Czy wiedzą Państwo, że Orunia słynęła kiedyś z uprawy tytoniu? Albo, że to tutaj zanotowano...ofiarę trzęsienia ziemi? A może słyszeli Państwo, że była to „czerwona dzielnica”, która dawała się we znaki faszystom? To jeszcze wcześniej: kto, kiedy i po co niszczył tę osadę? I którędy tak naprawdę płynęła Orania?
Wiedzą Państwo? Jeżeli tak, możemy tylko podziwiać sporą wiedzę. Jeżeli nie, a ja do tego listopada również na kilka z tych pytań nie znałem odpowiedzi, zapraszamy do lektury.
- Historia pisana Oruni to mniej więcej 700 lat i tak jak w przypadku wielu innych współczesnych dzielnic Gdańska zaczyna się wraz z Krzyżakami – na listopadowym spotkaniu w Gościnnej Przystani (dotyczyło wstępnych założeń rewitalizacji fragmentu dzielnicy) mówił Aleksander Masłowski, znany trójmiejski przewodnik, który przygotował półgodzinny wykład na temat historii Oruni.
Orunia leży jakoś... dziwnie
Pierwszą postacią, która pojawiła się w prelekcji historyka był Albrecht von Ore, komtur gdański, którego za sprawą jego nazwiska wiążę się często z Orunią. Zródła niemieckojęzyczne, jak zaznaczał Masłowski, wskazują, że nazwa Ohra mogła pochodzić właśnie od słynnego komtura. Historyk przypominał jednak, że Albrecht von Ore zginął w 1331 roku w bitwie pod Płowcami, a dopiero 7 lat później Orunia została lokowana na prawie niemieckim. I wtedy też pojawia się pierwsza wzmianka o tym miejscu.
- Co oznacza, że Oruni została lokowana na prawie niemieckim? To, że dawna osada, która funkcjonowała wcześniej na prawie zwyczajowym, zyskiwała już konkretne regulacje prawne i topograficzne – tłumaczył Masłowski.
Co ciekawe, pierwsze wzmianki o Oruni wskazują, że była to wieś znajdująca się nad rzeką Orania, która z kolei wpływa do Motławy. Nie trzeba być geograficznym geniuszem, aby zobaczyć, że obecne położenie Oruni znacznie się różni. Ale to nie znaczy, że ta dzisiejsza dzielnica Gdańska leżała kiedyś w innym miejscu. Jakie jest więc wytłumaczenie?
- Stosunki wodne w okolicy Oruni wyglądały zupełnie inaczej niż teraz. Wszystkie rzeki płynęły wtedy szerszymi korytami – wyjaśniał Masłowski, który przyjmuje, że dawna Orania to dzisiejszy Potok Oruński.
Na zmianę stosunków wodnych miała też wpływ jedna z największych w tej okolicy inwestycji krzyżackich. Mowa oczywiście o budowie Kanału Raduni. Jak obrazowo ujął to trójmiejski przewodnik, Kanał podłączył Gdańsk do swoistej sieci energetycznej. W XIV wieku Kanał Raduni zapewnił energię dla kół młyńskich, dostarczył miastu wodę pitną i nawodnił fosy.
O tym, że dawnej woda przecinała Orunię w innych miejscach niż obecnie świadczą ponadto dokonane w latach 30-tych ubiegłego wieku znaleziska. W okolicy ulicy Żuławskiej wykopano wówczas trzy stare łodzie, dwie we fragmentach, jedną niemalże całą.
Wieś, która w skórę nie raz dostała
Przed wojną rozpoczęła się zażarta dyskusja między polsko-niemieckimi historykami. Ci pierwsi twierdzili często, że są to łodzie starosłowiańskie, ci drudzy, że łodzie Wikingów. Jedna ze stron chciała pokazać, że „oruńskie” znaleziska dowodzą polskości tych terenów. Opcja przeciwna – że obszary te Polsce w żaden sposób się nie nalezą. - Niewielu historyków unikało tego nacjonalistycznego zadęcia i mówiło, że są to łodzie pomorskie, czy łodzie oruńskie – komentował Masłowski.
