Do nie tak dawno wyremontowanego budynku wraca życie. Kuźnia (bo o niej mowa) to miejsce symbol. Symbol dla mieszkańców Oruni, przechodniów ulicy Gościnnej. Pokazuje jeden z elementów naszej historii, ale jednocześnie jest dla nas niczym „owoc dobrego i złego” - mamy ochotę je posmakować, ale boimy się ewentualnych konsekwencji. Dlaczego?
Nie będę ukrywał, że Kuźnia stała się miejscem, które mogę śmiało zaznaczyć na mapie jako „drugi dom”, czyli miejsce w którym warto spędzać czas.
Pozytywna atmosfera, specyficzny zapach, dobra kawa i ciekawa przestrzeń - to wszystko sprawia, że chce się tutaj wracać. Jedno mi nie daje jednak spokoju. Spędziłem w tym pięknym budynku kilkanaście godzin (jeśli nie więcej) i zauważyłem, że obnaża naszą osobowość.
Z jednej strony jesteśmy na tyle bezczelni, że penetrujemy wnętrze przez okna, ale nie mamy odwagi by wejść do środka. Od razu na myśl przychodzi „owoc dobrego i złego”. Jest piękne, kusi swoją aparycją, ale… coś nas powstrzymuje. Niewielki procent postanawia wejść do środka, obejrzeć wnętrze z właściwej strony czyli od wewnątrz.
Męczy nas pytanie „co jest w tej Kuźni?”, ale nie wejdziemy by się zapytać wprost. Wolimy pytać sąsiadki, która zapyta się znajomej, ta zapyta się siostry… łańcuszek może sięgać daleko, ale odpowiedzi możemy nie otrzymać. A przecież wystarczy tylko przekroczyć próg i zadać jedno pytanie ;)
Mam nadzieję, że osoby zaglądające przez okna znajdą w sobie odrobinę odwagi, wejdą do środka i podobnie jak ja przekonają się, że warto było.
Fejsbukowiczom polecam stronę Kuźni: www.facebook.com/KuzniaCafe