Ta historia idealnie wpisuje się w świąteczny klimat. Potrafi wzruszyć, by za chwilę wywołać uśmiech. Pokazuje, że ludzie mogą być dobrzy. Że zawsze jest nadzieja i że kiedy ma się wokół siebie przyjaciół i rodzinę...
Dobra, wystarczy tego patosu. Historia jest wyjątkowa i basta. Groźna choroba, wielka przyjaźń, „gruba kasa”, peruka z ludzkich włosów, tysiące „lajków” na Fejsbuku, dobra muzyka, a nawet wątek z tańczeniem na rurze, tak, w tej historii jest wszystko.
Alicja Oleńska ma 28 lat. Ma męża i trzyletnią córeczkę, Kaję. Ma i dobrą pracę w urzędzie marszałkowskim. Mieszka na ulicy Raduńskiej, orunianką jest „od zawsze”. Interesuje się tym, co dzieje się na jej dzielnicy. Kiedy trzeba było powiedzieć do kamery kilka słów o wiecznie zamkniętych szlabanach na Oruni, pierwsza szła rozmawiać z dziennikarzami.
Pewnego dnia, jakiś rok temu, poczuła się wyjątkowo źle. Narastający ucisk w klatce piersiowej, który nie chciał odpuścić. Pogotowie, przyjazd do szpitala, rutynowe badania. Diagnoza z tych, która mrozi krew w żyłach: rzadko spotykany nowotwór, tak zwany mięsak maziówkowy.
Guza wykryto w udzie, szybko okazało się, że są przerzuty do płuc i serca. - Mięsaki mają to do siebie, że powinny być radykalnie zoperowane, wycięte. U mnie jest to niemożliwe. Są guzy przyklejone do serca, których nie da się usunąć. W nodze guz przylega do kości udowej, kulszowej i łonowej – opowiada pani Alicja. - Tak naprawdę potrzebna byłaby amputacja nogi, a także przeszczep serca i płuc, do którego w żaden sposób się nie kwalifikuję – dopowiada.
28-letnia orunianka przeszła już jedną operację na sercu, gdzie lekarze wycięli guzy, które można było w miarę bezpiecznie usunąć. Rozpoczęła również chemioterapię. Ma za sobą dwanaście cykli różnej chemii. Leczenie nie przyniosło zadowalających wyników, za to znacznie osłabiło organizm. Pani Alicja zaczęła gubić włosy, wreszcie za maszynkę chwycił mąż, musiał ogolić żonę. Załamaną mamę pocieszała... jej trzyletnia córka.
Tak, to cholernie smutny, dla kogoś z zewnątrz trudny do wyobrażenia moment, ale trzeba wspomnieć o ważnej kwestii. Pani Alicja, o czym przekonują mnie także inni, potrafiła w całej tej tragedii zachować wyjątkową pogodę ducha i spore pokłady pozytywnej energii.
- Po pierwsze, nie poddam się, mam dla kogo żyć: mam 3-letnie dziecko, męża, wspaniałe przyjaciółki, rodzinę. Po drugie, nie mam zamiaru użalać się nad sobą i rozczulać. Tysiące osób choruje, wielu spotkałam w szpitalach. Sporo z nich się nie poddaje. Ja również nie zamierzam, liczę na cud – mówi mi pani Alicja.
I naprawdę jej wierzę. Mam przed sobą uśmiechniętą, młodą i atrakcyjną kobietę. W życiu bym nie powiedział, że toczy ją tak groźna choroba.
Pani Alicja ma również spore szczęście. I tu na scenie muszą pojawić się jej przyjaciółki. Nie „koleżanki”, o czym szybko zostaje poinformowany. - Żadne koleżanki, d...a, my jesteśmy przyjaciółkami od dziecka, trzymamy się zawsze razem – słyszę zapewnienia.
- Gdybym mogła to wycięłabym jej te guzy samemu, a że nie mogę, to chcę przynajmniej zrobić wszystko, by umilić jej życie – mówi Aleksandra Sarota, orunianka.
Rozmawiające ze mną panie są tak „za Alicją”, że jedna z nich mówi mi wprost: - Zatańczyłabym nawet na rurze, by w ten sposób zbierać pieniądze na leczenie dla Alicji.
Pikantnych tańców wprawdzie nie będzie, ale przyjaciółki naszej bohaterki mają inne pomysły.
- Kiedy Ala straciła włosy, musiała zacząć nosić peruki, które jednak szybko się niszczą. Ala ma marzenie, by mieć perukę z prawdziwych włosów, a jej koszt to około 2 tysiące złotych. Droga sprawa, nie na kieszeń Ali, szczególnie kiedy musi wydawać pieniądze na leczenie – mówi Katarzyna Plechowska, orunianka.