W 1457 roku Oruni została podarowana Gdańskowi przez polskiego króla Kazimierza Jagielończyka. Była to forma spłaty długu, który polski monarcha zaciągnął w stosunku do bogatego miasta. - Orunia stała się gdańską wsią. Od tego momentu przeżywała okresy kompletnego upadku i gwałtownego rozwoju – mówił historyk.
Te pierwsze wiążą się z klęskami żywiołowymi (powodzie) i znacznie poważniejszymi w skutkach najazdami obcych wojsk. Ten swoisty przegląd destrukcji Oruni otwierają w 1431 roku czescy husyci, którzy w służbie polskiego króla walczyli z Krzyżakami. Jedną z ofiar takiej potyczki była właśnie Orunia.
Kolejna „zła” data to rok 1519. Orunia zostaje zniszczona jako jeden z elementów tak zwanej ostatniej wojny krzyżackiej. Kilkadziesiąt lat później polskie wojska króla Stefana Batorego, które walczą z Gdańskiem, ponownie palą Orunię. Miejscowość ta zdążyła się jeszcze załapać na kolejne zniszczenia w czasie XVII-wiecznych wojen między polską, a szwedzką linią Wazów. Orunia, wcale niebiedna wówczas wieś, zostaje doszczętnie zrabowana przez liczne, stacjonujące tu wojska.
W 1734 roku Gdańsk staje po stronie króla Stanisława Leszczyńskiego w konflikcie z Augustem Sasem. Ten pierwszy ucieka do Gdańska, miasto zostaje otoczone. Kto znowu na tym cierpi? Oczywiście, położona na obrzeżach miasta oruńska wieś.
Na tym nie koniec, początek XIX-wieku to czas Napoleona w Europie. Gdańsk staje się oblężonym miastem w 1807 i 1813 roku. Szczególnie ta druga data okazuje się dla Oruni straszna w skutkach – miejscowość ta zostaje niemalże doszczętnie spalona przez wojska rosyjskie.
Orunia przyciąga bogatych i sama się bogaci
Ale historia Oruni to oczywiście nie tylko bitwy i regularne otrzymywanie w skórę. To również czas względnego spokoju, bogacenia się mieszkańców i upiększania tej okolicy.
- W XVI-wieku zapanowowała moda na budowę letnich rezydencji w pobliżu Gdańska. Orunia ze swoim pięknym położeniem, bliskością do miasta, błyskawicznie staje się elementem zainteresowania bogatych gdańszczan – przypominał Masłowski.
To właśnie wtedy nastąpił początek Parku Oruńskiego, dziś największego i zdaniem wielu najpiękniejszego zieleńca w Gdańsku. W przeszłości był on kilkukrotnie przebudowany i ulepszany (jedna z ostatnich większych rewitalizacji to działania XIX-wiecznego właściciela Parku Augusta Hoene), ale też niszczony przez kolejne wojska, które wycinały okoliczne drzewa na opał.
Warto pamiętać, na co zwracał uwagę Masłowski, że dawniej Park Oruński miał parkan, był zamykany na noc, opiekowali się nim ogrodnicy i stróże. Kolejna ciekawostka: kiedy w 1917 roku Emilia Hoene przepisywała miastu swój Park na Oruni, przekazała w testamencie jedno zastrzeżenie. Zabraniała by na terenie zieleńca kiedykolwiek sprzedawano alkohol. Te prawo jest oczywiście stosowane tutaj do dziś.
Cywilizacja przecina Orunię
XVII wiek to czas, w którym Orunia zaczyna być sławna z uprawy tytoniu. Na jej żyznych polach wielu gospodarzy zajmowało się właśnie taką uprawą i czerpało z tego niemałe zyski.
Wspomniany wyżej rok 1813, czyli moment spalenia przedmieść Gdańska przez wojska rosyjskie, to symboliczny czas narodzin „nowej Oruni”. - Zaczyna się wówczas kształtować Orunia, którą znamy dzisiaj. Wieś się urbanizuje, pojawiają się murowane budynki, pojawiają się kamienice. Powoli zbliża się zmierzch idei rolniczej Oruni. Tworzy się robotnicza Orunia – mówił Masłowski.
