O tym wszystkim opowiada nam Roman Grzyb, reprezentant, działającej na Żuławach Grupy Działania „Trzy Krajobrazy” i współtwórca spektaklu „Wesele Żuławskie w XVII wieku”. Wielki miłośnik Żuław. Artysta, z wykształcenia inżynier, geofizyk.
Więcej o spektaklu opowiemy Państwu w drugiej części wywiadu (ukaże się ona już za tydzień na portalu MojaOrunia.pl). Póki co przedstawiamy krótki filmik ze sztuki, która wystawiana była w wielu miejscach na Pomorzu.
Więcej informacji (i filmów) można znaleźć na oficjalnej stronie Grupy: www.trzykrajobrazy.pl
Zacznijmy nieco patetycznie, kocha Pan Żuławy?
Roman Grzyb,,Wie Pan ja jestem z południa Polski, z Krakowa. Ale pokochałem Żuławy, po tym jak poznałem historię tego regionu. A poznałem ją bardziej wtedy, kiedy przystąpiliśmy w Lokalnej Grupie Działania „Trzy Krajobrazy” do realizacji spektaklu „Wesele Żuławskie z XVII wieku”. Scenariusz historyczny pisał dla nas profesor Andrzej Januszajtis. Człowiek, który przeszukiwał niemieckie archiwa w poszukiwaniu informacji na temat dawnych Żuław. Dzięki jego tłumaczeniom mogliśmy chociażby odtworzyć ówczesne stroje. Stopniowo poznawaliśmy też tamtą muzykę, piękną, naprawdę piękną, trzeba dodać.
Zarówno my, czyli producenci, jak i aktorzy, byliśmy coraz bardziej zafascynowani Żuławami. Ja mam tak do tej pory. Głoszę „prawdę o Żuławach” wszędzie gdzie mogę. Bo to naprawdę piękny region, nieco wyparty ze świadomości ludzi. Znamy Kaszuby, a o Żuławach wiemy chyba mniej. A szkoda.
Co Pana zafascynowało w Żuławach?
Na pewno niesamowite jak na czas XVII i XVIII wieku bogactwo tego regionu. Chłopi, którzy często kojarzą nam się z biedą, albo słomianymi, ledwo stojącymi chatkami, tam żyli na sposób, którego zazdrościli im nawet gdańscy mieszczanie! Takie bogactwo chłopów w tamtych latach było ewenementem nie tylko na skalę Polski, ale właściwie niemalże całej Europy.
To jak bogaci byli żuławianie?
Zachował się opis Francuza, sekretarza poselstwa, Charlesa Ogier, który w czasie pierwszego najazdu szwedzkiego przebywał właśnie na Żuławach. Pisał on o bogactwie chłopów, „o polach urodzajnych i przyjemnych”, „zagrodach z cegieł zbudowanych”, „wdzięcznych ogrodach i roli najpiękniej uprawionej”. Dodawał też: „nigdzie nie widziałem tylu gęsi, tylu tłustych krów”. Zresztą o tym, że Żuławy były wtedy nad wyraz bogate, świadczy także zachowanie...gdańskich kupców i mieszczan.
To znaczy?
Gdańscy kupcy naciskali na miejskich radnych, aby jakoś ukrócić zbytek panujący na Żuławach. I gdańscy rajcy się do tego zastosowali. Wprowadzono bardzo duże restrykcje, prawo zaczęło regulować niemal każdą sferę życia na Żuławach. Za nieprzestrzeganie praw groziły spore finansowe kary. Ale Żuławianie się tym aż tak nie przejmowali, bo mieli pieniądze, a kary wliczali w koszty .
I czego zabronili gdańscy rajcy?
Żuławianki, które czasem ubierały się wykwintniej niż gdańszczanki, nie mogły nagle używać aksamitów i jedwabiu na swoje suknie i spódnice.