Jak wylicza pani Alicja, miesięczny koszt leków to dla niej ponad sto złotych. Ale 28-latka wydaje jeszcze kilkaset złotych na lekarstwa medycyny alternatywnej. Sporo pochłaniają też częste wyjazdy do Warszawy, do najlepszych onkologów w kraju.
- Wpadłyśmy więc na pomysł, że zrobimy akcję i zbierzemy pieniądze na taką perukę – mówi pani Aleksandra.
Akcja nazywa się „Kokosy na włosy”. Kokosy – w znaczeniu pieniądze, włosy – wymarzona peruka dla pani Alicji.
26 kwietnia w Klubie Alternatywa we Wrzeszczu odbędzie się specjalny koncert, w którym za darmo zagra zespół Duo Acoustic, a imprezę, oczywiście bezpłatnie, poprowadzi Dj Gary, spec od karaoke. Cały dochód z koncertu zasili oczywiście konto na rzecz pani Alicji. Start zabawy: godzina 21.
Wszystko zorganizowały jej przyjaciółki, ale lokal i muzyka to jednak za mało. Potrzeba jeszcze publiki.
- Stworzyłyśmy wydarzenie na Facebooku, zaprosiliśmy kilkudziesięciu znajomych... Rezultat przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania – mówi pani Aleksandra.
- Puściliśmy informację wieczorem, a na drugi dzień już półtora tysiąca osób zadeklarowało, że weźmie udział w naszej akcji – wchodzi w słowo pani Katarzyna.
Mało tego, do organizatorek zaczęli zgłaszać się ludzie z konkretnymi propozycjami. Fryzjerka pani Alicji chce w trakcie koncertu sprzedać sto profesjonalnych strzyżeń. - Koszt jednego strzyżenia to 20 złotych, wszystko idzie „do puchy” dla Alicji – słyszę.
Są osoby, które wystawiają na aukcję własnoręcznie wykonaną biżuterię. Opisywany już na łamach naszego portalu „Tani Armani”, lumpeks z Sandomierskiej „sprzedaje” na przykład...naszyjniki z filcu. Ktoś inny oddał 10 biletów na wystawę do Centrum Hewelianum. Znajoma pani Alicji szyje 50-centymetrową Świnkę Peppe, inna koleżanka tworzy rysunki – wszystko z myślą na sprzedaż, by zebrać jak najwięcej „kokosów” dla młodej orunianki.
W najbliższą środę o godzinie 19 w Parku Oruńskim pod okiem profesjonalisty odbędzie się trening dla wszystkich chętnych. Będziemy ćwiczyć, biegać, uprawiać jogę. I będziemy zbierać pieniądze do puszki – mówi Karolina Woźniak, orunianka i radna osiedla, która pomogła mi zorganizować spotkanie z panią Alicją i jej przyjaciółkami.
- Moja siostra powiedziała, że gdyby nie udało się zebrać 2 tysięcy złotych, to ona jest gotowa oddać swoje włosy – dodaje pani Karolina.
-O nie, takiego poświecenia to już nie chcę – uśmiecha się pani Alicja.
- Ja bardzo dużo palę, nawet i paczkę dziennie. Obiecałam sobie, że do 26 kwietnia każdego dnia będę odkładać dla Ali te 13 złotych, które wydawałabym na papierosy – komentuje pani Aleksandra.
- Takie poświęcenie to jestem w stanie przyjąć – żartuje pani Alicja, wyraźnie wzruszona.
Może się tak zdarzyć, że w akcji uda zebrać się więcej niż 2 tysiące złotych. Za ewentualną nadwyżkę, przyjaciółki chciałyby wysłać panią Alicję na Mazury i do Wrocławia. Na Mazury – do ośrodka spa na zabiegi kosmetyczne, masaże, saunę, słowem na wypoczynek i zrobienie się na bóstwo. Do Wrocławia, bo tam toczy się akcja ulubionego serialu moich rozmówczyń - „Pierwsza Miłość”.
Być może udałoby się jeszcze zahaczyć o Warszawę i... Marcina Prokopa, którego Alicja chciałaby bardzo spotkać. Jeżeli zdarzy się tak, że tekst ten trafi do ludzi z telewizji (a Panie deklarują „rozsyłkę” w różne miejsca), apelujemy: panie Marcinie, „weź się spotkaj, no”.
Moje rozmówczynie myślą już o założeniu fundacji, która pomagałaby innym chorym, u których wykryto mięsaki. - Bardzo chciałabym pomagać innym – komentuje 28-letnia orunianka. - Przecież tyle osób mi teraz pomaga. Serdecznie dziękuję wszystkim za to co dla mnie robicie, to bardzo dużo dla mnie znaczy.