Pawilon handlowy przy ul. Piaskowej mieści ok. sześć podmiotów gospodarczych. Są to głównie sklepy, ale także zakłady fryzjerskie i kosmetyczne. W zeszłym roku na okolicznych blokach Gdańska Spółdzielnia Mieszkaniowa, administrator tego terenu, zainstalowała monitoring. Kamery jednak swoim zasięgiem nie obejmują ściany pawilonu od strony ul. Małomiejskiej. Właśnie tę stronę wybrali sobie na miejsce spotkań okoliczni degustatorzy taniego alkoholu oraz grupa 15-, 16-latków. Tak się składa, że również większość sklepów i salonów fryzjerskich znajduje się po tej właśnie stronie. Ze względów bezpieczeństwa przedsiębiorcy wypowiadają się anonimowo.
- Problemem nie są dorośli ludzie, którzy przychodzą tu napić się wina. Oni nie są agresywni. Tego nie można powiedzieć o tych młodszych – mówi pierwszy z nich.
- Krzyki, przeklinanie. Dzieciaki piją alkohol, a potem się wygłupiają. Na przykład niszczą światła – dodaje inny. - O dziwo, najbardziej "wojownicze" w tym gronie są dziewczyny.
- Próbowałam zwracać uwagę to wybito mi szybę i zniszczono bannery reklamowe – mówi kolejna właścicielka. - Policja kontroluje tylko tych starszych ludzi i im ewentualnie wlepia mandaty. Tymczasem nie zauważa, że młodzi piją alkohol z butelek w papierowych torebkach. Nie rozumiem, czemu nikt nie podejdzie do nich, nie wylegitymuje i nie porozmawia z ich rodzicami. Chcemy, żeby administracja zainstalowała nam tu kamery, ale nie zrzucając na nas całego ciężaru finansowego przedsięwzięcia. Przecież te kamery wpłyną na bezpieczeństwo całej okolicy. Zyskają na tym także mieszkańcy. Gdyby rozłożyć koszta monitoringu pomiędzy na przykład mieszkańców najbliższego bloku i nas, koszty tego typu inwestycji byłby niezauważalne dla wszystkich. Jest tu tylko sześć sklepów, więc koszta rozdzielone tylko pomiędzy nas byłyby naprawdę spore.
Te nadzieje na stworzenie monitoringu ze spółdzielczej kasy rozwiewa Mirosław Literski, kierownik Administracji Osiedla numer 1 Gdańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej:
- Ten pawilon musi zarabiać na siebie. Lokatorzy nie mogą do niego dokładać. Poza tym, to sami przedsiębiorcy powinni wyjść z inicjatywą. Zaproponować rozwiązanie. Jakiekolwiek. Ale jak na razie nie dotarło do nas żadne pismo.
- Jesteśmy tam praktycznie codziennie – mówi dzielnicowy, mł. asp. Tomasz Wojtan. - Tak naprawdę nie mamy za wielu zgłoszeń z tej okolicy. Jeśli ci młodzi ludzie sprawiają problemy, to nikt w takim razie nie kwapi się nam tego zgłaszać.
Wiemy, że takich miejsc w naszej okolicy jest co najmniej kilka. Pytanie, o to, co powinno się robić w takiej sytuacji to tak naprawdę pytanie o to, kto powinien się zająć tymi młodymi ludźmi? Niestety wciąż brakuje przestrzeni, którą młodzi ludzie mogliby "zagospodarować".