Po wtorkowej tragedii na torach w okolicy ulic Sandomierskiej i Rejtana ponownie wrócił temat bezpieczeństwa, a raczej jego braku, niestrzeżonych przejść kolejowych na Dolnej Oruni.
30-latek, uciekinier z zakładu psychiatrycznego na Srebrzysku, rzucił się pod nadjeżdżający z Gdańska pociąg. Mężczyzna zginął na miejscu. Według ustaleń policji, wszystko wskazuje na to, iż było to samobójstwo.
- Według świadków, mężczyzna kręcił się nieopodal torów, później przeszedł przez dziurę w ogrodzeniu i wskoczył wprost pod pędzący pociąg. Nie było mowy, aby maszynista mógł w jakiś sposób zareagować – relacjonuje Magadalena Michalewska, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
Na miejscu zdarzenia pojawił się prokurator i technicy policyjni. Przez trzy godziny na trasie w kierunku Tczewa ruch dla pociągów został zablokowany.
Tylko czekać na wypadek!
Śmierć na torach poruszyła wyobraźnie pobliskich mieszkańców. Ludzie żałują samobójcy, ale boją się również, że niedługo w okolicy może dojść do kolejnej tragedii. Według nich, tym razem może to być nieszczęśliwy wypadek, a nie samobójstwo.
- Tuż obok miejsca, gdzie zginął ten facet, jest niestrzeżone przejście przez tory. Nikt go nie pilnuje, nie ma żadnego szlabanu. Codziennie w drodze do szkoły przechodzi tędy wiele dzieci. Tylko czekać, jak stanie się jakieś nieszczęście – denerwuje się pani Katarzyna, mieszkanka ulicy Przy Torze.
Dzieci najbardziej zagrożone
Kilka godzin po tej tragedii, we wspomnianej wyżej szkole podstawówej nr 16, odbywały się wywiadówki dla rodziców. Tym razem nie oceny ani zachowanie dzieci były głównym ich tematem. Bardziej interesującą kwestią dla rodziców było zapewnienie bezpieczeństwa w drodze do i ze szkoły ich pociechom. Oczywiście najwięcej uwagi poświęcono wspomnianemu wyżej przejściu przez tory w rejonie ulicy Sandomierskiej i Rejtana. Dyrektor SP nr 16, Nina Markiewicz-Sobieraj, przypominała, że problem ten wielokrotnie był już zgłaszany miastu i PKP. Ona sama w wielu pismach do urzędników i przedstawicieli kolei przedstawiała sposoby jego rozwiązania. Postulowała o postawienie w tym miejscu szlabanu i uczynienie przejścia strzeżonym, wreszcie zatrudnienie osoby, która niczym na ruchliwych ulicach, pomogłaby bezpiecznie przechodzić przez tory dzieciom i dbałaby w ten sposób o ich bezpieczeństwo. Na ten moment odzewu praktycznie nie ma.
To jeszcze nie koniec
Dyrektorka obiecuje przedstawić nam wszystkie pisma i opowiedzieć bardziej szczegółowo o jej batalii na spotkaniu pod koniec tego tygodnia. Przyjrzymy się tej sprawie dokładniej. Mamy również w planie zapytać, co o tym wszystkim myślą oruńscy radni. Okoliczni mieszkańcy w tej kwestii już się wypowiedzieli. Wszystkie osoby, które spotkaliśmy w tej okolicy, deklarowały podpisanie każdej petycji, mającej na celu zmuszenie miasta lub PKP do poprawy bezpieczeństwa opisywanego przejścia kolejowego.
Do tego tematu powrócimy już niedługo.
Galeria artykułu