, że woda, którą podlewa się ogródki (właściciele zakładają sobie specjalne podliczniki) również byłaby wliczana do ogólnego zużycia wody, a nie jak chcieli niektórzy mieszkańcy do odprowadzanych ścieków. W rezultacie właściciel domku jednorodzinnego podlewając swój ogródek płaciłby dwukrotnie: za wodę i...za śmieci.
Ku tej metodzie skłaniają się władze Lublina i Katowic.
3. „Powierzchniowa” - opłata śmieciowa naliczana w zależności od powierzchni mieszkania, im większe mamy mieszkanie, tym więcej płacimy.
Jeżeli taka metoda zostałaby przegłosowana przez gdańskich radnych, trzeba byłoby zrobić ewidencje wszystkich mieszkań i domów w Gdańsku. – To nie problem – zaznaczał wiceprezydent. –Ale ta metoda ma kilka wad. Jest najmniej akceptowalna przez mieszkańców (tutaj znowu wiceprezydent powoływał się tylko na ankiety w czasie spotkań – przyp. red.) i nie jest do końca sprawiedliwa. Wiemy, że w małym mieszkaniu może mieszkać wiele osób, a w dużym tylko jedna – dodawał.
Co ciekawe, wiceprezydent przywoływał przykład Francji, gdzie „powierzchniowa” metoda naliczania opłat śmieciowych się sprawdza. – Mało tego, tam jest tak, że ludzie płacą od wartości danego metra. Czyli jest tak, że ktoś kto mieszka w kawalerce w centrum Paryża płaci za śmieci dużo więcej, od kogoś kto mieszka w kawalerce na obrzeżach – mówił.
Warszawa i Wrocław to miasta, które skłaniają się ku wyborze tej właśnie metody.
4. „Ryczałtowa” – metoda, w której każde mieszkanie (bez względu na jego metraż, liczbę mieszkańców) płaci taką samą stawkę. Urzędnicy wyliczyli wstępnie, że każdy właściciel mieszkania zapłaciłby około 35-37 złotych miesięcznie nowego podatku. – Metoda ta jest prosta, wymaga sprawdzenia tylko, czy lokal jest zamieszkany. Ot cała filozofia – mówił.
Opcja ta (Lisicki jest jej wielkim orędownikiem) uderza szczególnie w osoby samotne i rodziny dwuosobowe.
Jaką metodę wybiorą radni? Bogdan Oleszek, przewodniczący Rady Miasta w Gdańsku w rozmowie z nami nie krył, że najbardziej odpowiada mu opcja „ryczałtowa”. Zaznaczył jednak, że w tej sprawie radnych czeka szereg dyskusji i nic jeszcze nie jest przesądzone. Nieoficjalnie mówi się jednak, że radni najprawdopodobniej wybiorą opcję najlepszą dla wiceprezydenta Lisickiego – czyli metodę „ryczałtową”.