Zabroniono też organizacji wielkich imprez na Żuławach. Na przyjęciach i ślubach mogły być maksymalnie „4 stoły po 12 osób”. Za każdą dodatkową osobę trzeba było płacić jedną dobrą grzywnę pruską. A to była kosztowna moneta, bo zawierała srebro. Więc była to dość dotkliwa kara.
Ale mieszkańcy Żuław płacili?
Proszę sobie wyobrazić taką historię. Żuławy, 1700 rok. Miejscowość: Krzywe Koło. Trwa wesele. I to nie byle jakie. Według zachowanej do dziś relacji historycznej, wesele trwało tydzień i bawiło się na nim 400 par, czyli 800 osób.
Nie trzeba być matematycznym geniuszem, aby wiedzieć, że do miejskiej kasy wpłynęło ponad 700 monet tylko z tytułu nadliczbowych gości...
No właśnie, ale wydaje się, że łączna kwota kar przekroczyła znacznie 2000 grzywien. Ale mało tego, tam jest opisane, ile zużyto worków pszenicy, zboża, ile win, krów i wszelkiego jadła. To są gigantyczne liczby. Zdarzało się ,że „ciasta na wesele przewożono z Gdańska poczwórnym wozem”...
Żuławianie się nie buntowali przeciwko takim prawom?
Nie buntowali się, bo mieli z czego płacić. A ponadto Gdańsk, w tamtych latach jeden z największych portów Europy, był dla nich ważny. Tam przewozili swoje towary i sprzedawali kupcom gdańskim.
A na weselach i przyjęciach pojawiali się gdańscy urzędnicy i liczyli gości?
Tak, taki urzędnik chodził, robił wywiady, spisywał listę gości. Badał, czy to krewni. Liczył stoły. Ba, sprawdzał nawet, ile zamówiono beczek piwa z gdańskich browarów. Broń Boże, aby nie z browarów elbląskich, czy malborskich. A prawa odnośnie „liczby stołów”, czy „aksamitu” - oficjalnie była to walka ze zbytkiem.
Urzędnicy zawsze znajdą sposób, aby wyciągnąć ludziom pieniądz z kieszeni. Jakoś to co Pan mówi, skojarzyło mi się z dzisiejszymi fotoradarami. Na Żuławach też pewnie ich trochę stoi...
(Śmiech). No tak podatki do kasy. W tamtych latach pieniądze z Żuław płynęły do gdańskiej kasy szerokim strumieniem. Właśnie przez te wszystkie zakazy i kary.
Co jeszcze bym zobaczył w takiej bogatej wsi żuławskiej z XVII, XVIII wieku?
We wsiach dominowała zabudowa ulicowa, czyli domy stojące po obu stronach drogi, zwrócone, pięknymi podcieniami właśnie do ulicy. Za domami duże zagrody i stodoły. Z kolei istniały też większe gospodarstwa. Tam na lekkich podwyższeniach stawiano domy. Tacy gospodarze mieli średnio około 8-10 włók ziemi.
Włók?
No właśnie (śmiech). Do dzisiaj na trasie Pruszcz – Przejazdowo jest wieś o nazwie „Dziewięć Włók”. Ale mało kto wie, co to właściwie jest ta włóka. A jest to po prostu miara. Włóka liczyła sobie 16,8 hektarów. Bogaty gbur lub sąsiad , jak nazywano gospodarzy żuławskich miał więc gospodarstwo liczące 120- 150 ha ziemi.
Powiedział Pan gbur?
(Śmiech). Obecnie gbur oznacza kogoś nieprzyjemnego, mało kulturalnego. A wtedy chodziło po prostu o chłopa, o bogatego chłopa. Ale ci chłopi mieli we wsiach własne szkoły, sprawne urzędy. A ich synowie byli często bardzo wykształceni na ówczesne czasy chodzili do gdańskiego gimnazjum, gdzie uczyli się języka polskiego, ale też filozofii i geografii.
