- Rewitalizacja to nie tylko remont domów i ulic. To także zmiana społeczna. Oruniacy muszą poczuć, że są właśnie stąd, że to jest ich dzielnica. A tak się stanie dopiero wtedy, jeżeli mieszkający tu ludzie zrozumieją i poznają chociaż w minimalnym stopniu historię tego miejsca – przekonywał Aleksander Masłowski, znany trójmiejski przewodnik, który w zeszłym tygodniu w Gościnnej Przystani przedstawił kapitalny wykład na temat historii Oruni.
Nie chodziło jednak tylko o zamierzchłe daty i wydarzenia. Prelekcja Masłowskiego miała być swoistą wskazówką dla wszystkich projektantów, którzy będą chcieli zmieniać Orunię. A takich projektantów pojawiło się na sali wcale niemało.
Staw - wysypisko - zaniedbany teren
Studentki gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych pod okiem swoich wykładowców chcą zaprojektować teren wokół dawnego stawku w okolicy nieistniejącego cmentarza na Oruni.
Mowa o miejscu zlokalizowanym między dawną Zatoką (okolica skrzyżowania Gościnnej z Traktem św. Wojciecha), a torami. Niektórzy z mieszkańców Oruni nazywają tę okolicę „Dołkiem Pijaków”. Obecnie miejsce to pozostaje zaniedbane. Zupełnie inaczej niż kiedyś.
- Z opowieści moich dziadków wiem, że po wojnie był tutaj stawek, gdzie mieszkańcy zbierali rzęsę. Później to miejsce stopniowo zaczęło się degradować – mówił Przemysław Kluz, reprezentant Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej i pomysłodawca rozpoczęcia dyskusji na temat przyszłości opisywanego tu miejsca.
Do lat 60-tych „oczko wodne” funkcjonowało jednak w najlepsze.
- Staw był głęboki, było to miejsce gdzie kąpali się starsi koledzy - przypominał Krzysztof Kosik, dawny radny miasta i mieszkaniec ulicy Gościnnej.
- W okolicy pracował zakład Żeliwiak, z którego odpady, między innymi żużel, trafiały właśnie do tego stawku. Woda zaczęła zmieniać barwę, zrobił się cuchnący, kloaczny dół. Miejsce to zostało zasypane, sam wrzuciłem tam kilka taczek ziemi, gdy budowałem swój hotel – dopowiadał.
Hasające małpki, pływające łódki
Masłowski opisywał przedwojenną historię tego miejsca.
- Budynek kawiarni Kirchbergera z roku 1900 to lokal, który przed wojną odwiedzało wielu gdańszczan. Niedzielny spacer, wizyta w Parku Oruńskim, kawa i ciastko w kawiarni Kirchbergera – opisywał historyk.
Przed wojną (ale i dużo wcześniej) adres, pod którym dziś funkcjonuje Szkoła Muzyczna przy ulicy Gościnnej, miał na swoim zapleczu ogród. Wąski i długi, dochodził niemal do torów, kończył się opisywanym wyżej stawkiem, po którym ludzie... pływali łódeczkami.
W ogrodzie były ławeczki, przycięte krzewy, żywopłoty, kwietniki. Słowem, standardowy ogród w XIX-wieku. Standard, który ponad sto lat później jest na Oruni wciąż niedoścignionym wzorem.
Co ciekawe, miejsce to słynęło dawniej z nietypowych lokatorów. - W ogrodzie był zwierzyniec. Oprócz mało egzotycznych zwierząt, takich jak osiołki, czy ptaki, można było tam natknąć się również na małpki – przypominał Masłowski.
Może rynek, może coś więcej
Dziś nic nie przypomina o dawnej świetności tego miejsca. Są jednak osoby, które przedstawiają konkretne propozycje odnośnie przyszłości opisywanego tu fragmentu Oruni.