Historyk zauważył też jeszcze inną prawidłowość. - Orunia była często traktowana jako trampolina do Gdańska. Scenariusz był następujący: rodzina z Żuław, czy Kaszub przyjeżdża na Orunię. Następne pokolenie stać już na przeprowadzkę na Stare Szkoty, kolejne mieszka jeszcze bliżej przedmieść Gdańska. A czwarte, piąte pokolenie ląduje w Śródmieściu.
W połowie XIX-wieku miało miejsce kolejne istotne wydarzenie w historii tej miejscowości. - Przez Orunię przeciągnięto linię kolejową, ale zrobiono to bardzo agresywnie. Przedzielono chociażby istniejący tu od XVI wieku cmentarz, czy pobliski Park przy siedzibie Schopenhauerów, po prostu odcięto część terenów – przypominał Masłowski.
- To tak jakby ktoś poprowadził kreskę na mapie, nie patrząc na konsekwencję. Powiedziałbym, że cywilizacja nie weszła na Orunię, ona przez Orunię przejechała – dodawał historyk.
Orunia powstaje z popiołów raz jeszcze
Pierwszym sygnałem tego, że po napoleońskich kampaniach Orunia powstaje z ruin była odbudowa kościoła przy dzisiejszej ulicy Gościnnej. Powstał w 1823, a gdyby nie problemy finansowe i kłopot z wybraniem odpowiedniego projektu, stałoby się to jeszcze szybciej.
Zdaniem Masłowskiego, nie jest do końca tak, jak często podaje się w różnych opracowaniach, że jedynym autorem projektu kościoła był Karl Schinkel, XIX-wieczny guru architektury. Tak naprawdę projekt jest autorstwa August Gersdorffa (architekt ten mocno zaangażował się chociażby w odbudowę Malborka), a „przyklepał” go właśnie Schinkel.
Niestety neogotycki wystrój dawnego kościoła ewangelickiego, dziś katolickiego, nie zachował się do naszych czasów. Oprócz kilku uratowanych niedawno pamiątek, większość wyposażenia trafiło w latach 70-tych ubiegłego wieku (przy różnych remontach)... na śmietnik.
Znakiem tego, że Orunia musi się zmienić, była też otwarta w latach 70-tych XIX-wieku linia tramwajowa. Początkowo był to tramwaj konny, na początku XX-wieku pojazdy doczekały się elektryfikacji.
Wszyscy mają mieć równo, czyli "czerwona Orunia"
Ciekawostka, którą przypomniał Masłowski, dotyczy dawnej zajezdni tramwajowej przy ulicy Gościnnej. Otóż właśnie tutaj w 1902 roku jedna z osób stała się ofiarą...trzęsienia ziemi. To nie pomyłka, taką aktywność zarejestrowano wówczas w okolicach Gdańska.
- Motorniczy tramwaju zbliżał się do zajezdni, był już na zakręcie. Wtedy też dało się odczuć wstrząs. Motorniczy wypuścił korbę, wajcha obróciła się gwałtownie i złamała mu rękę – opisywał Masłowski.
Początek XX-wieku i czasy międzywojnia to okres, kiedy Orunia miała kolor „czerwony”. - Było to miejsce, gdzie dużym poparciem cieszyły się idee lewicowe. W czasach Wolnego Miasta Gdańska do połowy lat 30-tych naziści bali zapędzać się w te rejony. Bo propagatorzy idei nazistowskiej często wracali z powybijanymi zębami. Kiedy jednak partia faszystowska zdobyła już pełnie władzy, szybko poradziła sobie z komunistami, a ci ostatni często nagle sami stawali się gorącymi orędownikami Hitlera – mówił Masłowski.
W 1924 Oruni został nadany herb, a w 1933 wcielono ją do Gdańska. Druga wojna światowa nie przyniosła jej większych zniszczeń. A po wojnie swoją historię zaczęli pisać nowi mieszkańcy tej dzielnicy, często przesiedleni tutaj ludzie z utraconej przez Polskę Wileńszczyzny...