Na Żuławach mówiono wtedy po niemiecku?
Posługiwano się, tak jak i w Gdańsku, językiem niemieckim, ale to nie oznacza, że nie byli to obywatele polscy. Żuławy Gdańskie były wtedy dominium miasta Gdańska, a Żuławy Wiślane – dominium Królestwa Polskiego.
Czy Pan mówiąc Żuławy ma na myśli również Orunię?
Oczywiście. Jak mówi profesor Januszajtis, szczególnie ta wschodnia Orunia, „za torami” to był teren Żuław Gdańskich.
Co jeszcze wyróżniało Żuławy w tamtych latach?
To co na pewno łączyło ludzi z Żuław było niebezpieczeństwo, zresztą istniejące do dziś, spowodowane zagrożeniem ze strony rzek. Każda wieś miała swój odcinek wału, na Wiśle i Motławie, o który musiała dbać. Porządek w tej kwestii sprawowali tak zwanie zarządcy wałowi. Do pomocy mieli przysiężnych wałowych i przysiężnych kanałów, ale cała wieś była zobowiązana w razie niebezpieczeństwa stanąć w obronie i zabezpieczać tereny przed powodzią. Organizację w obrębie każdej wsi wprowadzili Krzyżacy w początkach XV wieku.
Co ciekawe, tacy strażnicy wałowi istnieją na Żuławach do dziś.
Żuławy niektórym kojarzą się właśnie ze sporą liczbą kanałów. Ale taka „sieć” powstała dużo wcześniej niż w XVII wieku, o którym Pan mówi...
A to też ciekawa historia. Bo to oczywiście też zasługa Krzyżaków, którzy wcześniej mieli swoją siedzibę w Egipcie. Tam opanowali sztukę melioracji i kiedy później przenieśli się także na deltę Wisły, wdrażali tutaj swoje nauki w życie. I tak zaczęła się rozbudowa i udoskonalanie sytemu kanałów odwadniających. To jest bardzo ciekawy proces: walka człowieka z żywiołem... Jak stopniow wyłaniało się spod wody coraz więcej bardzo, bardzo żyznej ziemi.
Należy też wspomnieć w tym miejscu o Holendrach , w tym czasie zwanych Olędrami, którzy też na przestrzeni wieków włożyli duży wkład w system melioracyjny Żuław.
Według historyków, właśnie ta żyzna ziemia mogła zdecydować o bogactwie Żuław, o którym Pan opowiada.
Dokładnie. W XVII wieku uzyskiwano tutaj zbiory pszenicy rzędu 25 kwintali na hektar. W pozostałej części Polski np. na Kaszubach wskaźnik ten oscylował w granicach 10 kwintali.
Chciałbym Pana jeszcze poprosić o krótką „wycieczkę” przez miejsca na Żuławach, które warto odwiedzić.
Proszę bardzo. Zacznijmy idąc od Żuław Gdańskich, od przystani żaglowej w Błotniku. Później idziemy poprzez domy podcieniowe w Miłocinie, Koszwałach i Krzywym Kole. Aż do wzorcowego domu podcieniowego, zachowanego do dziś – w Trutnowych , którym opiekują się państwo Kuflowie. Co jeszcze? Przepiękny kościół we Wróblewie, ze wspaniałym, czteroskrzydłowym ołtarzem.
Idziemy dalej przez kościoły żuławskie, czy to w Cedrach Wielkich, czy w Krzywym Kole, no i robiące niesamowite wrażenie ruiny największego kościoła na Żuławach Gdańskich w Steblewie. Wchodzimy na wysoczyznę, mijamy Pszczółki, trafiamy w rejon elektrowni wodnych, chociażby w Bielkowie. Wie Pan, region Żuław jest wyjątkowy. Szkoda, że ciągle tak mało kojarzony nawet przez mieszkańców Trójmiasta....
Dziękuję za rozmowę.