„My mieszkańcy Miasta Gdańska, rozumiemy potrzebę rozwoju infrastrukturalnego południowej części miasta, a co za tym idzie spełnienie warunków związanych z zapotrzebowaniem w energię elektryczną tego rejonu.” - list napisany przez grupę mieszkańców Oruni, Olszynki i Osiedla Kazimierz zaczyna się dyplomatycznie.
W dokumencie, który ma być podpisany przez szereg kolejnych gdańszczan, czytamy kluczowe dla całej sprawy zdanie:
„Pomimo tego protestujemy przeciwko budowie napowietrznej linii elektroenergetycznej 110 kV relacji GPZ Gdańsk Błonia – GPZ Maćki – GPZ Pruszcz Gdański w mieście Gdańsku.”
Wspomniana linia, do wybudowania której w Gdańsku dąży firma Energa, ma przechodzić między innymi przez tereny Olszynki, Oruni, Lipiec, a nawet zahaczać o południowe dzielnice miasta. Mowa o powstałych przy ulicy Starogardzkiej osiedlach: Kazimierz i Południowe. Warto dodać, że okolica dynamicznie się rozwija i wciąż powstają tutaj nowe osiedla.
W sprawie budowy „110-tki” protestują rolnicy, przedsiębiorcy i mieszkańcy bloków. Dlaczego?
Ludzie z Olszynki i Lipiec nie godzą się, by na terenie ich działek zamontowane zostały słupy wysokiego napięcia. Argumentują, że taka inwestycja Energi to dla nich koniec biznesu. Ale i koniec normalnego życia. - Kto chciałby mieszkać pod słupami wysokiego napięcia? - pytają. Powołują się między innymi na kwestie zdrowotne.
Mieszkańcy Osiedla Kazimierz używają nieco innych argumentów. - Słupy wysokiego napięcia przed naszymi blokami oznaczają znaczny spadek wartości całego terenu – przekonują.
Wszyscy zwracają, że proponowana inwestycja jest nie tylko zagrożeniem dla zdrowia mieszkańców i środowiska, ale także niszczy miejski krajobraz i jest niezgodna z obowiązującymi przepisami (o tym poniżej).
Co pokazało zacytowane wyżej pierwsze zdanie listu, mieszkańcy nie chcą całkowicie zablokować tej inwestycji. Podają rozwiązania, które ich zdaniem zadowolą obie strony sporu.
Przede wszystkim postulują, aby zamienić słupy wysokiego napięcia na podziemną linią kablową. Podają nawet alternatywną lokalizację: „(...) wzdłuż istniejącej estakady obwodnicy południowej”. Ich zdaniem takie rozwiązanie spowoduje „minimalizację negatywnego oddziaływania na tkankę społeczną i urbanistyczną południowych dzielnic Gdańska.”
W ostatnim akapicie listu mieszkańcy, którym pomagał Przemysław Kluz z Gościnnej Przystani piszą:
„Żądamy przerwania prac projektowych i inwestycyjnych oraz powołania niezależnych i bezstronnych ekspertów. Proponujemy również niezwłoczne rozpoczęcie rozmów trójstronnych, z udziałem samorządu (gminnego i wojewódzkiego), inwestora – Energi , oraz mieszkańców. Wierzymy, że jedynie konstruktywny dialog z wzajemnym poszanowaniem wszystkich stron może doprowadzić do rzeczowych zmian i efektywnego rozwiązania konfliktu.”
Problem w tym, że póki co nikt z mieszkańcami nie chce rozmawiać. Na wcześniejsze pisma mieszkańców Energa potrafiła wysyłać lakoniczne, jednozdaniowe odpowiedzi. Niektórzy zaskarżyli już decyzję na mocy, której Energa miała prawo wejść na teren ich działek. Toczą się kolejne batalie w sądzie.
Kilka tygodni temu w Gościnnej Przystani odbyło się spotkanie na temat opisywanej tu inwestycji. Oprócz mieszkańców, wzięli w nim udział przedstawiciele Rady Miasta Gdańska, urzędnicy i projektanci z Biura Rozwoju Gdańska.
Trudno było znaleźć przedstawiciela władzy, który byłby gotów stanąć po stronie mieszkańców. - Ani gmina, ani radni miasta nie mają tutaj za wiele do powiedzenia – dało się słyszeć.
Okazuje się jednak, że mają do powiedzenia i to nawet sporo. W mieście procedowane są teraz plany zagospodarowania przestrzennego dla terenów pod tą właśnie inwestycję. Teoretycznie jest możliwość, że miejscy rajcy nie uchwalają planu. Ale to tylko teoria, nieoficjalnie mówi się, że miasto nie pójdzie na wojnę z tak ważnym inwestorem jak Energa. Obecnie swoje uwagi do planu składają sami mieszkańcy – nie wiadomo jednak, czy zostaną one uwzględnione.
Wiesław Bielawski, wiceprezydent Gdańska w rozmowie ze mną przekonuje, że miasto nie ma zbyt wielu prawnych instrumentów, by w takiej sprawie wpływać na prywatnego inwestora.
- Zaprojektowanie tej linii pod ziemią to dla inwestora dużo wyższe koszty i nawet jeżeli zostałoby to zrealizowane, to i tak zapłacą za to mieszkańcy Gdańska. Będą po prostu droższe rachunki za prąd – mówi wiceprezydent.
Kiedy zwracam uwagę Bielawskiemu, że w przypadku podobnej linii w Brętowie, Energa zdecydowała się wybrać opcję podziemną i droższą, by nie narażać się na protesty mieszkańców, wiceprezydent mówi wprost. - Tam mieliśmy do czynienia z silnie zurbanizowanymi terenami. Tymczasem tutaj mówimy o Olszynce i Oruni, trudno to porównywać.
- Panie prezydencie, nowa linia przechodzi też przez południowe osiedla Gdańska – zauważam.
- Jakie osiedla? - pyta Bielawski.
Odpowiadam, ale wiceprezydent traci cierpliwość. - Czemu w takiej sprawie jest tylko „miasto”? Czemu ci ludzie nie idą z tym problemem do wojewody? My jako gmina nie możemy tutaj zbyt wiele.
Protestujący mieszkańcy chcą pójść „wyżej”. Wojewoda, posłowie, a może nawet europosłowie – to ich potencjalni adresaci.
Jak całą sprawę komentuje Energa? Jeszcze w tym miesiącu postaramy się opublikować wywiad z przedstawicielami tej firmy.