W Gdańsku, tak jak w wielu miejscach w Polsce, taki obrazek to standard: kończy się wielomilionowa inwestycja, na uroczyste otwarcie zapraszane są wszelakie media, robi się trochę szumu, są włodarze, czasem jest i przecinanie wstęgi. Problem w tym, że kamery i flesze szybko znikają, tak jak i zainteresowanie włodarzy. Oddaliśmy do użytku nową ulicę? Mamy nową linię tramwajową? To w czym problem, jakieś tam usterki zawsze zdąży się poprawić.
A to, że oznacza to na nowo rozkopanie dopiero co wybudowanej jezdni, czy wyprofilowanie dopiero co oddanych pasażerom przystanków, no cóż...bywa. Taki schemat miał miejsce m.in. z otwartą w zeszłym roku linią tramwajową na Ujeścisko i zakończeniem prac na alei Havla.
Ale nie tylko o nawierzchnie, przystanki, czy tory chodzi. Pan Michał, nasz czytelnik z Ujeściska zwraca uwagę na jeszcze jedną sprawę. Pisze o „bohomazach”, czyli o nielegalnym graffiti. Wprawdzie podaje przykłady pomazanych budynków, czy przystanków. Ale przesyła też zdjęcia zniszczonych w ten sposób ekranów akustycznych. Właśnie w rejonie alei Havla.
W Gdańsku są problemy
- Dlaczego to nie jest usuwane? Kto się tym zajmuje? W Gdyni już od kilku lat na zlecenie miasta wyłoniona w przetargu firma usuwa te bohomazy z obiektów, które należą do miasta. A w Gdańsku? - pyta.
W Gdańsku jest problem. Nie tylko z rzecznikiem Zarządu Dróg i Zieleni, który przez niemalże dwa tygodnie nie jest w stanie udzielić odpowiedzi na te wydawałoby się proste pytania. Jest problem znacznie większy.
Na czyszczenie chroniących przed hałasem ekranów, które przecież powstają w wielu miejscach Gdańska, nie ma po prostu pieniędzy. - Zima była tak ciężka, że musimy prace w mieście ograniczyć do absolutnego minumum. Na przykład częstoliwość koszenia zieleńców została z tego powodu zredukowana, a czyszczenie ekranów z grafitti nie znalazło się w budżecie - mówi Katarzyna Kaczmarek, rzecznik gdańskiego ZDiZ.
- Czyli jeżeli ktoś pomazał ekrany należące do ZDiZ w Gdańsku, a urzędnicy dostaną taką informację, to w tym roku nic nie będą mogli zrobić, „bo nie ma środków”, czy dobrze zrozumiałem? - pytam.
- Tak. W tym roku ZDiZ nie ma środków na realizację takiego zadania – odpowiada mi Kaczmarek.
W Gdyni czyszczą i sprzątają
Nie będzie więc w tym roku żadnych przetargów, nie będzie firm „czyszczących”. A w przyszłym? - Na chwilę obecną nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Decyzja zostanie podjęta w przyszłym roku – mówi Kaczmarek.
Tymczasem w Gdyni, o której w swym mailu pisze nasz czytelnik, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Ekrany i panele akustyczne utrzymywane są tam w czystości przez Zarząd Dróg i Zieleni w Gdyni.
- ZDiZ corocznie organizuje przetarg na usuwanie graffiti z obiektów gminnych będących w utrzymaniu tutejszego Zarządu, w tym m. in.: z ekranów i paneli akustycznych. Umowy zawierane są na okres 1 roku. Prace związane z usuwaniem graffiti zlecane są na bieżąco. Od początku 2013 roku do dnia dzisiejszego łącznie usunięto graffiti z powierzchni około 570 m2 za kwotę ok. 17 tyś zł brutto, w tym, z ok. 5 m2 ekranów i paneli akustycznych za kwotę ok. 160 zł brutto – tłumaczy Maciej Karmoliński, zastępca dyrektora Zarządu Dróg i Zieleni w Gdyni.
W mieście zarządzanym przez prezydenta Wojciecha Szczurka, ekrany nie tylko czyszczone są z wszelakich bohomazów, ale również myte. To znaczy: ekrany niepopisane również doczekają się swoistej interwencji, ot tak dla poprawy estetyki miasta. Dzieje się tak wzdłuż ulicy Lotników i Trasy Kwiatkowskiego.
- Podobnie jak w przypadku usługi związanej z usuwaniem graffiti, wykonawcy wybierani byli w drodze przetargów nieograniczonych, ogłaszanych przez tutejszy Zarząd w latach 2010 i 2012. Umowy zawierane były na okres około miesiąca. Wartość usługi w 2010r. wyniosła około 132 tyś zł, a w 2012r około 117 tyś zł – dodaje gdyński urzędnik.
- Naszym zdaniem podejmowane wyżej wymienione działania są celowe i sprawdzają się w praktyce. W najbliższym okresie nie są planowane istotne zmiany w realizacji powyższych zadań – zapewnia Karmoliński.
A może pomogą...grafficiarze?
Takie prace, jak widać w kilku wcześniejszych akapitach, oczywiście kosztują (z 5m2 ekranów w Gdyni aż 160 złotych). To może być argument „na nie” dla ludzi, którzy uważają, że w Gdańsku nie ma co wydawać publicznych pieniędzy na głupotę wandali.
Pomijając już argument ogólnej estetyki miasta, czy sposobu wydawania pieniędzy w Gdańsku (otwierać Solidarnościowe Centra, czy... kosić trawniki i czyścić graffiti?), inny nasz czytelnik wyszedł z interesującym pomysłem.
- A gdyby tak niektóre, wybrane fragmenty ekranów zagospodarować wspólnie z grafficiarzami? Stworzyć estetyczne murale. Przecież niedługo powstaną na Oruni ekrany wzdłuż linii kolejowej. A może tam zrobić coś ciekawego? Chyba lepiej, żeby podróżnych wjeżdżających do Gdańska witał fajny, nawiązujący do historii Gdańska, czy tej dzielnicy mural, niż hasła z przekleństwami i wątpliwej jakości obrazkami – mówi pan Paweł, mieszkaniec Oruni.
Przedstawiliśmy pomysł urzędnikom. - Nie rozważaliśmy dotąd takiej możliwości, ale nie mówimy "nie". Wszystko zależy od konkretnego miejsca i od tego, kto by z taką inicjatywą wyszedł. Generalnie jest wiele miejsc które miasto w ramach różnych akcji artystycznych oddało graficiarzom - mury, ściany budynków, tunele i przejścia podziemne – mówi Michał Piotrowski, z gdańskiego Biura Prasowego.
- Mural na ekranie akustycznym? Pierwsze słyszę, ale to naprawdę świetny pomysł – mówi Anna Taut, warszawska artystka i absolwentka Akademii Sztuk Pięknych, która we wrześniu zeszłego roku w ramach akcji „Zrozumieć Sierpień” wspólnie z młodymi oruniakami malowała mur dawnej kotłowni na Żuławskiej. - Czy da się pomalować taki ekran? Oczywiście, że się da. Spray przyjmie wszystko. Jeżeli byłaby taka akcja, to w miarę możliwości spróbowałabym się w to włączyć – deklaruje.
Póki co jednak, w Gdańsku nikt ekranów nie sprząta i nie maluje (legalnie). O estetykę też w tym przypadku nikt nie dba. No cóż, zima była surowa. Ale za to lato 2012 mieliśmy po prostu wystrzałowe, prawda?