- Taką „parczaną” przestrzeń można by wykorzystać na stworzenie tutaj niewielkiego rynku. Na Oruni oferta usługowa nie wygląda zbyt kwitnąco. Poza tym niedaleko leży ulica Żuławska i działa tam jeszcze kilku ogrodników, którzy uprawiają warzywa. Być może byliby chętni wystawiać tutaj swoje produkty – argumentował Kluz, który dowodził, że okolicy (mimo takich inwestycji jak budowa hotelu, czy przejść podziemnych) brakuje spójnej koncepcji rozwoju.
- Miejsce handlowe w tym miejscu to świetny pomysł. W niedalekiej odległości funkcjonował przecież dawniej Świński Rynek, gdzie dwa razy w tygodniu, we wtorki i czwartki, mieszkańcy mogli kupić tutaj najprzeróżniejsze płody rolne – wtórował Kosik.
Rynek w tym miejscu, co było widać i po niektórych komentarzach na naszym portalu, nie podoba się wszystkim. Pomysłodawcy zapewniają jednak, że są otwarci na argumenty i zapraszają wszystkich do kolejnych dyskusji.
Na kłopoty finansowe... rewitalizacja
Bo wciąż jest wiele znaków zapytania. Czy rynek w ogóle ma powstać? Czy powinno się go ogrodzić? Czy zrobić tutaj wielofunkcyjną przestrzeń, gdzie rano otwarty jest rynek, a wieczorem jest to miejsce, gdzie funkcjonuje coś innego? Co można, a czego nie można zrobić na terenie byłego cmentarza? Czy należy obawiać się dewastacji? A jeżeli tak, to jak się zabezpieczyć przed wandalami? Skąd wziąć na te wszystkie pomysły pieniądze?
Na to ostatnie pytanie w pewnym sensie odpowiedział obecny na spotkaniu Grzegorz Sulikowski, szef gdańskiego Referatu Rewitalizacji.
- Jesteśmy w przededniu opracowania programu rewitalizacji dla Oruni. Zbieramy wszystkie pomysły. Pomysł placu wielofunkcyjnego mi się podoba, robimy coś podobnego w Nowym Porcie – mówił. I deklarował, że koncepcje studentek mogą zostać uwzględnione w projekcie rewitalizacji dzielnicy i dzięki temu znajdą się pieniądze na ich realizację.
Roman Itrich, obecny na sali przedstawiciel lokalnej Rady Osiedla cieszył się, że w dyskusji nad rewitalizacją Oruni mówi się o innych obszarach do zmiany niż tylko ulica Gościnna. - W ten sposób dojdzie niejako do poszerzenia centralnego miejsca naszej dzielnicy, jakim jest Oruńska Starówka – argumentował.
Projekty nie do szuflady
Studentki zabierają się więc do pracy. Dla niektórych z nich będzie to praca dyplomowa. Nie ma się więc co obawiać, że temat zostanie potraktowany po łebkach.
- Musimy obserwować, jakie są rytuały tutejszych mieszkańców. Na Gościnnej już widziałyśmy panie, które sprzedają tu kwiaty. To taki mini symbol targu. Uważam, że rynek to dobry pomysł. Moim zdaniem lepszy niż plac zabaw, czy siłownia. Ale za wcześnie by jeszcze przesądzać, przed nami sporo pracy – mówiła Katarzyna Rzędzian, studentka gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, specjalizująca się w projektowaniu krajobrazu.
Koncepcje studentek powinny być gotowe do końca lutego przyszłego roku. W międzyczasie w Gościnnej Przystani będą organizowane otwarte spotkania w sprawie zagospodarowania opisywanego tu fragmentu Oruni. Każdy więc będzie miał okazję się wypowiedzieć i przedstawić swoje pomysły.
- Projekty studentek mogą być różne. Niektóre mogą dotyczyć małej architektury, inne mogą być nastawione na szczegółowe przedstawienie szaty roślinnej. Ciekawych wątków na pewno nie zabraknie. Mamy nadzieję, że przynajmniej część z nich uda się wcielić w życie. Nie chcemy chować naszych projektów do szuflady – puentował Marek Barański, architekt, wykładowca na ASP, który będzie nadzorował pracę studentek.